Z mediów regularnie przebija się przekaz o masowym wymieraniu pszczół i czekającej nas wkrótce zagładzie z tego powodu. Jednak jest sposób by temu zapobiec. Zakażmy pestycydów – głoszą zieloni aktywiści i działacze zajmujący się obroną przyrody. Wówczas populacja tych zapylaczy się odnowi, środowisko będzie czystsze, a ludzie zdrowsi i szczęśliwsi. Niestety, ta prosta i naiwna wizja jest fałszywa. Dlaczego?
Pestycydy wykorzystywane są w celu obniżenia strat powodowanych szkodnikami. Dzięki nim uzyskuje się więcej płodów rolnych na tym samym obszarze, co gdyby ich nie zastosować. Nie wynika to z wyzwolenia w roślinach nadnaturalnych dla nich właściwości, lecz z ograniczenia szkód, które hamowałyby wzrost. Skutkiem tego są dwa bardzo ważne następstwa. Jedno jest takie, że możemy wyżywić ogromną populację ludzi na Ziemi za sprawą obniżonej utraty plonów, która wynikałaby z działania chorób i szkodników. Drugie następstwo sprawia, że potrzebujemy mniej terenów pod uprawy. Przekłada się to pośrednio na ochronę ekosystemów, które mogłyby zostać zniszczone w celu tworzenia pól rolnych. Dodatkowo, dzięki fungicydom, czyli środkom ochrony roślin zwalczającym grzyby, produkty spożywcze są znacznie uboższe w niezwykle szkodliwe i rakotwórcze mykotoksyny. W poprzednich wiekach problemem w Europie były masowe zatrucia ludności, obejmujące całe miejscowości, przez zakażenie żywności grzybowymi truciznami. Tego typu katastrofy mają miejsce także w XXI wieku w biedniejszych krajach. W Kenii w 2004 roku przez niezastosowanie fungicydów ponad 300 osób zatruło się mykotoksynami, a 125 spośród nich zmarło.
Część środowiska aktywistów na rzecz ochrony przyrody, a czasem nawet niektórzy naukowcy, podnoszą jednak alarm, że pestycydy są jedną z głównych lub co najmniej bardzo istotnych przyczyn masowego wymierania pszczół miodnych. Czy mogą mieć rację? Zanim spróbuję odpowiedzieć na pytanie czy tak faktycznie jest, należałoby się najpierw zastanowić czym właściwie jest masowe wymieranie pszczół miodnych, jak można je scharakteryzować. I przede wszystkim – czy zjawisko to w ogóle ma miejsce?
Przeczytaj także: Czym są mykotoksyny i jak się przed nimi chronić?
Problemy znajdziemy już na początku poszukiwania odpowiedzi na postawione pytanie. Otóż okazuje się, że to co w języku polskim zostało nazwane „masowym ginięciem pszczoły miodnej” oznacza z angielskiego zjawisko zapaści kolonii pszczelej (ang. colony collapse disorder) i nie ma nic wspólnego z wymieraniem jakiegokolwiek gatunku. Odnosi się do konkretnej rodziny pszczelej, nie do całej populacji pszczół miodnych. Nazwa jest zatem myląca, nasuwająca niezgodne z prawdą skojarzenia. W rzeczywistości pojęcie zapaści kolonii pszczelej określa sytuację, w której nagle z ula pszczół miodnych znika znacząca liczba robotnic. Pozostawiają one swoją kolonię wraz z królową i niedojrzałymi pszczołami we wcześniejszych stadiach rozwojowych. Przy zapaści kolonii pszczelej stwierdza się też porzucenie zapasów miodu i pyłku oraz większą liczbę młodych pszczół względem starszych. Zjawisko to odnotowano dotychczas w Ameryce Północnej.
