Niektórzy lubią tak sobie gdybać
na temat przyszłości. Czasem bardziej racjonalnie, czasem mniej. Ostatnio
wrzuciłem wpis bardziej sci-fi, o możliwych przyszłych drogach ewolucji ludzkości,
trochę prosty i schematyczny, bo bez uwzględniania masy zmiennych. Tym razem
zastanówmy się jakie odkrycia w biologii i medycynie okazałyby się przełomowe i
mogłyby zrewolucjonizować w jakiś sposób nasze podejście do różnych kwestii
bądź też zmienić funkcjonowanie nas samych w niektórych dziedzinach życia.
na temat przyszłości. Czasem bardziej racjonalnie, czasem mniej. Ostatnio
wrzuciłem wpis bardziej sci-fi, o możliwych przyszłych drogach ewolucji ludzkości,
trochę prosty i schematyczny, bo bez uwzględniania masy zmiennych. Tym razem
zastanówmy się jakie odkrycia w biologii i medycynie okazałyby się przełomowe i
mogłyby zrewolucjonizować w jakiś sposób nasze podejście do różnych kwestii
bądź też zmienić funkcjonowanie nas samych w niektórych dziedzinach życia.
(Pixabay)
Przeprowadzenie eksperymentalnej biogenezy
To, że powstanie życia ze
związków organicznych miało miejsce, wiemy. Wiemy, bo istniejemy (nie tylko
zresztą dlatego, ale w tym wpisie nie będę się zagłębiał w szczegółową
argumentację). Czy miało ono miejsce na Ziemi czy gdzieś indziej w Kosmosie,
pewnie zostanie dla nas jeszcze na długo tajemnicą. Być może na zawsze, bo
dopóki nie odnajdziemy życia z innych miejsc we Wszechświecie, by móc porównać
sekwencje DNA, ciężko o konkretne diagnozy. Nośnikiem informacji genetycznej
obcego nam życia niekoniecznie też musi być DNA, co mogłoby zarówno rozwiązać
zagadkę bądź też jeszcze bardziej ją skomplikować. Na przykład gdyby nośnikiem
była znana nam inna cząsteczka (PNA lub TNA) moglibyśmy zastanawiać się nad wspólnym pochodzeniem w różnych, często
problematycznych kombinacjach, natomiast jeżeli okazałoby się, że obce
organizmy bazują na kompletnie innym przekaźniku informacji, bardziej
prawdopodobnym stałby się fakt, że ich biogeneza zaszła niezależnie od naszej.
związków organicznych miało miejsce, wiemy. Wiemy, bo istniejemy (nie tylko
zresztą dlatego, ale w tym wpisie nie będę się zagłębiał w szczegółową
argumentację). Czy miało ono miejsce na Ziemi czy gdzieś indziej w Kosmosie,
pewnie zostanie dla nas jeszcze na długo tajemnicą. Być może na zawsze, bo
dopóki nie odnajdziemy życia z innych miejsc we Wszechświecie, by móc porównać
sekwencje DNA, ciężko o konkretne diagnozy. Nośnikiem informacji genetycznej
obcego nam życia niekoniecznie też musi być DNA, co mogłoby zarówno rozwiązać
zagadkę bądź też jeszcze bardziej ją skomplikować. Na przykład gdyby nośnikiem
była znana nam inna cząsteczka (PNA lub TNA) moglibyśmy zastanawiać się nad wspólnym pochodzeniem w różnych, często
problematycznych kombinacjach, natomiast jeżeli okazałoby się, że obce
organizmy bazują na kompletnie innym przekaźniku informacji, bardziej
prawdopodobnym stałby się fakt, że ich biogeneza zaszła niezależnie od naszej.
(proteinoid, źróło: www.gutenberg.org)
A jeżeli życie wyewoluowało tylko
na Ziemi? Mało to jednak prawdopodobne zważywszy na fakt, że odkryto już w
przestrzeni kosmicznej najprostszy aminokwas – glicynę. Przeprowadzono też
laboratoryjnie ewolucję chemiczną w sławnym eksperymencie Stanleya Millera,
gdzie z metanu otrzymano aminokwasy. Udało się też uzyskać eksperymentalnie
proteinoidy. Cząsteczki te powstawały z aminokwasów, z wytworzeniem
półprzepuszczalnych błon pozwalających na osmozę, a także zawierały potencjał
elektryczny. Można je uznać za swego rodzaju syntetyczne formy pośrednie między
materią nieożywioną, a życiem. Nigdy jednak badaczom nie udało się
przeprowadzić całkowitej biogenezy, do powstania bezsprzecznie organizmu.
