„Biali hetero mężczyźni niszczą świat”; „Osoby czarnoskóre są lepsze od białych”; „Islam to religia pokoju, która powinna zdominować świat”; „Stwierdzenie, że płcie są dwie, to transfobia”; „Autyzm to supermoc, a ludzie bez autyzmu są gorsi”; „Jakie są Twoje zaimki? Ja jestem ono/jeno”; „Dobrostan zwierząt jest ważniejszy niż ludzi”; „Rodzenie dzieci to zło, egoizm i niszczenie przyrody. Ludzie mający dzieci są źli”; „Musimy być inkluzywni i różnorodni. Każdego, kto się z nami nie zgadza, uznamy za osobę złej woli i ją wykluczymy”; „Zachód jest zły, zepsuty i moralnie upadły” – znacie tego typu hasła i narracje? Są one typowe dla wyznawców ideologii woke.
Artykuł ten nie jest reklamą. Napisałem go dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.
Na czym polega ideologia woke?
Ideologia woke jest zespołem poglądów łączących:
(a) postmodernistyczny relatywizm: „wszystko jest względne”, „prawda nie istnieje”, „nic nie ma granic”;
(b) kult ofiar: robienie ofiary z siebie lub jakiejś grupy, aby zwrócić uwagę i zyskać przywileje, lub poszukiwanie ofiar i prawdziwych czy domniemanych oprawców, żeby odgrywać rolę wybawcy;
(c) politykę tożsamości: dzielenie ludzi na zwalczające się grupy tożsamościowe w hierarchii tego, kto ma „gorzej” i kto jest mniej „uprzywilejowany”;
(d) niechęć do ideałów oświecenia: logicznego myślenia, racjonalizmu, humanizmu, uczciwego i w miarę możliwości obiektywnego rozstrzygania sporów bez uciekania się do przemocy, klasycznie rozumianego liberalizmu
(e) stosowanie „społecznej przemocy”, zwłaszcza pod postacią kultury anulowania (ang. cancel culture), a więc agresywnego ostracyzmu społecznego, nękania, pozbawiania ludzi pracy, jeśli mają odmienne poglądy od zwolenników woke.
Jeszcze pod koniec XX wieku ideologia woke była zjawiskiem marginalnym w społeczeństwie. Popierali ją głównie naukowcy i wykładowcy ze środowiska akademickiego – w szczególności przedstawiciele humanistyki oraz nauk społecznych. Jednakże wraz z upowszechnieniem uniwersytetów, przekształceniem roli uniwersytetu (z miejsca rozwoju nauki, myśli i filozofii w jednostki kształcące do zawodów) ideologia ta zaczęła się rozlewać szerzej.
W połowie drugiej dekady XXI wieku podchwycili ją politycy oraz korporacje, szczególnie technologiczne. W krajach „starego Zachodu” od około dekady woke jest mainstreamowym światopoglądem, w Polsce zaś zyskała szersze poparcie w ciągu ostatnich kilku lat. Więcej o tym, czym dokładniej jest woke, możecie przeczytać w wywiadzie z dr Katarzyną Szumlewicz (filozofką i humanistką). W tym tekście chcę pokrótce omówić i polecić kilka książek na temat tej ideologii.
1, 2, 3 – „Szaleństwo tłumów”, „Wojna z Zachodem”, „Przedziwna śmierć Europy”, Douglas Murray
Autorem wszystkich trzech tytułów jest brytyjski intelektualista, Douglas Murray (wyd. Zysk i S-ka). W „Przedziwnej śmierci Europy” pisze głównie o problemie zbyt słabo uregulowanej migracji do Europy z krajów o radykalnie odmiennej kulturowości, obyczajowości i religijności, i o konfliktach społecznych oraz politycznych, które z tego wynikają. Książka, siłą rzeczy, dotyka tematyki radykalizmów islamskich w Europie.