Wyjątkowo nielogiczna nazwa „masowego ginięcia pszczoły miodnej” staje się jeszcze bardziej groteskowa, gdy spojrzymy na statystyki. Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (ang. Food and Agriculture Organization of the United Nations; FAO) zgodnie ze swoimi danymi podaje, że liczba pszczół miodnych na świecie rośnie, co jest zresztą oczywiste, ponieważ pszczoła miodna jest gatunkiem hodowlanym. Nie ma więc mowy o jej ginięciu. Dyskusyjna jest natomiast kwestia osłabienia różnych pszczelich kolonii i zmniejszenia się populacji dzikich pszczół. Naukowcy twierdzą, że ich liczebność może spadać. Obraz jaki na ten temat posiadamy jest jednak małym wycinkiem. Sprawa jest więc nierozwiązana – populacja dzikich zapylaczy i generalnie owadów spada, ale mówienie o wymieraniu, zwłaszcza pszczół, jest nadużyciem, manipulacją zaś jeśli za przyczynę tego podawany jest glifosat.
Przeczytaj także: Czy glifosat powoduje raka?
Mimo tego, że zjawiska wymierania pszczół miodnych nie potwierdzono, a mówienie o ginięciu ogółu gatunków pszczół jest kontrowersyjne i nie ma na to twardych, niezaprzeczalnych dowodów z uwagi na brak wystarczających danych, to warto przyjrzeć się temu, co może obecnie wpływać zarówno na występowanie zjawiska zapaści kolonii pszczelej, jak i na liczebność populacji pszczół na świecie oraz na osłabienie ich kondycji. Poza pestycydami, jako przyczynę problemów zapylaczy powszechnie wymienia się też zmiany klimatu, użycie genetycznie zmodyfikowanych roślin z toksyną Bt, zanieczyszczenie środowiska i niszczenie siedlisk oraz choroby wywoływane pasożytami i innymi patogenami.
Najgroźniejsze dla pszczół są drobne bezkręgowce. Roztocze Varroa destructor, które wywołuje chorobę określaną jako warroza, to pasożyt żywiący się hemolimfą pszczół (w różnych stadiach rozwojowych), a także ich ciałem tłuszczowym, pełniącym te funkcje, za które u nas odpowiada tkanka tłuszczowa oraz wątroba. Varroa destructor jest też nosicielem groźnych dla pszczół wirusów. Drogi oddechowe tych owadów mogą być natomiast atakowane przez inne roztocze – świdraczka pszczelego, który składa jaja w tchawkach, drażniąc je i zwiększając podatność na inne infekcje.
Na pszczoły czyhają też sporowce Nosema atakując przewód pokarmowy i wywołując nosemozę. Choroba ta objawia się zaburzeniami wchłaniania substancji odżywczych. Prowadzi to do niedożywienia, osłabienia i wreszcie podatności na inne zaburzenia zdrowotne. Oprócz tego pszczoły atakowane są przez grzyby – otorbielaka pszczelego oraz grzyby z rodzaju Aspergillus. Bakteria – laseczka larwy – powoduje u pszczół zgnilca złośliwego (amerykańskiego), a ziarniak Melissococcus plutonius – zgnilca europejskiego. Ten pierwszy w Polsce traktowany jest jako choroba kwarantannowa i zwalczany de facto urzędowo. Niebezpiecznymi patogenami są też różnego rodzaju wirusy paraliżu pszczelego, m.in. wirus wolnego paraliżu pszczelego, wirus chronicznego paraliżu pszczelego, wirus izraelskiego paraliżu pszczelego (niektóre przenoszone przez roztocze Varroa destructor) oraz wirus deformacji skrzydeł, który sprawia, że pszczoła przestaje być zdolna do latania. Uniemożliwia to spełnianie jej funkcji w kolonii.
Przeczytaj także: Czy nowotworem można się zarazić?