Naukowiec, który tego dokona zapewne przyćmi swym odkryciem, w skali
historycznej, opublikowane przez Darwina ,,O
powstawaniu gatunków (…)’’. Wyobraźcie sobie możliwość tworzenia przez
naukowców całkowicie nowych organizmów, od podstaw. A od podstaw, warto
zaznaczyć, ponieważ nowe gatunki są już syntetyzowane bioinżynieryjnie (np.
sławna Mycoplasma laboratorium) lecz
nie, jak wyżej, począwszy od martwej materii, a bazując na żywych
mikroorganizmach.
na Ziemi? Mało to jednak prawdopodobne zważywszy na fakt, że odkryto już w
przestrzeni kosmicznej najprostszy aminokwas – glicynę. Przeprowadzono też
laboratoryjnie ewolucję chemiczną w sławnym eksperymencie Stanleya Millera,
gdzie z metanu otrzymano aminokwasy. Udało się też uzyskać eksperymentalnie
proteinoidy. Cząsteczki te powstawały z aminokwasów, z wytworzeniem
półprzepuszczalnych błon pozwalających na osmozę, a także zawierały potencjał
elektryczny. Można je uznać za swego rodzaju syntetyczne formy pośrednie między
materią nieożywioną, a życiem. Nigdy jednak badaczom nie udało się
przeprowadzić całkowitej biogenezy, do powstania bezsprzecznie organizmu.
Naukowiec, który tego dokona zapewne przyćmi swym odkryciem, w skali
historycznej, opublikowane przez Darwina ,,O
powstawaniu gatunków (…)’’. Wyobraźcie sobie możliwość tworzenia przez
naukowców całkowicie nowych organizmów, od podstaw. A od podstaw, warto
zaznaczyć, ponieważ nowe gatunki są już syntetyzowane bioinżynieryjnie (np.
sławna Mycoplasma laboratorium) lecz
nie, jak wyżej, począwszy od martwej materii, a bazując na żywych
mikroorganizmach.
(PNA, autor: Messer Woland, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:PNA.svg)
Odkrycie życia poza
Ziemią
Punkt ten po części nawiązuje do
punktu pierwszego. Chociaż znalezienie obcych nam organizmów (z punktu widzenia
nas, jako Ziemian) nie byłoby, tak na sucho, niczym nieprawdopodobnym, bo
spodziewamy się i to niemalże bez wątpliwości, że takowe istnieją, to sam fakt
ich odkrycia byłby czymś rewolucyjnym. Nie tylko dla naukowców, ale także
przeciętnego człowieka. Co tam lądowanie na Księżycu. Co tam lądowanie na
Marsie. Co tam te wszystkie sondy, łaziki itd. Znalezienie żywych organizmów
gdzieś indziej, niż na Ziemi byłoby czymś tak ekscytującym, że pewnie nawet
najbardziej znużeni życiem Janusze i Grażyny trochę by się ożywili. A gdyby
życie to okazało się być bardziej zaawansowane? Nie jakieś tam mikroorganizmy,
tylko widoczne gołym okiem 'zwierzęta’ lub 'rośliny’? Bądź też nieznana nam z uwagi
na obcą ewolucję grupa? Chyba nie trzeba dodawać jak wielkim szokiem dla wielu
byłoby spotkanie przez ludzkość obcej, inteligentnej cywilizacji. Zapewne
ideologia wielu fanatyków religijnych, odrzucających współczesną naukę,
ostatecznie legła by w gruzach.
