Niedawno odbyła się premiera książki „Nastolatki na krawędzi” autorstwa Krystyny Romanowskiej – dziennikarki „starego typu”, która stawia na jakość, rzetelność i etykę zawodową, a nie na clickbait, sensację i antagonizację. Tematyka „Nastolatek na krawędzi” dotyczy wychowywania i problemów nastolatek we współczesnym świecie, skrajnie zmodyfikowanym względem tego, w jakich ewoluował nasz gatunek. Żyjemy bowiem w środowisku, do którego nasza biologia i psychologia nie są przystosowane. W takich okolicznościach wychowywanie dzieci jest znacznie trudniejsze, niż 50, 100 czy 1000 lat temu, i to pomimo tego (a także właśnie przez to), że mamy zarazem czasy dobrobytu. W samym Internecie na dzieci i nastolatków czeka wiele zagrożeń, z którymi ich rodzice i dziadkowie nie mieli nigdy do czynienia i nie mogą, praktyką dziedziczenia społecznego, na nie uodpornić, lub chociaż przed nimi przestrzec. W tym właśnie kontekście powstała książka „Nastolatki na krawędzi”, w postaci wywiadu z dwiema psychiatrami – dr Agnieszką Dąbrowską i dr Martą Niedźwiedzką – której fragment mogą Państwo przeczytać poniżej. Przedruk ten publikuję za zgodą autorki i wydawnictwa Muza.
Krystyna Romanowska: Jako rodzice jesteśmy przepsychologizowani. Na okrągło zastanawiamy się nad naszymi błędami wychowawczymi, rozważamy potencjalne zaburzenia dziecka, podczas gdy za wiele niepokojących spraw związanych z naszym nastolatkiem odpowiada biologia. Która nie jest ani dobra, ani zła. Po prostu się dzieje.
Agnieszka Dąbrowska: Porównałabym to z przeziębieniem u kilkulatka. Jeżeli przedszkolak jest marudny, krzyczy, jest nie do zniesienia – i okaże się, że ma gorączkę, to rodzic nie bierze do siebie jego reakcji, krzyków i marudzenia. Nie rozważa: „Źle wychowałam(-łem) swoje dziecko” – tylko wie, że jego zachowanie to wina gorączki. Podobną reakcję widzę w gabinecie: kiedy opowiadam rodzicom, że to wszystko, co się dzieje z dzieckiem, wynika z neurobiologicznego chaosu, który nastolatek ma w głowie, oni oddychają z ulgą. Przestają jego zachowania odbierać jako personalny atak na nich, zauważają cierpienie dziecka będącego w procesie zmiany i starają się to wszystko zrozumieć.
Kiedyś się mówiło o „burzy hormonów”, której objawami są miesiączka, mutacja, owłosienie, chwiejność nastrojów.
Burza hormonów to tylko część – w dodatku ta mniejsza – zmian dziejących się w organizmie nastolatka. Zacznijmy od tego, że jako ludzie rodzimy się z niedojrzałym ośrodkowym układem nerwowym. Gdyby było inaczej, nasze głowy byłyby za duże, żeby przejść przez kanał rodny. Mózg dojrzewa w trakcie pierwszych miesięcy i lat po porodzie. Nasza ludzka opieka nad dzieckiem w pierwszych latach po porodzie to odpowiednik noszenia swoich maleństw w torbie, tak jak to robią torbacze. Ta „ludzka torba” to tworzenie więzi, zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, relacja z najbliższym opiekunem. Wiek dojrzewania to drugi taki gwałtowny moment przeobrażeń w mózgu.
Nastoletnia epoka lodowcowa.
Mózg dąży do homeostazy, czyli balansu: eliminuje nadmiar neuronów i niepotrzebne połączenia neuronalne, wzmacnia te, które są używane. Chodzi o jakość, a nie ilość, o to, aby poszczególne ośrodki w mózgu potrafiły łączyć się ze sobą i komunikować. Z drugiej strony trwa proces mielinizacji i tworzenia nowych połączeń neuronalnych. W dodatku to wszystko nie dzieje się harmonijnie, liniowo i równomiernie. Tym bardziej że cały proces zaczyna się od struktur podkorowych, czyli tych najstarszych ewolucyjnie, odpowiedzialnych za pierwotne emocje: strach, agresję, przerażenie, lęk, ale też przyjemność, ekscytację. Dopiero potem dojrzewanie dochodzi do kory przedczołowej, która jest odpowiedzialna za rozumienie emocji, za świadome ich przeżywanie i kontrolę poznawczą.
Jak te wszystkie ukryte neurobiologiczne procesy przekładają się na zachowanie nastolatka?
Rodzice doskonale wiedzą, jak się to przekłada. Mówią: „Nasza córka jako dwunastolatka była zwykłym człowiekiem, z którym można było się porozumieć, i mieliśmy z nią pełne porozumienie. Teraz ma 14 lat i mamy wrażenie, jakby zamieniała się w krnąbrną czterolatkę, jakby cofała się w rozwoju”.
