Wertowanie statystyk demograficznych stało się w ciągu minionych kilkunastu miesięcy codziennością nie tylko ekspertów doradzających politykom, dziennikarzy, czy komentatorów wydarzeń. W 2020 i 2021 roku niemal każdy zerkał raz po raz to na spadającą, to znów rosnącą liczbę zgonów. Porównywał ją z danymi dotyczącymi śmiertelności z poprzednich lat. Zestawiał z całkowitą liczbą ludności swojego kraju czy tym, ile dzieci w określonym miesiącu bądź roku się urodziło. Myślał o tym, czy pandemia wywoła kryzys demograficzny.
Jest to tekst, który rozwinąłem do książki pt. „Jałowe łono Europy”. Książka ma formę popularnonaukowego reportażu demograficznego, w którym opisuję sytuację, przytaczam różne dane i badania naukowe oraz przeprowadzam wywiady z naukowcami od demografii, socjologii czy psychologii społecznej. Poruszone są w niej tematy dzietności, starzenia społeczeństwa, migracji i liczby ludności w kontekście społecznym, gospodarczym, geopolitycznym, międzynarodowym, strukturalnym czy zdrowotnym. Książkę można kupić pod tym linkiem: klik.
Medialna (nad)reakcja na zmianę demograficzną?
Chociaż nawyk ten wymusiły na nas zgony związane z pandemią to skupiona uwaga naturalnie przeniosła się także na pozostałe zagadnienia demograficzne i populacyjne. Dzietność i rodzicielstwo, migracja, liczba ludności, struktura wieku i płci, starzenie się społeczeństwa. Pytania o to, ile osób zmarło w ciągu tygodnia czy w roku 2020 zamieniają się w rozmyślania nad tym, jakie zmiany ludnościowe zaszły w Europie przez ostatnie dekady. Ilu będzie Europejczyków za 50 lat i w jakim wieku będzie ten statystyczny? Co z dzietnością? Czy osiedla wypełnione bawiącymi się dziećmi przejdą do przeszłości? Czy wsie się wyludnią a miasta przepełnią? A może granice między nimi niemal się zatrą? Jak na krajobraz ludności wpłynie migracja? Jaka przyszłość demograficzna czeka Europę? I jakie konsekwencje w związku ze zmianami będzie zmuszona ponieść?
„The Economist” w 2003 roku nazwał nadchodzący spadek liczby ludności w Europie „implozją europejskiej populacji”. Autor zwrócił uwagę, że „populacja Europy kurczy się i siwieje, wraz z ponurymi tego konsekwencjami” [1]. Rok później hiszpański „El País” alarmował, że Hiszpania to „drugi kraj w UE pod kątem najmniejszej liczby młodych ludzi i piąty co do największej liczby osób najstarszych” [2].
Komisja Zatrudnienia i Spraw Socjalnych Parlamentu Europejskiego – znanego z tego, że jego przedstawiciele pozwalają sobie często na ostrzejszy, mniej oficjalny i lodowaty język, niż członkowie Komisji czy przedstawiciel Rady – ostrzegała w 2008 roku, że „Europejczycy zaczynają wymierać” [3]. Z rzadka czarnowidzki scenariusz tej wówczas nieszczególnie eksploatowanej medialnie tematyki rozjaśniały odrzucające katastrofę głosy. Takie, jak demografa Tomáša Sobotki w dziale opinii „The Guardiana”, który napisał: „Europa nie zmierza do zapaści populacji. Może nastąpić powolny spadek ludności, co powinno być mile widziane” [4].
Kontynuacja narracji o kryzysie demograficznym
Kilka lat później, w 2015 roku, raport polskiej Najwyższej Izby Kontroli konkludował, że „sytuacja demograficzna Polski jest dramatyczna. Od dwudziestu lat systematycznie spada liczba ludności. Liczba urodzeń nie gwarantuje prostej zastępowalności pokoleń” [5]. Na symboliczny w demograficznym kontekście fakt, że wielu przywódców europejskich nie ma dzieci, uwagę zwracał w 2018 roku Jorge Benítez w dzienniku „El Mundo”, który wyludnianie się Hiszpanii nazwał „bombą demograficzną” [6].