punktu pierwszego. Chociaż znalezienie obcych nam organizmów (z punktu widzenia
nas, jako Ziemian) nie byłoby, tak na sucho, niczym nieprawdopodobnym, bo
spodziewamy się i to niemalże bez wątpliwości, że takowe istnieją, to sam fakt
ich odkrycia byłby czymś rewolucyjnym. Nie tylko dla naukowców, ale także
przeciętnego człowieka. Co tam lądowanie na Księżycu. Co tam lądowanie na
Marsie. Co tam te wszystkie sondy, łaziki itd. Znalezienie żywych organizmów
gdzieś indziej, niż na Ziemi byłoby czymś tak ekscytującym, że pewnie nawet
najbardziej znużeni życiem Janusze i Grażyny trochę by się ożywili. A gdyby
życie to okazało się być bardziej zaawansowane? Nie jakieś tam mikroorganizmy,
tylko widoczne gołym okiem 'zwierzęta’ lub 'rośliny’? Bądź też nieznana nam z uwagi
na obcą ewolucję grupa? Chyba nie trzeba dodawać jak wielkim szokiem dla wielu
byłoby spotkanie przez ludzkość obcej, inteligentnej cywilizacji. Zapewne
ideologia wielu fanatyków religijnych, odrzucających współczesną naukę,
ostatecznie legła by w gruzach.
(Europa Report)
Gdzie w zasięgu Homo sapiens możemy spodziewać się
życia? Część naukowców pokłada swe nadzieje w Marsie, chociaż tam
prawdopodobnie prędzej odkryjemy skamieniałości wymarłych już na tej planecie
organizmów, ale w tej chwili nie jest to jeszcze przesądzone. W masowej
świadomości wielu pewnie mówi coś nazwa ,,Europa’’ – jeden z księżyców Jowisza,
do której odnosi się znany film Europa
Report (o odkrywaniu życia pozaziemskiego właśnie). Pod jej lodową skorupą
prawdopodobnie znajduje się ocean, którego utrzymanie (wody w stanie ciekłym)
wymagałoby też energii. Jest to ciekawe miejsce w kontekście poszukiwania życia
(i nie tylko). Sam czekam na bezzałogową misję poświęconą właśnie temu miejscu.
Innym, mogącym dać początek życiu jest Enceladus i Tytan, księżyce Saturna. Na
tym drugim odkryto jeziora metanu, a jak wiemy z eksperymentu Millera, w jego
obecności mogą powstać aminokwasy, z tych natomiast dalej – życie. Na
Encleadusie z kolei, podobnie jak w przypadku Europy, spodziewać się można
ciekłej wody, gdyż, jak zaobserwowano, na księżycu tym znajdują się gejzery
aktywnie wyrzucające wodę, zwane kriowulkanami.
życia? Część naukowców pokłada swe nadzieje w Marsie, chociaż tam
prawdopodobnie prędzej odkryjemy skamieniałości wymarłych już na tej planecie
organizmów, ale w tej chwili nie jest to jeszcze przesądzone. W masowej
świadomości wielu pewnie mówi coś nazwa ,,Europa’’ – jeden z księżyców Jowisza,
do której odnosi się znany film Europa
Report (o odkrywaniu życia pozaziemskiego właśnie). Pod jej lodową skorupą
prawdopodobnie znajduje się ocean, którego utrzymanie (wody w stanie ciekłym)
wymagałoby też energii. Jest to ciekawe miejsce w kontekście poszukiwania życia
(i nie tylko). Sam czekam na bezzałogową misję poświęconą właśnie temu miejscu.
Innym, mogącym dać początek życiu jest Enceladus i Tytan, księżyce Saturna. Na
tym drugim odkryto jeziora metanu, a jak wiemy z eksperymentu Millera, w jego
obecności mogą powstać aminokwasy, z tych natomiast dalej – życie. Na
Encleadusie z kolei, podobnie jak w przypadku Europy, spodziewać się można
ciekłej wody, gdyż, jak zaobserwowano, na księżycu tym znajdują się gejzery
aktywnie wyrzucające wodę, zwane kriowulkanami.
(kriowulkan, źródło: http://wulkanyswiata.blogspot.com/)
Ciąża in vitro
Niczym nowym nie jest już
zapłodnienie in vitro, które z
niezrozumiałych dla mnie przyczyn budzi kontrowersje wśród naszych polityków. W
rzeczywistości daje duże możliwości. Przykładowo, osoba chora na mukowiscydozę,
przy tradycyjnym rozmnażaniu, jest duża szansa, że przekaże chorobę dziecku,
podczas gdy przy zapłodnieniu in vitro
morule najpierw można przebadać pod kątem różnych chorób, zwłaszcza wynikłych z
mutacji monogenowych i abberacji chromosomowych, a następnie wybrać te, które
są zdrowe. W efekcie osoba z chorobą genetyczną nie przekaże jej dziecku. Inny
przykład – kobieta obciążona znacznym ryzykiem zachorowania na nowotwór jajnika
(jak np. Angelina Jolie) – może skorzystać z opcji pobrania oocytów, a
następnie usunięcia jajników. Zebrane komórki rozrodcze, dzięki omawianej
metodzie mogą uczynić ową kobietę matką, mimo braku gonad.
