Merytoryczne dyskusje są niezwykle ciekawe, nawet jeżeli ścierają się w nich odległe koncepcje, światopoglądy, idee. Czy nie przepadający za sobą ludzie. Jednak w momencie, w którym możliwe jest wtrącanie się – czyli praktycznie w każdym medium społecznościowym – zaczyna panować chaos. Debata się rozmywa, sami zainteresowani tracą ochotę na rozmowę. W dzisiejszym wpisie chciałem przedstawić garść „argumentów”, stosowanych przez takich dyskusyjnych „przeszkadzaczy”. Wtrącających się (celowo lub nieświadomie) z niemerytorycznymi, absurdalnymi, nielogicznymi, niekonstruktywnymi czy złośliwymi uwagami, twierdzeniami. Pseudoargumentami. Generalnie komentarzami, które nie powinny wychodzić na światło dzienne.
Pseudoargumenty: „Synku”, „smarkaczu”
Atakowanie za czyiś młody wiek i/lub wygląd to standard ze strony niekulturalnych, starszych osób. Obudowanych poczuciem wyższości. Jasne jest, że przeciętnie bardziej wiekowy człowiek jest lepiej doświadczony i mądrzejszy od młodszego. Ale obraźliwe wypominanie wieku to żałosny sposób na poniżenie rozmówcy, a nie na normalną, uczciwą rozmowę. Takie reakcje, jak podtytułowe, ze strony niektórych są normą nawet przy wyjątkowo kulturalnej próbie dyskusji. Po prostu według niektórych osoba młodsza nie ma prawa kwestionować zdania starszej. Uważam jednak, że mylą się ci, którzy sądzą, że ze starszymi się nie dyskutuje, choćby nie wiadomo jakie głupoty opowiadali. Czy, co gorsza, jak głupie podejmowaliby decyzje.
„Ok, boomer”
Z drugiej strony młodzi ludzie często wtrącają się w dyskusje z modnym ostatnio „Ok, boomer”, mającym oznaczać, że ktoś jest za stary. Że nie rozumie, nie wie i nie ma sensu z nim dyskutować. Oczywiście takie komentarze nic nie wnoszą. Dają młodzikowi czy młódce chwilowe samopoczucie „wygranej”, ale nie są merytoryczne. Za to podobnie jak przykłady z akapitu wyżej, są po prostu nieuczciwe.
Brak zrozumienia między pokoleniami zapewne będzie się w przyszłości nasilał. Zmiany (dotyczące na przykład nowych technologii) zachodzą tak szybko, że tak jak kiedyś życie babci, matki i córki (czy dziadka, ojca i syna) było mniej więcej takie same, tak teraz nawet kilka lat różnicy między rodzeństwem może stanowić poważną granicę dla komunikacji. Nie znaczy to jednak, by okopywać się w swoich rocznikowych „bańkach”, obrażać i atakować. Albo zakładać, że każdy starszy człowiek nie jest w stanie czegoś zrozumieć. Bądź że nie może mieć racji, kiedy wspomina dawne czasy.
„Mówi się o tym już od trzydziestu lat”
Niedawno w dyskusji ze zwolennikiem pseudonaukowej idei spotkałem się ze stwierdzeniem, że on ma rację, bo o jego postulacie „mówi się od 30 lat”. Chodziło o otyłość, o której fat-feministki, jako o czymś zdrowym, mówią od 30-40 lat, więc muszą mieć rację. Nie było to moje pierwsze zderzenie z tego rodzaju argumentem. O tym, że Janusz Korwin-Mikke głosi coś od 30 lat zapewne też już słyszeliście. Są rzeczy, o których poszczególni ludzie lub grupy, środowiska, mówią nawet dłużej. Ale to nie znaczy, że mają rację. Gdybym dzisiaj zaczął twierdzić, że ludzie to ryby, to czy za 30 lat miałbym rację z tego tylko powodu, że w kółko to powtarzam? Wiele absurdów krąży między ludźmi od dawien dawna. Część przechodzi nie raz nawet do mainstreamu, ale wartość takiego argumentu jest zerowa.