„Szaleństwo tłumów” jest poświęcone bardziej kwestiom stricte wewnętrznym Zachodu: jak jest on niszczony od środka przez coraz liczniejszych wyznawców ideologii woke, negujących pojęcie płci, romantyzujących i wywyższających osoby z zaburzeniami psychicznymi, doszukujących się wszędzie i we wszystkim dyskryminacji – w efekcie paraliżujących funkcjonalność rozmaitych mechanizmów działania państw i społeczeństw zachodnich. Niestety polskie wydanie tej książki jest przetłumaczone bardzo słabo, a tekst wygląda, jakby nie spojrzał na niego żaden korektor i redaktor. Dlatego jeśli ktoś zna angielski, polecam czytać w oryginale.
Najnowsza książka Murray’a – „Wojna z Zachodem” – integruje kwestie zewnętrznego zagrożenia wobec Zachodu ze strony Chin, Rosji, czy krajów islamskich, oraz silnych konfliktów wewnętrznych, napędzanych głównie przez ideologię woke. Ma też charakter filozoficzny i historyczny. Autor argumentuje tutaj, dlaczego kultura zachodnia mimo wszystkich sloganów o „równości”, „różnorodności” czy „inkluzywności” ma realną przewagę nad innymi, pochodzącą z ideałów Oświecenia, na których zasadza się współczesny Zachód.
4 – „Cyniczne teorie”, Helen Pluckrose i James Lindsay
Książka pt. „Cyniczne teorie” (wyd. WEI) jest publikacją bardziej akademicką niż popularnonaukową, reportażową czy publicystyczną – w przeciwieństwie do tekstów Douglasa Murraya. Autorzy „Cynicznych teorii” nie tylko wyjaśniają źródła ideologii woke, jej założenia, formę i cele, ale także rozkładają ją na czynniki pierwsze. Omawiają składowe woke, zwłaszcza: ideologię otyłościową („otyłość jest zdrowa”), genderowo-queerową („nie ma różnic między płciami”, „płeć to konstrukt społeczny”), transseksualną i niebinarną („płeć to kwestia wyboru; zmiana płci na żądanie, nawet u dzieci”), postkolonialną („wszystko, co złe, to wina zgniłego Zachodu”), ableistyczną („niepełnosprawność nie wynika z chorób i wypadków, tylko złej woli społeczeństwa, które nie dostosowuje infrastruktury do osób z niepełnosprawnościami, np. nie tworząc chodników taśmowych, aby nie trzeba było chodzić, żeby się przemieszczać”), neuroróżnorodności („autyzm, borderline czy schizofrenia to nie zaburzenia, tylko wyższe formy bytu ludzkiego”), rasową („wszyscy biali są od urodzenia winni za grzechy hiszpańskich czy brytyjskich kolonialistów sprzed wieków, czarni powinni mieć przywileje, Azjaci są gdzieś pomiędzy”).
„Cyniczne teorie” nie są łatwą lekturą, ponieważ jest tam wiele dokładnych cytatów z kluczowych dzieł ideologii woke (np. „Uwikłani w płeć” Judith Butler czy „Biała kruchość” Robin DiAngelo) i są one omawiane dość dokładnie. A przebijanie się przez bełkot woke, aby zrozumieć potem obalenie go, jest naprawdę męczące. Dla przykładu, cytat jednej z debunkowanych (wyjaśnianych, czemu nie ma racji) autorek w tej książce: „ableizm może opisywać system wartości ablenormatywności, który uprzywilejowuje rzekomo neurotypowych i sprawnych, podczas gdy dysfunkcjonalizm może opisywać brutalny ucisk wymierzony w ludzi, których ciała-umysły są uważane za dewiacyjne, a więc niepełnosprawne. Innymi słowy, ableizm jest dla heteroseksizmu tym, czym disableizm dla queerantagonizmu”. Analizowanie takiego bełkotu jest pouczające, ale też nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek tego świata. Dokładna, rozbudowana recenzja książki „Cyniczne teorie” znajduje się tutaj.