zapłodnienie in vitro, które z
niezrozumiałych dla mnie przyczyn budzi kontrowersje wśród naszych polityków. W
rzeczywistości daje duże możliwości. Przykładowo, osoba chora na mukowiscydozę,
przy tradycyjnym rozmnażaniu, jest duża szansa, że przekaże chorobę dziecku,
podczas gdy przy zapłodnieniu in vitro
morule najpierw można przebadać pod kątem różnych chorób, zwłaszcza wynikłych z
mutacji monogenowych i abberacji chromosomowych, a następnie wybrać te, które
są zdrowe. W efekcie osoba z chorobą genetyczną nie przekaże jej dziecku. Inny
przykład – kobieta obciążona znacznym ryzykiem zachorowania na nowotwór jajnika
(jak np. Angelina Jolie) – może skorzystać z opcji pobrania oocytów, a
następnie usunięcia jajników. Zebrane komórki rozrodcze, dzięki omawianej
metodzie mogą uczynić ową kobietę matką, mimo braku gonad.
(morula, źródło: Wikipedia)
Ja jednak, tutaj, nie o tym
chciałem pisać (chociaż cały akapit z tego wyszedł). Co gdyby udało się w
przyszłości dojść do momentu, że realnym stało by się przeprowadzanie ciąży w
warunkach laboratoryjnych, poza organizmem kobiety? Mimo, że takie wizje mogą
niektórym źle się kojarzyć, jak choćby z Nowym
Wspaniałym Światem Huxleya czy filmem Wyspa
z 2005 roku, to z pewnością w odpowiednim systemie ciąże in vitro byłyby czymś nie do przecenienia. Wysiłek związany z
utrzymywaniem przez kobietę nowego organizmu we własnym ciele przestałby
istnieć, zapewne więcej par czy samych kobiet decydowałoby się na dzieci,
zniknąłby też (a przynajmniej w pewnym stopniu zmniejszył) problem aborcji
zdrowych płodów. Mogąc bez problemu zbadać potomka, specjaliści w razie
potrzeby, na bieżąco reagowali by, podając odpowiednie środki. Zniknęłoby też
ryzyko związane z wpływem czynników środowiskowych na matkę w trakcie ciąży –
płód otrzymywałby to, co potrzebuje, bez tego, co niekoniecznie by mu służyło,
jak choćby toksyny wdychane przez matkę wraz z powietrzem. Jak sądzicie, na ile
taka wersja zdarzeń jest możliwa i jeśli w ogóle to w jakiej perspektywie
czasu? Badania w tym kierunku są już obecnie prowadzone.
chciałem pisać (chociaż cały akapit z tego wyszedł). Co gdyby udało się w
przyszłości dojść do momentu, że realnym stało by się przeprowadzanie ciąży w
warunkach laboratoryjnych, poza organizmem kobiety? Mimo, że takie wizje mogą
niektórym źle się kojarzyć, jak choćby z Nowym
Wspaniałym Światem Huxleya czy filmem Wyspa
z 2005 roku, to z pewnością w odpowiednim systemie ciąże in vitro byłyby czymś nie do przecenienia. Wysiłek związany z
utrzymywaniem przez kobietę nowego organizmu we własnym ciele przestałby
istnieć, zapewne więcej par czy samych kobiet decydowałoby się na dzieci,
zniknąłby też (a przynajmniej w pewnym stopniu zmniejszył) problem aborcji
zdrowych płodów. Mogąc bez problemu zbadać potomka, specjaliści w razie
potrzeby, na bieżąco reagowali by, podając odpowiednie środki. Zniknęłoby też
ryzyko związane z wpływem czynników środowiskowych na matkę w trakcie ciąży –
płód otrzymywałby to, co potrzebuje, bez tego, co niekoniecznie by mu służyło,
jak choćby toksyny wdychane przez matkę wraz z powietrzem. Jak sądzicie, na ile
taka wersja zdarzeń jest możliwa i jeśli w ogóle to w jakiej perspektywie
czasu? Badania w tym kierunku są już obecnie prowadzone.