Patogeny i pasożyty doprowadzające do osłabienia i niedożywienia to nie jedyne czynniki powodujące, że pszczoły mogą mieć problemy z utrzymaniem rodziny pszczelej, ale naukowcy wskazują, że są one najważniejsze i najpewniej także kluczowe. Jednak niszczenie siedlisk i zanieczyszczenie środowiska wynikające – w odniesieniu do pszczół – w znacznym stopniu z istnienia rolnictwa to kolejne elementy mające duży wpływ na liczebność populacji. Dlatego tak ważne jest zwiększanie wydajności upraw, by pokrywały one mniejsze obszary ziemi, a ten parametr poprawia rozsądne wykorzystywanie pestycydów czy upraw genetycznie zmodyfikowanych roślin. Niebagatelną rolę w problemach pszczół odgrywa też globalne ocieplenie. Zmiany klimatu ewidentnie doprowadziły do zaburzeń pogodowych zależnie od pory roku, a to może się odbijać negatywnie na zachowaniach sezonowych tych zapylaczy. Wyższe średnie temperatury pozwalają też zwiększać zasięg patogenom, np. wspomnianemu Nosema ceranae. Susze i pożary w krajach skandynawskich czy Grecji jakie miały miejsce w minione wakacje, a których podłożem jest wzrost średnich temperatur naszego globu, także przyczynią się do zmniejszenia populacji dzikich zapylaczy – wypalenie łąki, nieużytku czy innego terenu gdzie żyją pszczoły i inne owady, oznacza śmierć dla wielu z nich.
Przeczytaj także: Nowe gatunki w Polsce jako efekt zmian klimatu
Czasem obrońcy przyrody argumentują, że za zapaść kolonii pszczelej, jak i domniemane wymieranie zapylaczy odpowiadają uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych (GMO). Powodem tego miałaby być toksyna Bt, produkowana przez rośliny stworzone dzięki biotechnologii rolniczej. Nie ma jednak żadnych dowodów na tę tezę. Co więcej, gdyby przyjąć pogląd przeciwników pestycydów, należałoby rośliny GMO uznać za całkiem dobre rozwiązanie, gdyż wymagają znacznie mniej oprysków. Tak się jednak nie dzieje – działacze sprzeciwiający się środkom ochrony roślin niejednokrotnie zwalczają także wykorzystywanie GMO. W szczególności są to aktywiści z Greenpeace, w którym wyznawanie sprzecznych ze sobą idei wydaje się być jednym z fundamentów światopoglądowych organizacji. Stwarza to zamknięte koło działań, które w ogóle nie odnoszą się do problemu i tym bardziej go nie rozwiązują.
Jak zatem na populację pszczół, w szczególności tych miodnych w kontekście zapaści kolonii pszczelej, wpływają pestycydy? Pod koniec maja 2018 roku na Pomorzu miejsce miała nieprzyjemna sytuacja. Na skutek użycia środków ochrony roślin na polu rzepaku zginęło około 10 milionów pszczół miodnych. Greenpeace od razu rozpoczęło kampanię paniki, strasząc swoich zwolenników pestycydami i podnosząc incydent do poziomu katastrofy. Ponieważ kolonia pszczela liczy do 50-80 tysięcy osobników, kalkulować można że zatruto do około 200 rodzin pszczelich. Z pewnością dla dotkniętych wydarzeniem pszczelarzy jest to sytuacja przykra i powinna zostać zadośćuczyniona, ale w szerszej skali śmierć 10 milionów pszczół nie stanowi szczególnego zagrożenia. Jednak fundamentalnym problemem tej sytuacji w kontekście zainteresowania mediów był nie oprysk, ale manipulacja Greenpeace. Organizacja postanowiła bowiem wszcząć histerię na Facebooku, kompletnie pomijając (przynajmniej na początku) istotny fakt – że tragedia zaszła ze względu na zastosowanie pestycydów przez rolnika o zbyt wczesnej porze, zanim pszczoły zleciały do uli. Sytuacja zaszła więc na skutek niewłaściwego działania człowieka, który nie przestrzegał zasad bezpieczeństwa, zgodnych z zaleceniami producenta i standardami Unii Europejskiej. Oczywiście można stwierdzić, że pestycydy tak czy inaczej zabijają, więc niezależnie od okoliczności są złe. Ale wystarczy pomyśleć w ten sam sposób o wodzie, słońcu czy tlenie, by zauważyć jak absurdalny jest to pogląd. W wodzie można się utopić, opalając się można się nabawić chorób skóry, a tlen ma działanie wolnorodnikowe, utleniające. To okoliczności i dawka mają kluczowe znaczenie.