5 – „Kto się boi Karola Darwina?”, Griet Vandermassen
Griet Vandermassen to belgijska filozofka z Uniwersytetu w Gandawie, która napisała książkę pt. „Kto się boi Karola Darwina?” (wyd. CiS i Centrum Praw Kobiet). Jako badaczka konfliktu pomiędzy biologami ewolucyjnymi (oraz psychologami) a feministkami, postanowiła napisać o wieloletnim sporze między częścią feministek a biologami, polegającym na odrzucaniu przez te pierwsze faktów biologicznych dotyczących płci. To właśnie tego typu feministki (tzw. trzeciej fali) wraz z ruchem transseksualnym, odpowiadają za negowanie zjawiska płci i denializm płci.
Autorka omawianej książki nie staje w opozycji do feminizmu, wręcz wydaje się być jego częścią. Stara się jednak wyjaśnić, dlaczego racji nie ma ta grupa feministek, które negują biologię. Bo to, że biologia – zarówno ewolucyjna, jak i rozwojowa – mają znaczny wpływ na różnice między płciami nie tylko w anatomii i fizjologii, ale też w zachowaniu, zostało wielokrotnie dowiedzione. Spory raczej dotyczą tego, „na ile” coś wynika z biologii, a na ile z kultury czy wychowania, a nie tego, „czy w ogóle biologia ma tu znaczenie”. „Kto się boi Karola Darwina?” jest więc pozycją dla tych, którzy z perspektywy feministycznej chcą rozprawiać się z negacją płci i płciowości.
6 – „Woke SA”, Vivek Ramaswamy
Książka „Woke SA” (wyd. WEI) została napisana przez byłego kandydata na prezydenta Partii Republikańskiej w USA, Vivka Ramaswamy’ego. Choć jest to postać kontrowersyjna, to w zakresie poruszanej w „Woke SA” tematyki zarazem bardzo doświadczona i kompetentna. Autor był bowiem biznesmenem, rozwinął dużą, liczącą się firmę farmaceutyczną, i miał wielokrotnie do czynienia z ideologią woke w wersji korporacyjnej: quasireligijne szkolenia z „różnorodności”, „inkluzywności” i „równości”.
W „Woke SA” Vivek Ramaswamy pisze o tym, jak duże korporacje zaczęły spełniać poniekąd dawną rolę Kościoła, czyli moralizować, pouczać i wpływać na politykę. Tyle, że zamiast wymuszania na ustawodawcach całkowitego zakazu aborcji, nielegalizowania małżeństw jednopłciowych, obecności lekcji religii w szkołach, korporacje te zmuszają do tolerowania takich poglądów, jak „otyłość jest zdrowa”, „zaburzenia psychiczne nie są wcale zaburzeniami”, „biali są rasą gorszą od pozostałych”, „zmiana płci jest pozytywnym procederem” itp. Innymi słowy, zamiast skrajnego konserwatyzmu religijnego w niektórych kwestiach kulturowo-społecznych, optują w nich za brakiem granic, racjonalizmu i pluralizmu.
Co więcej, korporacje piorą w ten sposób swój wizerunek. Media bowiem nie skupiają się na tym, że korporacje technologiczne inwigilują czy łamią prawa dotyczące prywatności, odzieżowe zatrudniają dzieci w krajach 3-go świata za głodowe stawki, a spożywcze podbijają sztucznie ceny, łamią prawa pracowników czy generują problem epidemii otyłości. Liczy się, że dały dotację dla Black Lives Matter, zrobiły spot reklamowy z osobą na wózku inwalidzkim czy wprowadziły obowiązek podawania transseksualnych/niebinarnych zaimków w e-mailach wewnętrznych. Te i inne patologie opisuje i krytykuje autor książki „Woke SA”.