(Wyspa 2005)
Sklonowanie wymarłego gatunku
Kiedyś, około półtora roku temu,
miałem sen. Śniło mi się, że ja i wiele innych osób, w tym też sporo naukowców,
lecieliśmy na Marsa. Na pokładzie statku znajdowały się laboratoria i inne
odpowiednie pomieszczenia do klonowania. Klonowania australopiteków, które
miały zasiedlić Marsa i (abstrahując już od tego, że nie ma tam warunków do takiego życia, bo to był tylko sen)
eksperymentalnie (po części) przechodzić dalszą ewolucję. Misja zakończyła się
niepowodzeniem – australopiteki zbuntowały się, zaatakowały ludzi w statku
kosmicznym i sen się skończył. Swoją drogą dziwne uczucie, śniąc realistycznie,
spojrzeć prosto w oczy rozwścieczonemu australopitekowi.
miałem sen. Śniło mi się, że ja i wiele innych osób, w tym też sporo naukowców,
lecieliśmy na Marsa. Na pokładzie statku znajdowały się laboratoria i inne
odpowiednie pomieszczenia do klonowania. Klonowania australopiteków, które
miały zasiedlić Marsa i (abstrahując już od tego, że nie ma tam warunków do takiego życia, bo to był tylko sen)
eksperymentalnie (po części) przechodzić dalszą ewolucję. Misja zakończyła się
niepowodzeniem – australopiteki zbuntowały się, zaatakowały ludzi w statku
kosmicznym i sen się skończył. Swoją drogą dziwne uczucie, śniąc realistycznie,
spojrzeć prosto w oczy rozwścieczonemu australopitekowi.
(źródło: http://www.bradshawfoundation.com/)
Przywrócenie do życia wymarłych
gatunków jest w tej chwili poza naszym zasięgiem. O ile wskrzeszanie organizmów, które wyginęły stosunkowo niedawno, jak
np. wilk workowaty czy tur (nad którego sklonowaniem ślimaczą się badania w
Poznaniu), wydaje się być bardziej realistyczne, to gatunki wymarłe dawno temu
prawdopodobnie nie pojawią się już na powierzchni Ziemi. Dlaczego? Nawet mając
kompletny genom (którego zdobycie w przypadku gatunków od tysięcy lat
nieobecnych jest najpewniej niemożliwe, z kolei skomponowanie uzupełnianki nie dałoby już właściwego
wymarłego gatunku lecz częściowo syntetycznego, jak wspomniana wyżej Mycoplasma laboratorium) potrzeba
jeszcze umieszczenia go w komórce, potrzeba odpowiedniej matki – surogatki (a
ta, o ile mogłaby się znaleźć dla wspomnianego tura, jako żubr, tak kto
zniósłby jajo dinozaura?), potrzeba rozwiązania także innych problemów. Inną rzeczą jest
to, że wątpliwości natury etycznej budziłoby sklonowanie przodków człowieka,
jak np. wspomnianych australopiteków, neandertalczyków czy innych.
Niewykluczone, że nawet mając takie możliwości, odpowiednie komitety zwyczajnie
nie wyraziłyby zgody na tego rodzaju badania. Jednak przywrócenie do życia
choćby tura wyznaczyłoby ogromny przełom w wielu dziedzinach biomedycznych.
gatunków jest w tej chwili poza naszym zasięgiem. O ile wskrzeszanie organizmów, które wyginęły stosunkowo niedawno, jak
np. wilk workowaty czy tur (nad którego sklonowaniem ślimaczą się badania w
Poznaniu), wydaje się być bardziej realistyczne, to gatunki wymarłe dawno temu
prawdopodobnie nie pojawią się już na powierzchni Ziemi. Dlaczego? Nawet mając
kompletny genom (którego zdobycie w przypadku gatunków od tysięcy lat
nieobecnych jest najpewniej niemożliwe, z kolei skomponowanie uzupełnianki nie dałoby już właściwego
wymarłego gatunku lecz częściowo syntetycznego, jak wspomniana wyżej Mycoplasma laboratorium) potrzeba
jeszcze umieszczenia go w komórce, potrzeba odpowiedniej matki – surogatki (a
ta, o ile mogłaby się znaleźć dla wspomnianego tura, jako żubr, tak kto
zniósłby jajo dinozaura?), potrzeba rozwiązania także innych problemów. Inną rzeczą jest
to, że wątpliwości natury etycznej budziłoby sklonowanie przodków człowieka,
jak np. wspomnianych australopiteków, neandertalczyków czy innych.