Przeczytaj także: Greenpeace zrobi zwrot? Analiza uczciwości organizacji
O pszczołach i pestycydach warto wspomnieć jeszcze w kontekście zeszłorocznych wydarzeń, które zafundował nam nowy minister rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski. W wyjątkowych okolicznościach dopuścił bowiem do użycia na nasionach rzepaku neonikotynoidów, które standardowo są w UE zakazane. Aktywiści Greenpeace znów rozpętali burzę wygłaszając w mediach swoje poglądy i strasząc środkami ochrony roślin.
Spójrzmy jakie są fakty. Działanie neonikotynoidów, bliskich w swej budowie chemicznej do nikotyny, polega na interakcji z receptorami jednego z neuroprzekaźników – acetylocholiny. Mają one zwiększone powinowactwo do receptorów owadów. Poziom toksyczności neonikotynoidów jest dla ssaków niższy. Dla owadów pestycydy te są faktycznie szkodliwe. Na tym jednak polega działanie pestycydów (insektycydów) – na zwalczaniu owadów. Dlatego należy zastanowić się jak pozbyć się z upraw tych niechcianych, nie szkodząc tym pożądanym bezkręgowcom, np. pszczołom. Całkowity zakaz pestycydów nie jest żadnym rozwiązaniem, nie tylko ze względu na opisane wyżej porównania z wodą i tlenem oraz fakt, że to dawka i okoliczności czynią truciznę, ale także dlatego że nie byłoby czym chronić roślin, a plony by zmalały w niektórych przypadkach do zera – na co nie możemy sobie pozwolić. Dodatkowo, warto wiedzieć że na rynku europejskim legalne są bardziej szkodliwe związki do ochrony roślin, w tym te stosowane w rolnictwie ekologicznym (organicznym). Zastępowanie neonikotynoidów bardziej toksycznymi alternatywami, jak np. pyretroidami, nie jest rozwiązaniem. Minister Rolnictwa Wielkiej Brytanii, George Eustice, pod koniec roku 2018 sam przyznał, że zakazanie stosowania neonikotynoidów w tym kraju zwiększyło wzrost zużycia insektycydów dolistnych ogółem, podczas gdy niemal nieszkodliwe zaprawianie nasion neonikotynoidami to metoda znacznie bezpieczniejsza.
Przeczytaj także: Skutki zakazania neonikotynoidów w Wielkiej Brytanii
Należy zdawać sobie sprawę z tego, że działalność człowieka często sama w sobie jest dla środowiska destrukcyjna. Od budowy osiedli i miast, przez uprawę roli, po pozyskiwanie surowców. Dla owadów zapylających rolnictwo jest szkodliwe, ale jako ludzkość nie możemy z niego zrezygnować, tak jak nie możemy wyburzyć Warszawy, Poznania czy Krakowa, aby oddać miejsce pszczołom, dla których głównym problemem w kontekście ewentualnego obniżania się populacji są choroby pasożytnicze. Europejskim aktywistom zwalczającym GMO czy pestycydy wygodnie jest atakować rolnicze technologie, bo ich jako obywateli najbogatszych krajów na świecie problemy głodu, zatruć mykotoksynami, wylesiania i fragmentacji terenów naturalnych, po prostu nie dotyczą lub dotyczą w niewielkim stopniu. Jednak w rzeczywistości takie działania na dłuższą metę są szkodliwe nie tylko dla biedniejszych, ale również dla nich. Należy zatem dążyć do dysponowania ziemią tak, by jakość i ilość plonów na jednostkę powierzchni były większe. Z korzyścią dla środowiska, bioróżnorodności, czy pszczół i innych zapylaczy.
Prowadzenie bloga naukowego wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc stworzyć profil na Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu wielu staje się realnym, finansowym patronatem bloga, dzięki któremu mogę poświęcać więcej czasu na pisanie artykułów.