„Nie zesraj się”, czyli najgłupszy pseudoargument
Jeszcze kilka lat temu, gdy ktoś stwierdził coś, co innemu się nie spodobało, mógł usłyszeć w odpowiedzi „Nie zesraj się”. Nadal można się z tym „argumentem” spotkać, ale zauważyłem, że jest coraz częściej wypierany przez „Zesrałeś/aś się” lub „Zrzygałeś/aś się”. Wartość merytoryczna i poziom jest ten sam. Ale forma dokonana sprawia, że łatwiej tym wybić kogoś z rytmu w trakcie dyskusji, więc siłą rzeczy „skuteczniejsza” docinka pokonuje swoją poprzedniczkę w arsenale nieuczciwych dyskutantów i jest chętniej stosowana.
„Jak Hitler”, „jak faszyści”, czyli pseudoargument ad hitlerum
Tradycyjne ad hitlerum, czyli porównywanie kogoś do Adolfa Hitlera czy określanie jego poglądów, tez, argumentów, opinii, jako nazistowskich, jest już mocno oklepane. Wciąż jednak można się z nim spotkać. Podobnie jak z zestawianiem z faszyzmem, ale ostatnio coraz częściej formę tę zastępują oskarżenia o różnego rodzaju fobie, zwłaszcza transfobię. Takie populistyczne etykietkowanie nie wnosi do dyskusji niczego. Osoba stosująca tego typu „argument” pokazuje swoje braki, a osoba, do której go skierowano, może czuć się obrażona. Tymczasem debata tkwi w miejscu i do niczego nie prowadzi. Nadużywanie porównań do nazizmu czy faszyzmu, ksenofobii itp. niestety bardzo obniżyło moc „rażenia” tych słów. Bo skoro każdy każdego może dziś arbitralnie nazwać nazistą, faszystą czy neofaszystą, to znaczenie tych wyrazów po prostu się rozmywa.
„Lewak” w dyskusjach
„Lewak” czy „lewactwo” to kolejne pozamerytoryczne etykietki przyczepiane do kogoś, jeśli jego tezy i argumenty odbiegają od przyjętych przez przeciwników dyskusyjnych poglądów. Nie zliczę, jak wiele razy określano mnie „lewakiem” albo mojego bloga „lewackim”. Za pisanie o biologicznych podstawach homoseksualizmu czy o systemowym zwalczaniu epidemii nadwagi i otyłości, na przykład przez nakładanie akcyzy na słodycze. Lub znakowanie „prootyłościowych” produktów w podobny sposób, jak przy papierosach. Doszukiwanie się „lewactwa” czy tym bardziej oskarżanie kogoś o bycie „lewakiem” nic nie wnosi. I stanowi kolejny przykład pozamerytorycznej formy dyskusji.
„Przekupiony”, „Kto Ci za to płaci?”, jako naciągany pseudoargument o konflikcie interesów
Jeżeli zamiast odpowiedzieć na przedstawione argumenty, węszysz finansowy spisek, to wiedz, że coś jest nie tak. Konflikty interesów to poważna sprawa wymagająca profesjonalnego dochodzenia i weryfikowania informacji. Rzucanie na prawo i lewo zarzutami, że bloger, publicysta czy zwykły komentujący, który ma odmienną opinię od naszej, jest przekupiony i opłacony przez takie czy inne, niedookreślone organizacje, co skrzętnie ukrywa przed światem, budzi zażenowanie i w żadnym razie nie przekonuje do czegokolwiek. Jeśli zaś ewentualny konflikt interesów został dobrowolnie, etycznie ujawniony, nie powinien być główną osią sporu i pierwszorzędowym powodem do krytyki.
„Nie masz wykształcenia”
Ludzie z wyższym wykształceniem wywyższający się, że oni je mają, a inni nie, i tym samym mają większe prawo do tego czy tamtego, także budzą zażenowanie. Wytykanie komuś, że nie skończył studiów, doktoratu albo że nie ma profesury, ma się nijak do merytorycznej dyskusji. Oczywiście wyższe wykształcenie w poszczególnych dziedzinach zwiększa szansę na to, że ktoś w danym temacie będzie więcej wiedział i mądrzej się wypowiadał. Ale samo debatowanie nad czyimiś stopniami i tytułami nie ma żadnego sensu. Naczytałem się już, choćby w komentarzach na portalu Facebook, tylu szorujących poziomem po dnie awantur z udziałem uznanych doktorów i profesorów, wypowiadających się w mediach, wykładających na najważniejszych polskich uczelniach i mających poświęcone im artykuły na Wikipedii, że niewiele mnie już w tej kwestii zdziwi. Dyskutujmy jak człowiek z człowiekiem, a nie jak człowiek z inżynierem, magistrem, doktorem czy profesorem.