Niewykluczone, że nawet mając takie możliwości, odpowiednie komitety zwyczajnie
nie wyraziłyby zgody na tego rodzaju badania. Jednak przywrócenie do życia
choćby tura wyznaczyłoby ogromny przełom w wielu dziedzinach biomedycznych.
(źródło: Wikipedia)
Co jeszcze?
Ciekawi mnie czego Wy
spodziewaliście się po takim wpisie. Co dla Was okazałoby się rewolucyjne w
biologii i medycynie i czy byłoby to w ogóle możliwe? Na przykład, pewnie wielu
z Was czytając ten artykuł, zastanawiało się nad przełomem w medycynie, jakim
byłoby wynalezienie uniwersalnego leku na wszelkie nowotwory. Albo chociaż leku
uniwersalnego na nowotwory w obrębie jednej tkanki. Rzeczywistość ma się
niestety tutaj nie po naszej stronie – każda choroba nowotworowa jest w pewnym
(i nie bez znaczenia) sensie inną chorobą i mimo, że zbiorczo nazywamy to
wszystko ,,nowotworami’’ to nie jest to wszystko jedno i to samo, a
wynalezienie uniwersalnego, skutecznego środka przeciwnowotworowego to raczej
bardziej ,,fiction’’, niż ,,sci’’. To jednak raptem jeden przykład. Jakie
mogłyby być następne?
spodziewaliście się po takim wpisie. Co dla Was okazałoby się rewolucyjne w
biologii i medycynie i czy byłoby to w ogóle możliwe? Na przykład, pewnie wielu
z Was czytając ten artykuł, zastanawiało się nad przełomem w medycynie, jakim
byłoby wynalezienie uniwersalnego leku na wszelkie nowotwory. Albo chociaż leku
uniwersalnego na nowotwory w obrębie jednej tkanki. Rzeczywistość ma się
niestety tutaj nie po naszej stronie – każda choroba nowotworowa jest w pewnym
(i nie bez znaczenia) sensie inną chorobą i mimo, że zbiorczo nazywamy to
wszystko ,,nowotworami’’ to nie jest to wszystko jedno i to samo, a
wynalezienie uniwersalnego, skutecznego środka przeciwnowotworowego to raczej
bardziej ,,fiction’’, niż ,,sci’’. To jednak raptem jeden przykład. Jakie
mogłyby być następne?
Chcesz wesprzeć rozwój mojego bloga? Możesz to zrobić zostając jego patronem tutaj.
Zdecydowanie wg mnie rewolucyjnym odkryciem byłoby sklonowanie wymarłego gatunku. Reszta jest nieunikniona w najbliższej przyszłości 🙂
Odkrycie pozaziemskiej cywilizacji – to byłoby coś! Chciałabym tego wydarzenia dożyć 🙂
ciąża in vitro – interesujące. pozdrawiam!
Jakież bzdury fanatyków ograniczonej nauki – byle dalej od prawdziwych problemów ludzi… Ludzie – nie dajcie się omamić.
Przykro mi, że o nowotworach nie mogłem napisać inaczej.
"A gdyby życie to okazało się być bardziej zaawansowane? Nie jakieś tam mikroorganizmy, tylko widoczne gołym okiem zwierzęta lub rośliny? Bądź też nieznana nam z uwagi na obcą ewolucję grupa?"
Nie mogłyby to być rośliny i zwierzęta, ponieważ są to grupy systematyczne- grupy spokrewnionych organizmów. Obce życie nie będzie spokrewnione. Można oczywiście BARDZO potocznie kojarzyć- to co się nie rusza i jest samożywne to rośliny. Ale to jest myślenie trochę odwrotne. Tak jak np. człowieka można odróżnić od powiedzmy konia po kciukach. Ale to nie kciuki sprawiają, że należymy do osobnych grup. Dodatkowo pomyślmy tu np. o takich koralowcach 🙂
Być może na jakiejś planecie też powstałby takich schemat, że są 2 duże grupy, jedna zazwyczaj z organizmami nieruchomymi i samożywnymi, druga na odwrót. I pewnie potocznie zaczęto by mówić na nie rośliny i zwierzęta. Ale nie byłyby nimi. I nie do końca można mówić, że np. "zwierzęta" ma też inne znaczenia, co najwyżej w potocznym myśleniu, wynikającym z niewiedzy.