Sytuacja nie jest taka prosta, a, drogi Autorze, ty też posunąłeś się do wielu uproszczeń.
Syndrom Zapaści Kolonii Pszczelej jest rzeczywiście specyficzny dla Ameryki, ale akurat neonikotynoidy są wymieniane jako jego możliwa przyczyna. Aczkolwiek akurat sytuacja w USA jest specyficzna. Raz, nie istnieją tam tak ścisłe regulacje dotyczące stosowania pestycydów, które w UE istnieją dzięki między innymi lobbingowi "zielonych" grup takich jak Greenpeace, tak więc ryzyko, że pszczoły będą miały kontakt z toksycznym opryskiem jest dużo większe. Dwa, amerykańskim pszczołom nie pomaga z pewnością fakt, że ich główną robotą jest zapylanie a nie produkcja miodu, plus, pszczoły się "wynajmuje", przez co wożone są nierzadko setki kilometrów w nieznany im teren.
Warroza i inne choroby istniały od zawsze, a jak sam zauważyłeś, stanowi obecnie duży problem dla pasiek w Europie. W zasadzie stanowi go od dekad, jako dzieciak miałom różne dziwne hobby, w tym weterynarię a mój dziadek był pszczelarzem. Wtedy też była warroza i też była problemem, aczkolwiek obecnie ten problem narasta. Nie sądzę, by przyczyną tu akurat były pestycydy, roztocze to wprawdzie pajęczaki, a te konkretne są wyjątkowo odporne, ale nadal pestycydy na nie działają.
Z drugiej strony, pestycydy nie są bez wad. Afera z DDT (tak wiem, reakcja była histeryczna, ale skażenie DDT i jego toksyczność dla ludzi to fakty) jest tego dobrym przykładem. Ostrożność i ścisłe regulacje akurat pomagają. Jak sam zauważyłeś, obecnie najczęstszym powodem "katastrof" wywołanych pestycydami jest zignorowanie regulacji na zasadzie "ja wiem lepiej".
Co do wymierania gatunków i zaniku dzikich zapylaczy, to niestety są fakty. Antropocen został ogłoszony najnowszą epoką wielkiego wymierania, a rolnictwo intensywne (w tym wykorzystanie pestycydów) są jedną z jego przyczyn. Owszem, GMO jest rozwiązaniem (i proszę dać sobie spokój z historiami z pyłkiem skażonym Bt. Kukurydza, jak wszystkie trawy jest wiatropylna a pszczoły nie zbierają jej pyłku). Inne problemy to degradacja środowiska, niszczenie i betonowanie miejsc, gdzie takie dzikie zapylacze mogą budować gniazda (i układanie wiązek trawy by mogły robić gniazda gdzie indziej jedynie częściowo rozwiąże ten problem, to bardziej uspokajanie sumienia niż realny zysk).
Może się niepotrzebnie czepiam, ale niestety, wydźwięk artykułu jest "nie ma wymierania zapylaczy, a neonikotynoidy zakazano bez sensu". Niestety, wymieranie jest, a pestycydy są jedną z jego przyczyn. Nie chodzi o pszczoły — jak sam Autor zauważył, to gatunek hodowlany, więc jego populację reguluje człowiek, a akurat w Europie raczej bym się martwiło o zanik pszczelarzy i zmiana ich profilu na "wypożyczalnie zapylaczy" (które to są jednym z prawdopodobnych powodów zapaści kolonii pszczelich w USA). Jednak pszczoły to nie wszystko, a dzikie zapylacze to nie tylko ładne i względnie łatwe w "hodowli" murarki, lecz też wiele innych gatunków, w tym budzące często nasze obrzydzenie muchówki. Tak więc sprawa nie jest prosta.
Panie Łukaszu!