W roku 2019 Dorothea Siems w niemieckim „Die Welt”, studząc nadzieje, że imigracja i nieduży, ale zauważalny przed pandemią wzrost dzietności w Niemczech zażegnają kryzys demograficzny, użyła z kolei sformułowania „pułapka demograficzna” [7]. W ciągu następnych paru dni Alexandre Mirlicourtois we francuskim medium finansowo-ekonomicznym mówił o „europejskiej katastrofie demograficznej” [8] a w 2020 – już w trakcie pandemii – polska Gazeta Wyborcza artykuł Leszka Kostrzewskiego, nie owijając w bawełnę, zatytułowała: „Polska wymiera. Katastrofalne prognozy demograficzne” [9]. W połowie roku 2021 swoją analizę opublikowali naukowcy Bułgarskiej Akademii Nauk oraz Uniwersytetu Sofijskiego, z której wynika, że w ciągu zaledwie 20 lat, do roku 2040, ludność Bułgarii spadnie o ¼ – z obecnych 7 milionów ludzi do około 5 milionów [10].
Czy sytuacja demograficzna Europy jest faktycznie tak zła, jak wynikałoby to z doniesień mediów? Niewystarczająca dzietność, niezaspokajająca potrzeb imigracja, wyludniające się regiony, kurczenie i siwienie, pułapka oraz implozja demograficzna, kryzys demograficzny, wymieranie Europejczyków? To bardzo mocne tezy, twierdzenia i oceny, ale czy trafnie i poprawnie opisujące rzeczywistość?
Ludność Europy i kryzys demograficzny
„W roku 1960 ludność dzisiejszych państw Unii Europejskiej stanowiła około 12% światowej populacji. Udział ten obniżył się do około 6% obecnie i przewiduje się, że spadnie do 4% w roku 2070” – stwierdza sucho zeszłoroczny raport Komisji Europejskiej na temat demograficznej sytuacji UE [11], uwzględniający (również wstecz) nieobecność Wielkiej Brytanii we wspólnocie. Jego autorzy zauważają też, że około roku 2070 „30% Europejczyków będzie w wieku 65 lat lub więcej”. Zaś udział osób po 80-tce „podwoi się, do 13%”.
Czasopismo naukowe „The Lancet” opublikowało w 2020 roku obszerny artykuł naukowy [12] z szacunkami liczb ludności w różnych krajach, przewidywanych do roku 2100. Bazując na modelowaniu matematycznym i wykorzystując dane dotyczące dzietności, śmiertelności oraz migracji, autorzy ustalili, że populacja Polski do 2100 roku może spaść do 13-15 milionów, a w sąsiednich Niemczech do 60-66 milionów. Czechy wyludnią się przez ten czas do około sześciu milionów, podobnie jak Austria. Rumunia z kolei do mniej więcej 6-7 milionów (z dzisiejszych 19).
Na Bałkanach w perspektywie roku 2100 wyraźnie przerzedzi się w Bułgarii – do dwóch milionów – oraz w Chorwacji, do jednego. Duża zmiana nadejdzie też we Włoszech i Hiszpanii (obecnie 60 i 47 milionów). Zaprognozowano im zmniejszenie się liczby ludności do odpowiednio 27-30 milionów i 21-23 milionów. Portugalia skurczy się do 4 milionów, tak jak i Grecja. W Holandii w roku 2100 miało by mieszkać 11-13 milionów ludzi (dziś kraj ten ma 17 milionów obywateli). Poniżej progu miliona liczyć będzie Estonia, a mniej niż pół miliona cechować będzie Łotwę. Do grona nielicznych krajów, które zdaniem naukowców nie wyludnią się do roku 2100, należy Francja i Szwecja.
Populacja Unii Europejskiej za sto lat
Konkludując, Unia Europejska z obecnych 448 milionów (której ludność spadła poniżej pół miliarda po opuszczeniu jej przez Wielką Brytanię) do roku 2100 roku zmniejszy się do około 300 milionów. To mniej niż dzisiejsze Stany Zjednoczone (330 milionów).
Ważnym zastrzeżeniem jest, że szacunki te mają dość spore odchylenia (podane przeze mnie liczby są efektem wyraźnej generalizacji). Zależą od scenariuszy i mogą okazać się częściowo zaniżone lub zawyżone. Ponieważ horyzont czasu jest odległy, to gdyby znacznie wzrosła bądź spadła dzietność, migracja czy śmiertelność, nietrafność wyników mogłaby okazać się jeszcze wyraźniejsza.