7 – „Koniec liberalizmu, jaki znamy”, Mark Lilla
Mark Lilla napisał króciutką książeczkę pt. „Koniec liberalizmu, jaki znamy” (wyd. Kultura Liberalna). Skupia się ona głównie na polityce tożsamości, czyli patrzeniu na społeczeństwo nie jak na całość mężczyzn i kobiet w różnym wieku i różnych warstwach społecznych, tworzących rodziny i sąsiedztwa, lecz jak na zwalczające się wzajemnie tożsamości: kobiety przeciwko mężczyznom, geje przeciwko hetero, transseksualiści przeciwko lesbijkom, chrześcijanie przeciwko ateistom, niepełnosprawni przeciwko pełnosprawnym, zaburzeni psychicznie przeciwko zdrowym, otyli przeciwko szczupłym, czarni przeciwko białym itd.
Przeczytaj także: Bańka informacyjna. Jak poznać, że ktoś w niej jest?
Takie podejście tożsamościowe zostało wdrożone w wielu krajów zachodnich (m.in. USA, Kanada, Wielka Brytania, Francja, Szwecja, Holandia, Hiszpania, Niemcy, Nowa Zelandia, Australia, a w niektórych aspektach nawet Polska) w różnych zakresach w edukacji, urzędach, szkolnictwie wyższym, miejscach pracy. I w efekcie społeczeństwo stało się zantagonizowaną i spolaryzowaną eklektyczną masą walczących ze sobą ludzi, mimo iż tak naprawdę więcej ich łączy, niż dzieli. Indywidualizacja społeczna, wzmocniona mediami społecznościowymi i antagonizmami promującymi bańki informacyjne, jeszcze ten proces przyspieszyła.
Książka Marka Lilli jest jak na dzień dzisiejszy mało odkrywcza i niezbyt szczegółowa, choć w momencie, gdy była publikowana (2016 rok w USA, 2018 rok w Polsce) wnosiła coś nowego. Widać wyraźnie, że prawie nikt nie posłuchał wówczas ostrzeżeń tego humanisty, bo po roku 2016 ideologia woke bardzo się rozpanoszyła. W każdym razie „Koniec liberalizmu, jaki znamy” należy potraktować jako uzupełnienie do pozostałych lektur lub jako ciekawostkę.
8 – „Koniec świata chrześcijańskiego”, Chantal Delsol
Francuska filozofka Chantal Delsol napisała książkę pt. „Koniec świata chrześcijańskiego” (wyd. WAM). Omawia w niej zmiany społeczne, kulturowe, filozoficzne i religijne, które zaszły w Europie na przestrzeni zwłaszcza ostatnich kilku dekad. Wyjaśnia, jak zmienia i będzie się zmieniać Europa w sytuacji, gdy przestało ją spajać szeroko pojęte chrześcijaństwo.
Autorka nie przyjmuje pozycji oblężonej twierdzy chrześcijańskiej, atakowanej z jednej strony przez islam, z drugiej ateizm, a z trzeciej neoreligie typu ezoteryka czy ideologia woke. Po prostu opisuje nową rzeczywistość i kreśli przyszłość chrześcijaństwa w postchrześcijańskiej Europie. Zauważa też, że wiele progresywnych wartości europejskich ma swoje źródła w chrześcijaństwie.
Przeczytaj także: Wierzyła w ezoterykę, teraz ostrzega przed konsekwencjami
Książka Chantal Delsol jest tego rodzaju lekturą, przy której można dostać „orgazmu intelektualnego”. Inaczej mówiąc, pomimo iż porusza złożoną i trudną tematykę, to czytanie jej sprawia przyjemność – efektu tego niestety nie udało się osiągnąć np. „Cynicznym teoriom”, wspomnianym wcześniej. Podkreśliłbym także to, że mimo iż ja jestem agnostykiem-deistą (co to oznacza, pisałem tutaj), a Delsol katoliczką, wcale nie odczułem, by ta różnica miała tu jakieś znaczenie, ponieważ autorka nie próbuje wciskać swojego światopoglądu, lecz omawia rzeczywistość. Na moim blogu znajduje się przedruk fragmentu „Końca świata chrześcijańskiego”, który można przeczytać tutaj.