Poczytałem trochę tego bloga i na prawdę się zasmucilam… Na prawdę naiwnością jest sądzić np: że skoro są badania, które dowodzą że glifosat jest taki super, to jest super i nie wywołuje raka. A skoro szczepionki są tak kontrolowane to się szczepmy na wszystko. Pracuje w firmie, gdzie się bada szczepionkę na WZW b. Oprócz jalowosci, zawartości aluminium i innych cech typowo fizycznych, nikt nie wchodzi w szczegóły i nie bada zanieczyszczenia innymi metalami lub obcymi bialkami. Nie zaszczepilabym dziecka czymś takim. Jeśli na prawdę będą dobrze przebadane, zaszczepie, w niektórych przypadkach warto.
Wracając do pszczół. One istnieja, wspólnie ze swoimi pasożytami, grzybami i plesniami od dawna. Mój dziadek pszczelarz nie znał przypadku że pszczoły mu wymieraja, bo masowo chorowaly. Najsłabsze chorowaly. Więc teraz to nagle wina chorób, że padają?! czy może braku odporności?! A brak odporności to zanieczyszczenie, urbanizacja owszem. Pestycydy są jedną z głównych przyczyn. Pszczoły chodowane w mieście maja się bardzo dobrze. Nie porozumieniem jest też twierdzenie, że musimy stosować tyle pestycydów, uprawiać GMO bo jest głód na świecie. Milion osób, mówiąc kolokwialnie, się przeżera. 2 miliony są niedozywione. A nadwyżki żywności co roku trafiają do utylizacji, bo jakoś wielcy producenci nie kwapia się, by się dzielić z ubogimi w Afryce nadwyżka, która jest ogromna. Na prawde nie wykarmimy sie bez glifosatu, GMO, czy innych trucicieli ?!
Droga anonimowa. Współczuję pracy w miejscu niezgodnym ideologicznie, może najwyższy czas się przekwalifikować. "Zanieczyszczenia obcymi białkami" – nie wiem co miałyby robić w preparacie, myślę że "jałowość" to między innymi to. "Obce białka" mogą być ostrymi alergenami i żadna firma nie zaryzykowałaby takiej bomby, osobiście miałom trochę do czynienia z osobami z ostrymi alergiami (jedna z nich to moje dziecko) i nie raz widziałom ostrą reakcję alergiczną, żaden "zespół ukrywania odczynów poszczepiennych" by tego nie ukrył – a reakcja jest niemal natychmiastowa, zwłaszcza w wypadku zastrzyku.
"Metale" (zakładam, że chodzi o metale ciężkie a nie sód)- nie wiem co miałyby robić w szczepionce, ale akurat oznacza je się łatwo, tak więc ponownie, nikt by nie ryzykował zanieczyszczenia.
Glifosat nie szkodzi ludziom. Koniec. Roundup może zaszkodzić, po wypiciu na przykład, ale raz, wstrzyknięcie soli kuchennej też, a dwa, roundup zawiera też inne składniki oprócz glifosatu. Nie szkodzi też pszczołom, to środek selektywnie działający na metabolizm roślin dwuliściennych. Mógłby zaszkodzić conajwyżej Grootowi z filmów Marvela.
Wracając do pszczół, owszem, istnieją z pasożytami. Jednak jak już pisałom wcześniej, warroza jest problemem od dekad i niejednego pszczelarza posłała z torbami. Pszczoła nie jest gatunkiem dzikim, który w naturalnym ekosystemie żyje w równowadze z pasożytami, tylko sztucznie hodowanym, a przez to podatnym na różne problemy w przyrodzie nie występujące w takim nasileniu. Dochodzi tu również kwestia handlu larwami i selektywnej hodowli, pszczoła dająca dużo miodu to niekoniecznie pszczoła odporna na pasożyty, a handel sprzyja sprowadzaniu rozmaitych paskudztw z innych terenów.
Pestycydy raczej nie są przyczyną "spadku odporności" akurat, one dość skutecznie zabijają same w sobie, po to powstały. Zwłaszcza zdanie "hodowane w mieście" (dobrze, będę ortograficznym sadystą, nie ma takiego słowa jak "chodowla") jest dla mnie zagadką, niby czemu ma być im lepiej niż poza miastem? Mniej pokarmu, większe ryzyko ataku wygłodniałych ptaków, zanieczyszczenia w tym metale ciężkie i węglowodory aromatyczne… Plus, akurat miasta od pestycydów wolne nie są, bo opryskuje się kwiatki by ładnie wyglądały, a diaboliczny glifosat (roundup) używa się do oczyszczania chodników z przebijających się spomiędzy płyt "chwastów".