Prowadzenie bloga naukowego wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc stworzyć profil na Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu staje się realnym, finansowym patronatem bloga, dzięki któremu mogę poświęcać więcej czasu na pisanie artykułów.
Sorry, ale jeśli ktoś kto ledwo dociągnał wykształcenie podstawowe i próbuje się kreować na fachowca plecąc o płaskiej ziemii czy innych nopach, to należy go sprowadzić na ziemię. Po coą tych naukowców mamy, nie?
Ale ja nie napisałem o tym, że naukowcy są niepotrzebni, tylko że przebijanie się na wykształcenie nie jest merytorycznym argumentem.
Co z tego, że ktoś skończył naukę na podstawówce? Co z tego, że zamiast liceum/uniwersytety wybrał dla siebie inną drogę? Jeśli ktoś skończył polonistykę, to znaczy że ma większą wiedzę o fizyce kwantowej niż osoba po podstawówce? Nie ma co oceniać ludzi po stopniu naukowym. Jak wspomniane zostało w artykule, sam widziałem profesorów, których gadali kompletne głupoty. Widziałem też ludzi bez wykształcenia, a zdecydowanie tak się nie prezentowali. Oceniajmy ludzi po ich zachowania, nie po tytułach.
Na wikipedii jest taka zasada, że naukowiec nie może zmieniać treści artykułu wyłącznie na podstawie swojej wiedzy. Może cytować własny, recenzowany artykuł, albo powoływać się na inne źródła z literatury. Myślę, że to jest dobre rozwiązanie i powinno być praktykowane również w innych sytuacjach
zauważenie, że ktoś nie ma kompetencji do wypowiadania się w danej dziedzinie, nie musi być argumentem ad hominem
Również nie do końca się z tym zgodzę. Myślę, że obecnie ludzie zbyt lekceważą specjalistów. Mówienie, że wykształcenie nie ma znaczenia niestety się do tego przyczynia. Ja myślę, że ma ogromne znaczenie. A wręcz na pewne tematy, zwłaszcza tak ważne jak np. medycyna, laicy nie powinni się w ogóle wypowiadać jeśli nie poprą tego publikacją jakiegoś naukowca. Druga sprawa to tez się zgadzam, ze niestety wykształcenie czasami nie idzie z faktyczną wiedzą i inteligencją – ale i tak już jest mniej do odsiewania.
Ale tu nie chodzi o to, że wykształcenie nie ma znaczenia. Chodzi o to, że używanie w dyskusji jako argumentu, wykształcenia, nie jest dowodem na cokolwiek. Może być przesłanka, że rozmówca ma rację, ale wcale nie implikuje że tak jest. Wykształcenie nie jest dowodem!!
Rozsądny tekst, tylko mało kto stosuje się do wymaganych standardow.
Wielokrotnie pytałem ludzi o ich wykształcenie w temacie na który tak żywiołowo się wypowiadają, nigdy nie otrzymałem odpowiedzi, że dana osoba ma jakieś wyższe wykształcenie w danej dziedzinie. Jasne argument, że ktoś ma wykształcenie podstawowe nie jest żadnym argumentem ale, jednak Ci którzy najgłośniej krzyczą często nie mają żadnego pojęcia o temacie.
Ale mają tytuł naukowy z innej, zupełnie niepowiązanej dziedziny. Na przykład pewien mgr mechaniki brylujący w tematach medycznych…
Dokładnie. To niestety stało się teraz bardzo powszechne – w internecie i w przestrzeni publicznej.