9 – „Nieodwracalna krzywda”, Abigail Shrier
Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na reportaż pt. „Nieodwracalna krzywda” (wyd. AA), napisany przez amerykańską feministkę Abigail Shrier. Autorka przytoczyła w nim historie rodzin, w których dzieci nagle zaczęły identyfikować się jako transseksualne/niebinarne, a w obliczu obecnego trendu w środowisku medyczno-psychologicznym, by dzieci takie wysycać blokerami własnych hormonów płciowych, hormonami płci przeciwnej, oraz sterylizować chirurgicznie, zostały one okaleczone.
Abigail Shrier opowiada o kolejnych wydarzeniach z życia rodzin, które poznała. Przytacza też wyniki badań naukowych na temat tranzycji, jak również robi wywiady z badaczami i psychologami, którzy pracują bądź pracowali z osobami zmieniającymi płeć. Książka ta krótko po premierze na skutek protestów transaktywistów została wycofana z sieci sklepów internetowych „Target” w USA, zaś Amazon zablokował możliwość jej reklamowania na swojej platformie. Dodatkowo niektóre biblioteki publiczne ogłosiły, że specjalnie nie kupią jej do swoich zbiorów, gdyż jest „transfobiczna”. Potem jednak nagłośniono próbę cenzury i te sklepy, które nie usunęły „Nieodwracalnej krzywdy” z oferty, przeżyły prawdziwe oblężenie, a książka stała się gigantycznym bestsellerem. Polecały ją m.in. redakcja „The Economist”, „The New York Post” czy „The Times”.
Jeżeli podoba Ci się mój artykuł, jak i szerzej moja działalność pronaukowa, dziennikarska i analityczna, zachęcam do dołączenia do grona moich Patronów. Dzięki ich wsparciu mogę utrzymywać i rozwijać tego bloga. Szczególne podziękowania dla najhojniejszych osób, a są to: Marcin, Grzegorz, Marcin, Małgorzata, Łukasz, Kacper, Mariusz, Miłosz, Agnieszka, Magdalena, Tomasz, Paweł, Katarzyna, Jacek, Andrzej, Marek, Adam, Radosław, Daniel, Wojciech, Michał.
„Autorka nie przyjmuje pozycji oblężonej twierdzy chrześcijańskiej, atakowanej z jednej strony przez islam, z drugiej ateizm, a z trzeciej neoreligie typu ezoteryka czy ideologia woke.”
Jeśli chodzi o Francję, to kilka lat temu ceniony socjolog młodego pokolenia – Sebastien Lemerle (swoją drogą autor książki o fenomenie tzw. „gadziego mózgu”) wydał dobrze przyjętą książkę „Le Singe, le gène et le neurone. Du retour du biologiste en France, “Science, histoire et société”. Opisał w niej szczegółowo, jak biologia do spółki z psychologią krzewiły we Francji neoliberalny etos, „przedkadając indywidualizację nad interesy zbiorowe.”
Osobiście odnoszę wrażenie, że te wszystkie opisane w artykule „problemy”, są konsekwencją pozornej indywidualizacji zachodnich społeczeństw. Pozornej, bo ograniczonej dla wymagań systemu – dziś niemal wszyscy są indywidualistami, ale prawie wszyscy takimi samymi.
„… dziś niemal wszyscy są indywidualistami, ale prawie wszyscy takimi samymi.”.
Pamiętam taki tytuł jednego ze starych felietonów Ziemkiewicza „Karne szeregi nonkonformistów”.
Zaciekawił mnie fragment „Zauważa też (Chantal Delsol), że wiele progresywnych wartości europejskich ma swoje źródła w chrześcijaństwie”.