W jakimś sensie mają rację.
Mają rację. Silnie rozwijające się struktury podkorowe powodują, że emocjonalność jest na skrajnie wysokim poziomie. Jednocześnie nie nawiązały się połączenia z korą mózgową, dlatego ta emocjonalność przypomina rozpędzony do dużej prędkości samochód, który nie potrafi zahamować. To dlatego nastolatki są bardziej impulsywne, działają bez przewidywania konsekwencji. Mają też kompletnie inną ocenę ryzyka. Teoretycznie wiedzą, że coś jest niebezpieczne, ale kiedy wchodzą w jakąś sytuację, nie są w stanie jej kontrolować i się zatrzymać. Brną dalej. Rodzice mogą rozmawiać z dzieckiem o zagrożeniach i ono będzie się z dorosłymi zgadzało – co nie przeszkodzi mu za chwilę zrobić dokładnie tego, przed czym go ostrzegano. I nie ma w tym nic dziwnego.
Jak długo trwa proces umierania neuronów?
Zaczyna się około piątego roku życia, rozpędza się około 12. i w 17–18 roku życia ma największe nasilenie. Czas między 12. a 17. rokiem życia to okres maksymalnego chaosu neurobiologicznego. To jest także czas największej wrażliwości i co za tym idzie, największego ryzyka występowania zaburzeń psychicznych. Młodzi ludzie są bardzo niestabilni, podatni na zaburzenia lękowe, a także poważne choroby psychiczne w rodzaju schizofrenii. Często pierwsze epizody psychotyczne występują właśnie w tym okresie.
Od czego zależy fakt, że niektórzy młodzi ludzie przechodzą ten czas bardziej burzliwie, a inni mniej?
Myślę, że tak jak wszystko, co nas dotyczy, może być to związane zarówno z dziedziczeniem, jak i z warunkami środowiskowymi. (…) Dojrzewanie to jest czas poszukiwania siebie, wewnętrznej kreatywności, buntu, przekraczania zasad, które w przyszłości będą pełniły funkcje przystosowawcze. Dorośli powinni z większym szacunkiem i uważnością traktować ten czas, nie tylko w trybie: „byle przetrwać”.
A skoro już o tym wspomniałam, to chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że nastolatki zupełnie inaczej niż my odczytują emocje. To widać doskonale w sytuacjach rodzinnych. Rodzic mówi do dziecka grzecznie, a ono reaguje: „Nie krzycz na mnie, dlaczego jesteś na mnie zły?”. „Jaki zły? – mówi rodzic. – Przecież tylko pytam”. Taka postawa nastolatka nie wynika z tego, że chce koniecznie rozpętać burzę i „się czepia”, tylko stąd, że szwankuje u niego rozpoznawanie emocji i intencji drugiego człowieka. Właśnie z powodu niedojrzałości ośrodkowego układu nerwowego. Trochę lepiej radzą sobie z tym dziewczynki, bo estrogeny wpływają na dojrzewanie struktur mózgowia odpowiedzialnych za rozpoznawanie sytuacji społecznych i uczuć innych osób.
Jakie jeszcze są różnice między mózgiem nastolatki a nastolatka?
Ciało migdałowate, które jest odpowiedzialne za agresję, jest o wiele bardziej wrażliwe na testosteron. Chłopcy, którzy testosteronu mają więcej, będą szybciej reagowali agresją, dziewczynki sprawniej zrozumieją kontekst społeczny. W książce brytyjskiego biologa i antropologa Robina Dunbara „Przyjaciele. O prawdziwej mocy naszych najważniejszych relacji” są zamieszczone badania o fenomenie przyjaźni męskiej i kobiecej. Ciekawe jest to, że tym, co łączy dziewczyny w przyjaźni, jest ilość przegadanego czasu, a chłopców – to, co razem robili (a nie – ile razy rozmawiali): gra w piłkę, obejrzany mecz.
Na pewno też nastolatki obu płci różnią się w sposobie okazywania agresji.
Dziewczyny użyją biernej słownej agresji, np. plotkując. Nawiasem mówiąc – to plotka sprawiła, że rozwinął się język. Ewolucyjnie to właśnie ona spowodowała, że homo sapiens, w niczym przecież niewyspecjalizowany: ani w dobrym węchu, ani w bieganiu czy słuchu, ale za to mający dobrze rozwinięty mózg społeczny i umiejętność pracy w grupie – przetrwał. Bo podstawą tej współpracy była informacja o innych członkach grupy.
Od plotki zależała wiedza, kto w grupie jest silniejszy, kto słabszy, gdzie jest twoje miejsce w tej społeczności. W pierwszych łowiecko-zbierackich grupach – tworzonych przez maksymalnie 150 osób – najcenniejsze były właśnie tego rodzaju informacje. Kobiety czy dziewczynki były w tym dużo sprawniejsze niż chłopcy, bo od tego zależało ich przetrwanie. Nie od siły fizycznej. Poza tym, jeśli chodzi o różnice, to dziewczynki inaczej niż chłopcy rozwiązują kwestie złości, agresji, lęku. Będą je internalizowały, uwewnętrzniały. Między innymi dlatego u dziewczynek statystycznie częściej występują zaburzenia lękowe i depresje. Oczywiście mówimy o tym w wymiarze populacyjnym – nie każda dziewczynka będzie taka.