Myślałem, że wspomnienie o innej grupie z uwagi na odrębną ewolucję wystarczy, ale skoro nie to zwierzęta i rośliny wrzuciłem w przecineczki.
Wspomnienie o innej grupie nie ma żadnego znaczenia. Mnie nie chodzi o to, że tam mogą powstać zupełnie inne grupy, lecz o to, że NA PEWNO nie będzie tam przedstawicieli roślin i zwierząt. Teraz gdy są w ' ' wiadomo, że chodzi o coś co będzie je przypominać. To już jest możliwe, kto wie. Znamy w końcu i z Ziemi wykształcanie się podobnych form, niezależnie od siebie.
Zależy jaką definicję ''roślin'' i ''zwierząt'' przyjmiemy.
Pozwolę sobie w tym miejscu zostawić cytat z „Astronautów” Lema:
Wstępem jak gdyby do głównego odkrycia była dyskusja w sekcji biologów, na którą zaproszono w charakterze gościa i doradcy Czandrasekara, wielkiego matematyka hinduskiego. Nawiązując do wspomnianego przedtem ustępu „raportu”, z którego zdawało się wynikać, że nieznane istoty są małych rozmiarów, jeden z uczonych wysunął przypuszczenie, że są to owady żyjące gromadnie jak pszczoły czy mrówki, lecz o nieporównanie wyższej inteligencji. Przewodniczący sekcji, profesor Kluever, powiedział na to:
— Wielka inteligencja oznacza wielki mózg. Tymczasem owady nie mogą mieć wielkiego mózgu z tego samego powodu, dla którego nie mogą posiadać wielkiego ciała. Na to nie pozwala ich budowa. Ich system oddechowy nie potrafi dostarczyć dość tlenu przy rozmiarach ciała przekraczających kilka centymetrów i to jest właśnie przyczyną, że nie istnieją i nigdy nie istniały bardzo wielkie owady.
Oponent zauważył, że system oddechowy nieznanych istot mógłby być zupełnie inny. Profesor Kluever odparł, że owady, które mają inny system nerwowy i oddychają inaczej niż owady, nie są, według niego, owadami… Równie dobrze można by zwierzęta nazwać roślinami wyposażonymi w układ nerwowy, krwionośny i mięśniowy. Cóż bowiem za cecha pozostaje w jednym i drugim wypadku nie zmieniona oprócz pustej nazwy?
Niewątpliwie moment odkrycia życia poza Ziemią będzie czymś bardzo, cholernie ciekawym. Fajny cytat.
Definicja… To nie polega na definicjach. Grupa systematyczna to po prostu grupa systematyczna- grupuje spokrewnione osobniki. A definicje polegające np. na tym, że powiemy, ze zwierzęta to heterotrofy to jest WTÓRNA sprawa, ma to umożliwić nam przypisanie organizmu do grupy, coś jak klucz do oznaczania.
A to, że potocznie ludzie myślą- zielone=roślina, rusza się=zwierzę wynika z tego, że po prostu na ogół tak jest. Może być to wygodne w takiej notce, ale koniczny jest ten cudzysłów niestety, żeby było wiadomo co mamy na myśli i nie mylić czytelnika, bo bardzo różnie można to zrozumieć.
Jak dla mnie, najbardziej przełomowe byłoby odkrycie pozaziemskiej cywilizacji. Chociaż dość dołujący wydaje mi się fakt, że najprawdopodobniej nikt z nas tego nie dożyje, a nawet jeśli, to ludzkość pierwsze co zrobi, to spróbuje tych "obcych" nawracać 😛 Pozdrawiam!
indywidualnyobserwator.blogspot.com
Jak dla mnie byłoby sensacją przeorganizowanie/zastąpienie teorii ewolucji w jakąś inną – coś jak superewolucja czy inaczej. Myślę, że model ewolucyjny na obecny stan wiedzy jest zbyt toporny i za niedługo będziemy świadkami nowego paradygmatu.