Czyżby chodziło o powtarzane przez półgłówków stwierdzenie, że Jezus był pierwszym socjalistą (niektórzy mówią, że nawet komunistą)?
Nie czekając na odpowiedź pozastanawiam się sam, co jeszcze może łączyć „progresywne wartości europejskie” z chrześcijaństwem. Cenzura – hmm? Pismo Święte potępia wyrażanie pewnych przekonań ale w ostateczności zaleca represje, a nie cenzurę (nawet w Raju można było grzeszyć, choć Bóg miał możliwości aby uczynić grzeszenie niemożliwym fizycznie). Demolowanie gospodarki w imię „obrony planety”? Też nie, Pismo mówi „Czyńcie Ziemię sobie poddaną”. Promowanie sodomii – zdecydowanie nie. Może chodzi o płacenie podatków bez szemranie (oddajcie cesarzowi co cesarskie), pomimo świadomości, że zostaną w większości wydane na cele, z którymi się nie zgadzamy. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego? Tak ale nie bardziej niż siebie samego jak sugerują postępowcy (choć nie wymagają tego od siebie). Postępujące zniewolenie i ogłupianie? Tego w Piśmie też nie znalazłem. Feminizm? Szukałem niczym ten żołnierz z „Reduty Ordona” w ładownicy i również nie znalazłem.
A może chodzi o „Res sacra miser” i sprowadzanie na ludzi powszechnego ubóstwa w imię walki z klimatem?
Chrześcijaństwo było prekursorem np. kultu ofiar, ostracyzmowania za odmienne poglądy czy relatywizowania faktów np. w kwestii biologii ewolucyjnej. To ostatnie można jakoś usprawiedliwić jeśli odrzuci się błąd prezentyzmu, ale zwłaszcza kult ofiar jest w chrześcijaństwie bardzo silny.
Stwierdzenie, że chrześcijaństwo było prekursorem ostracyzmowania za odmienne poglądy pominę taktownym milczeniem ale „kult ofiar” jest godny uwagi, jeżeli użyć liczby pojedynczej. Istotnie, chrześcijaństwo zbudowano na męczeńskiej śmierci Jezusa Chrystusa, która uwolniła ludzi od grzechu pierworodnego. Ale podobieństwo do obecnego kultu ofiar jest najwyżej powierzchowne. Po pierwsze, obecnie czarni, homoseksualiści, transwestyci, Żydzi czy kobiety nie są żadnymi ofiarami tylko ubermenschen i to we własnym mniemaniu. I nie tylko własnym. Chrześcijanie byli pokorni (vide przypowieść o faryzeuszu i celniku). Po drugie, chrześcijanie nie uważali, że za zabicie Jezusa i prześladowanie ich reszta ludzkości powinna im potem składać hołdy i worki ze złotem.
Zasadniczo się zgadzam, a obawy ekoterrorystów są mocno przesadzone, ale trzeba też przyznać, że takie np. niepotrzebne zaśmiecanie planety nie jest niczym dobrym. Należy pamiętać, że przykazanie „Czyńcie sobie Ziemię poddaną” było wystosowane do ludzi jeszcze przed ich upadkiem, toteż „czynienie sobie poddaną” później również zabarwiło się naszym grzechem. Inaczej mówiąc, zabarwił się tak koncept władzy. A Jezus powiedział, iż nie tak ma u nas wyglądać władza, jak u „władców narodów”, którzy „dają nam odczuć swoją władzę”. Władza ma być również służbą. Troską. Nie uciskiem.
Tak gwoli ścisłości, to ekoterroryści to tylko mało ważny folklor. Gorzej, że ci którzy maja prawdziwą władzę w imię walki z dwutlenkiem węgla wydają już nie miliardy, a biliony, a Unia Europejska jest prymusem w marnotrawieniu publicznych pieniędzy na ten cel. Cackanie się z ekoterrorystami to tylko element tej układanki, głównie propagandowy.