Dla Unii Europejskiej jako organizacji polityczno-administracyjnej istotne będą również kolejne rozszerzenia. Nie trudno wyobrazić sobie powrót Wielkiej Brytanii do wspólnoty. Lub dołączenie do niej Norwegii czy nieobecnych w niej dzisiaj krajów bałkańskich. Możliwe są też ewentualne odejścia państw członkowskich, zmniejszające demograficzny potencjał UE. Jednak przy dzisiejszych trendach – a te nie zmienią się w ciągu roku czy kilku lat – spadek ludności w perspektywie następnych ośmiu dekad wydaje się być nieunikniony. Będzie on wyraźny, ale czy katastrofalny?
Niektóre państwa stracą kilkanaście procent dzisiejszej liczby ludności. Inne – jak Hiszpania, Włochy czy Polska – wyludnią się o około połowę. Dla bałkańskich i bałtyckich członków Unii Europejskiej ubytki ludności będą prawdopodobnie jeszcze większe.
Zastępowalność pokoleń a kryzys demograficzny
By populacja była względnie stabilna, potrzebne jest spełnienie kryterium zastępowalności pokoleń. Charakteryzuje się ono współczynnikiem dzietności – liczbą dzieci przypadającą na kobietę w wieku rozrodczym (bo to kobiety rodzą dzieci i z tego też powodu demografowie stosują również współczynnik reprodukcji, uwzględniający jedynie liczbę córek [13]) – w wysokości 2,15. Równa dwójka pociech w przeliczeniu na jedną kobietę to za mało, gdyż nie wszystkie dożywają wieku reprodukcyjnego. Stąd wynika ta zastanawiająca końcówka po przecinku. W przeszłości, gdy śmiertelność wśród dzieci była znacznie wyższa, próg zastępowalności pokoleń również musiał być większy.
Jeżeli współczynnik dzietności jest długotrwale niższy, a powstałych przez to luk nie wypełnia przypływ migracyjny – do którego jeszcze wrócę w kolejnych częściach – liczba ludności spada. Nie jest źle, jeśli dzieje się to subtelnie i powoli, na przykład gdy dzietność utrzymuje się na poziomie 1,9-2. Jednakże kiedy jest niższa, w szczególności poniżej 1,5, zapaść demograficzna (kryzys demograficzny?) jest bardzo wyraźna i w ludnościowym sensie nagła.
Dzietność w państwach Unii Europejskiej
W wielu krajach Unii Europejskiej dzietność utrzymuje się poniżej 2,15. Jest ona monitorowana przez organy narodowe oraz Eurostat, który w 2021 roku opublikował [14] zbiorcze dane z ostatnich lat (do 2019 roku) dla 27 państw UE. W 2019 w Hiszpanii współczynnik dzietności wynosił zaledwie 1,23 a we Włoszech 1,27. Były to jedne z najniższych wyników na świecie, wyprzedzające nieliczne kraje o jeszcze słabszej dzietności, takie jak Korea Południowa.
W Grecji wskaźnik wypadał nieco lepiej – statystycznie 1,34 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Podobnie jak w Finlandii, ze wskaźnikiem 1,35. Portugalia, Polska czy Austria utrzymywały się wówczas w okolicy 1,4. Holandia, Belgia, Węgry, Słowacja, Bułgaria przekroczyły 1,5, a kraje bałtyckie 1,6. W Szwecji, Czechach i Rumunii kobieta w wieku rozrodczym rodziła średnio co najmniej 1,7 dziecka. Na szczycie państw UE uplasowała się w 2019 roku Francja ze wskaźnikiem powyżej 1,8.
Wielodzietność i równowaga
Ogółem dla całej UE dzietność w roku 2019 wynosiła 1,53 a w praktyce przekładało się to na niespełna 4,2 miliona nowych obywateli, z czego aż blisko 1/5 – jak zauważa Eurostat [15] – była trzecim lub kolejnym dzieckiem. Oznacza to, że bardzo niska dzietność w Europie jest nieco „sztucznie” podnoszona przez rodziny wielodzietne. Szczególnie w Irlandii, Łotwie, Estonii, Szwecji, Finlandii, Francji, Belgii, Polsce, Chorwacji i na Węgrzech. Bez nich UE wykazywałaby się dzietnością poniżej 1,53. Rok 2019 był kolejnym rekordowym pod względem najniższej liczby żywych urodzeń, a fragmentaryczne jeszcze dane za rok 2020 również wskazują na dalszy trend spadkowy w krajach takich, jak Polska [16].