GMO jest właśnie po to, by:
1. Używać mniej pestycydów.
2. Uzyskiwać więcej plonów z hektara.
Ok, żywność jest marnowana, ale wcale nie ma jej aż tyle by starczyło dla wszystkich (tym bardziej jej marnowanie jest złem). Rolnictwo szkodzi środowisku naturalnemu, im mniej zaawansowane technologicznie, tym paradoksalnie szkodzi bardziej. Musimy jednocześnie zwiększyć produkcję żywności *i* zmniejszyć areały pod uprawy i hodowle, a da się to osiągnąć WYŁĄCZNIE tworząc nowe, wydajniejsze odmiany. Mamy za mało czasu, by robić to przez dobór sztuczny, z resztą świat się za szybko zmienia. Wnioski są jasne dla każdego, kto poczyta coś więcej niż żółte napisy na filmikach z jutuba…
Rozumiem, ze badania z udziałem 45 000 ludzi to za mało by udowodnić, ze glifosat nie powoduje raka? W jakiej szczepionce masz aluminium? Podaj nazwę firmy w której pracujesz, będę jej unikał.
Aluminium jest często stosowany w szczepionkach do wzmacniania odpowiedzi ukl odpornościowego, to nie nowość. Trzeba czytać składy. I tak przechodzi barierę krew-mózg u niemowlaków To tez potwierdzone badaniamiami I bardzo wolno są wydalanie.. Kwestia dwaki i kolejnych szczepionek
Linkowałem Ci już kiedyś materiał PAPu (nauka w Polsce) opisujący szkody czynione przez pestycydy w układzie nerwowym pszczół, nie raczyłeś się ustosunkować!
Jak do prawie wszystkiego, co nie pasuje do postawionej tezy… 😉
A ta seria newsy sprzed kilku lat to był fake? https://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/jak-bedzie-wygladal-swiat-bez-pszczol-w-chinach-juz-wiedza,88508,1,0.html
Z czasem będziemy mogli porównać czy neonikotynoidy miały tak duży wpływ na pszczoły czy nie, ponieważ w obrębie UE imidachlopryd, tiaklopryd czy klotianidyna zostały zabronione, natomiast np. na Ukrainie nie.
Dobrze że takie artykuły powstają by podnosić świadomość, ale nie da się traktować problemu zerojedynkowo. CCD dotyczy także Europy i reszty świata, nie tylko USA, więc nie tylko wożenie uli, ogromne monokultury czy GMO mają wpływ. Generalnie owadów jest coraz mniej, co widać po przednich szybach 🙂 a pszczoły którym możemy najlepiej się przyjrzeć mają coraz słabszą odporność, w tym także na patogeny i choroby. Dziwne, że nikt nie podjął tematu wpływu pól elektromagnetycznych na owady.
Co do glifosatu też trudno się wypowiadać ze 100% pewnością na tak/nie, ponieważ niby to prosty związek (modyfikacja naturalnego i podstawowego aminokwasu – glicyny) ale może w tym tkwi diabeł. Tak naprawdę nie wiadomo jaki wpływ ma naprawdę długotrwałe narażenie na glifosat lub jego metabolity i nie chodzi tu tylko o kontakt podczas oprysku (albo przysłowiowe napicie się) ale o pozostałości w jedzeniu. Wszyscy możemy mieć całkiem spory poziom w organizmie – polecam ostatni akapit https://www.euractiv.pl/section/rolnictwowpr/news/znow-brak-porozumienia-ws-stosowania-ue-glifosatu/
Nie najeżdżajmy że greenpeace zrobił wielkie halo – ktoś musi – za dużo mam tej chemii wokół.
Piszę to jako chemik/biochemik z wykształcenia i osoba pracująca na co dzień z dokumentacją środków ochrony roślin.