Myślę jeszcze o nadmiarze informacji, do których współcześnie mają dostęp nastoletnie mózgi i tak już zmagające się z chaosem połączeń nerwowych. Ten nadmiar też pewnie działa destrukcyjnie.
Niestety, rzeczywiście tak jest. Ale ponieważ wspomniane plotki, czy też szeroko rozumiane informacje, są dla ludzi bardzo atrakcyjne, trudno powiedzieć sobie: „stop”. Nasz mózg, czyli także mózg nastolatka, tworzył się 300 tysięcy lat temu, kiedy wszystkiego było za mało, w dobie niedoboru. Dzisiaj żyjemy w czasach nadmiaru, ale mózg tego nie wie. Dzisiaj nie zdobywanie jedzenia jest trudnością, tylko jego ograniczanie – i to samo dotyczy informacji. Ilość bodźców, która dociera do dziecka, jest niemożliwa do przerobienia przez nie. Do tego dochodzi brak relacji z innymi. Znajomi, z którymi mamy kontakt wyłącznie albo prawie wyłącznie online, nie mogą być naszymi bliskimi przyjaciółmi. Dzieciaki są dużo bardziej samotne, bo nie budują bliskich relacji. Przyjaciół można mieć tylko kilku, a żeby stworzyć relację i o nią zadbać, powinniśmy się spotykać, a także rozmawiać z drugą osobą. To konieczne, by można było mieć wewnętrzne poczucie więzi z nią. Nie wystarczy śledzić w mediach społecznościowych: gdzie, kto i z kim. To za mało.
Blog „To Tylko Teoria” może istnieć i rozwijać się dzięki wsparciu finansowemu Patronów i Patronek. Jeżeli chcą Państwo do nich dołączyć, aby dołożyć swoją cegiełkę do tworzenia tej strony, zapraszam do mojego profilu w serwisie Patronite.
To tylko fragment książki, a chętnie dowiedziałbym się czegoś innego (choć nie na tyle chętnie, żeby książkę przeczytać). W skrócie – co autorki proponują rodzicom? Jeżeli rzeczywiście zaburzenia w okresie dojrzewania mają źródło przede wszystkim somatyczne, to czy można „odetchnąć z ulgą”? Oczywiście pytam retorycznie, bo rodzice, a w drugiej kolejności szkoła są od tego, żeby takim zagubionym dzieckiem pokierować. W Polsce to zjawisko ciągle jest marginalne ale krajach tzw. rozwiniętych wygląda to w ten sposób: tak, Patryku, jesteś naszą ukochaną córeczką, mamusia i tatuś fundną ci operację zmiany płci tylko najpierw musimy wziąć kredyt. W USA i Kanadzie w ostatnim dziesięcioleciu liczba operacji „zmiany płci” wzrosła kilkukrotnie. Bo akurat jest moda, a koncerny produkujące stosowne hormony i „kliniki” chirurgiczne adekwatnie zwiększają zyski. Na szczęście od pewnego czasu „nauka” wymyśliła niebinarność, dzięki której dzieci okalecza się tylko psychicznie, a nie fizycznie czyli jest szansa, że za kilka lat młodzieńcza „wrażliwość” stanie się wspomnieniem. Ale nie musi, więc przydałoby się i takie pytanie ze strony ‘dziennikarki starego typu”.
Przykład podałem skrajny ale oczywiście okres burzy hormonów i neuronów ma setki innych objawów i właśnie dlatego dobrze byłoby dowiedzieć się jakie są granice ustępstw. Czy dziecko „ma podmiotowość” i każdym ograniczeniem jego „praw” powinny zając się organy ścigania czy może jednak jakieś granice istnieją? Oczywiście znowu pytanie jest retoryczne, bo jeżeli takie dziecko przestanie chodzić do szkoły wieku 15 lat i rozpocznie „strajk klimatyczny” to takich granic nie ma, łącznie z granicami śmieszności („bo granica głupim bycia słabe straże ma”). Ale co zrobić jeżeli dążenie do samorealizacji przybiera mniej słuszne ideologicznie formy? Np. w postaci opuszczania lekcji „tolerancji”. Rodzice swoje wiedzą ale w tym przypadku nie oni decydują.
Wysłałem wczoraj komentarz (zaczynający się od „To tylko fragment książki, a chętnie dowiedziałbym się czegoś innego …”), który się do tej pory nie ukazał. Czy nie spełniał jakichś nieznanych mi wymogów czy wystarczy uzbroić się w cierpliwość? (tym razem podaję prawdziwy adres mailowy)