Jeśli chodzi o odkrycie pozaziemskich cywilizacji to polecam ciekawą notkę rozważającą różne możliwości: http://qz.com/452452/where-are-all-the-aliens/
Zaciekawił mnie ten post, w szczególności o ciąży in vitro (chociaż tutaj pomyślałam też, ile takie coś mogłoby przynieść szkód. Np. "hodowanie" ludzi do wojska, etc? Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć.) oraz o klonowaniu wymarłego gatunku- np. neandertalczyk. Archeolodzy badając groby czy jaskinie neandertalczyków dochodzą do bardzo ciekawych wniosków- podobno był to gatunek mniej agresywny niż homo sapiens (i prawdopodobnie dlatego wyginęli), instynktownie dobierali sobie jednego partnera, gdy homo sapiens bzykało kogo popadnie 🙂 Fajnie byłoby mieć takich spokojnych sąsiadów 😀
Chcę tylko zauważyć, że rozwój człowieka trwa. Pomiędzy zapłodnieniem komórki jajowej i dorośnięciem człowieka do wieku "wojskowego" większość wojen zdążyłoby się skończyć. Nie wiem, czy ktokolwiek zawracałby sobie głowę "hodowaniem" ludzi na potrzeby wojska.
Ciekawy post 😀
Medycyna to rzeźnia ludzkości !
Marzę o odkryciu życia pozaziemskiego, "Europa report" przedstawia akurat dość prawdopodobną wersję, chociaż trudno mówić o prawdopodobieństwie, nie posiadając danych statystycznych. Ale na moje może to być nawet inwazja, mogę zginąć, ale chcę to zobaczyć xD
Co do modyfikacji genetycznych przy procedurze in vitro, to bardzo ważne byłoby wprowadzenie odpowiednich przepisów prawnych ograniczających możliwość modyfikacji do "pozbywania się" chorób, pytanie jak zdefiniować chorobę i jakie wady genetyczne wciągnąć na listę, by nie prowadziło do nadużyć… Ciężka sprawa, na naszego ustawodawcę nie ma co liczyć w tej kwestii, nawet jeśli chodzi o zwykłe in vitro, to przez dłuuugi czas udawano, że problem nie istnieje, co całkowicie wbrew zamierzeniom doprowadziło do wolnej amerykanki.
Moim marzeniem ,jest odkrycie istoty ; rozumu ; ( rozum – dla mnie to coś co wykracza po za świadomaść naszej egzystencji , która jest .) . Czy potrafimy ;ogarnąć ; przytłaczający swą bezkresnością wszechświat, wszechbyt , czy boga. ( współczuję tym ,ktyórzy twierdzą ,że tak – wszystko jest proste i jasne jak 2+2). Obawiem się że Człowiek ze swoimi kreacjonistycznimi oraz egoistyczno-egzystencjonalistycznimi zapędami daleko nie zawędruje. Boję się myśli że nasz rozum, inteligencja, wyewoluowała tylko po to by zaspokoić pierwotne potrzeby istnienia. Serdacznie pozdrawia.Zagubionuy w sobie egoistyczny "byt'' .
cała ciąża w in vitro? to brzmi dla mnie przerażająco 🙁 właśnie jestem w ciąży i za nic na świecie nie dałabym nikomu wyjąć mojego maleństwa żeby rozwijało się gdzieś daleko odemnie, pominięty tu został aspekt psychologiczny, bo większość kobiet czuje ogromną więź ze swoim dzieckiem od momentu w którym dowiadują się o ciąży, wydaje mi się że większość kobiet wolałaby znosić trudy ciąży i byc razem z dzieciątkiem, a gdyby były przekonane do tego że taki inkubator jest lepszy dla rozwoju maleństwa to rozbiły by namiot obok tego inkubatora, jak myślisz co robi kobieta w pierwszą noc po porodzie? śpi bo jest wyczerpana? nie! większość wgapia się w dziecko i pilnuje czy ono oddycha, osobiście chyba nie wytrzymałabym takiej rozłąki, nie wyobrażam sobie że moje maleńkie dziecko, które jest jeszcze w postaci zarodka i ma np 2cm będzie gdzieś tam bezpieczniejsze i będzie mu lepiej, nie ma szans. Poczytaj o kangurowaniu wcześniaków. Ale ja to ja, z pewnością znalazło by się spore grono kobiet, którym spodobał by się taki pomysł by oddać rozwijające się maleńkie maleństwo do jakiejś aparatury.