Idealny artykuł, bardzo potrzebny, tylko że osoby które stosują takie argumenty, często odrzucają w tym momencie merytorykę. Wiedzą że ten argument nie jest dobry
Cóż za faszystowski artykuł!
"Gdybym dzisiaj zaczął twierdzić, że ludzie to ryby, to czy za trzydzieści lat miałbym rację z tego tylko powodu, że w kółko to powtarzam?"
Tak, bo to się nazywa postępem.
Typowe zachowanie osób obierających jajka ze skorupki od tej grubszej strony.
Inżynier, magister łącznie czy pojedynczo to tytuły zawodowe!!! Naukowe są wyżej o czy często mgr i inż. o tym zapominają lub nawet nie wiedzą! ��
Mówi się o tym od X lat.
Niby nie jest to dowód prawdziwości, ale z drugiej strony, jeśli sprawa sama z siebie nie wygasła, to może warto się zastanowić, co jest w niej pociągającego dla niektórych ludzi? A może jakiś pogląd uznawany za naukowy jest prawdziwy dla np. 99%, a dla ostatniego 1% już nie?
Z pozostałymi pełna zgoda.
Pozdrawiam.
Dodałabym kolejny pseudoargument czyli powoływanie się na religię, tradycję albo kościół. Ja się często spotykam się z tym, że ktoś ucina dyskusję, bo twierdzi, że taka jest tradycja albo jest to niezgodne z wartościami chrześcijańskimi (co to są wartości chrześcijańskie?) lub, że nie można krytykować kościoła i religii.
witam czy pszczoły mają tarczyce? wiem ze to nie zwiazane z tematem ale moze ktoś pokusi sie o odpowiedz
Tarczycy nie mają 😉 Ale hormony rządzą ich życiem.. " U owadów o przeobrażeniu zupełnym (a takim jest pszczoła)istotne jest nie tylko to, kiedy owad ma przechodzić proces linienia, lecz także to, w jaki sposób ma wykształcić właściwe stadium następne, czy to będzie larwa, poczwarka czy też owad dojrzały. Procesy wewnątrzwydzielnicze kontrolujące te stadia poddano wnikliwym badaniom wykonanym na kilku gatunkach motyli nocnych. Ich larwy przechodzą zwykle pięć linień, inicjowanych przez wydzielanie hormonu mózgowego, który z kolei pobudza gruczoł protorakalny do sekrecji ekdyzonu. O tym, czy linienie doprowadzi do powstania larwy, poczwarki czy też owada dojrzałego decyduje obecność lub brak hormonu juwenilnego. Sekrecja ekdyzonu i wywołane przez nią przemiany prowadzące do linienia są inicjowane w stosunkowo krótkim okresie krytycznym, podczas którego wydzielany jest hormon mózgowy. Hormon juwenilny jest obecny we wcześniejszych stadiach larwalnych i wówczas linienie daje początek rozwojowi większej larwy. W ostatnim stadium stężenie hormonu juwenilnego gwałtownie malej jeszcze przed pojawieniem się hormonu mózgowego i wtedy powstaje poczwarka. W ostatnim linieniu przemiana poczwarki w owada dojrzałego jest spowodowana brakiem hormonu juwenilnego w tym okresie." Endokrynologia owadów,Agata Grudzień, studentka III roku medycyny weterynaryjnej
Płaskoziemscy antyszczepionkowcy biegają po lasach
9. wyłącz telewizor! (A może i tak nie oglądam?)
10 Otwórz oczy, włącz myślenie!
11. Zrzuć kajdany.
Dodajmy jeszcze argument odnośnie nauki – wyniki jednostkowe, zaledwie przypuszczenia są podstawą ogromnych kosztownych (ktoś za to zapłacił) kampanii społecznych.
"„Jak Hitler”, „jak faszyści”" – to można skomentować przytoczonym również w tym tekście sformułowaniem: o tym się mówi już od wielu lat. 😉 Już Orwell w latach trzydziestych XX wieku zauważył u ludzi tendencję do nazywania "faszyzmem" wszystkiego, co się komuś nie podobało.
Dziś „faszyzm” zastąpił „neomarksizm”.
Na miejscu autora popracowałbym trochę nad polszczyzną. Nie ta docinka, tylko ten docinek.