Czy wyludniający się obraz Niemiec, Polski, Holandii, Hiszpanii, Włoch, Grecji bądź Malty i względnie bezpieczna sytuacja Francji oraz Szwecji – również z korzystnymi prognozami na rok 2100 – mogą się jakoś w ramach Unii Europejskiej równoważyć?
Historycznie wyższa dzietność w regionach wiejskich [17] i pośrednich między miastami i wsiami wypełniała dzietnościowo-ludnościowe luki, ale faktem jest, że dziś wsie się wyludniają. Pozostają w nich głównie starsi ludzie, którzy swój międzypokoleniowy obowiązek już wypełnili. Choć nie w pełni analogiczne, to zbliżone zjawisko odbywa się na poziomie międzynarodowym. Sporo ludzi z państw biedniejszych wyjechało do tych bogatszych, osłabiając zdolności reprodukcyjne swoich ojczyzn, ich potencjał do odtwarzania populacji.
Zmiana demograficzna czy kryzys demograficzny?
Dzietność i liczebność Europejczyków spadająca wyraźnie, szybko i względnie nagle jest faktem. Czy to już kryzys demograficzny? Jakie będą skutki zmniejszenia się liczby ludności i przesunięcia się demograficznej struktury wieku w Europie? Czy mniej dzieci w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców wpłynie jakoś na postawy społeczne i upowszechniane wzorce zachowań? Albo czy mniej ludzi ogółem z jednej strony, a większy udział emerytów z drugiej to problem czy szansa? Czy możliwe jest, że migracja z Azji i Afryki zasypie demograficzną przepaść, w kierunku której zmierza Europa?
Ursula von der Leyen kilka lat przed objęciem szefostwa Komisji Europejskiej, bo w roku 2013, gdy była niemiecką federalną Minister Pracy i Spraw Socjalnych, mówiła w Paryżu, że dla niej „zmiana demograficzna to nie katastrofa, lecz wspaniała okazja do doświadczania życia przez starszych ludzi” [18]. Czy zatem obecna sytuacja to w ogóle „kryzys demograficzny”, „zapaść” bądź „katastrofa”? A może bardziej trafnym byłoby mówienie – za von der Leyen – o „zmianie demograficznej”? Szczególnie w kontekście zanieczyszczenia środowiska i wobec zmiany klimatycznej?
Artykuł jest częścią serii demograficznej i napisałem go przy wsparciu Patronów z Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne, dobrowolne wpłaty dla „To tylko teorii”. Dzięki temu blog może funkcjonować i się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu wielu staje się realnym patronatem.
Źródła
[1] „Europe’s population implosion”. The Economist (2003).
[2] Charo Nogueira. „El segundo país con menos jóvenes y el quinto con más mayores de la UE”. El País (2004).
[3] „As Europe ages – how can we tackle its demographic decline?”. European Parliament (2008).
[4] Tomáš Sobotka. „Europe is not heading for a population collapse”. The Guardian (2010).
[5] „NIK o polityce prorodzinnej”. Najwyższa Izba Kontroli (2015).
[6] Jorge Benítez. „Bomba demográfica: la amenaza silenciosa que acabará con España tal y como la conocemos”. El Mundo (2018).
[7] Dorothea Siems. „In der Demografie-Falle”. Die Welt (2019).
[8] Alexandre Mirlicourtois. „La catastrophe démographique européenne”. La Tribune/Xerfi (2019).
[9] Leszek Kostrzewski. „Polska wymiera. Katastrofalne prognozy demograficzne”. Gazeta Wyborcza (2020).
[10] https://www.mediapool.bg/naselenieto-na-bulgaria-shte-namalee-s-edna-chetvart-v-sledvashtite-20-godini-news323089.html (dostęp: 11.07.2021).
[11] European Commission. „European Commission Report on the Impact of Demographic Change” (2020).
[12] E. Stein Emil Vollset et al. „Fertility, mortality, migration, and population scenarios for 195 countries and territories from 2017 to 2100”. The Lancet (2020).
[13] https://www.ined.fr/en/glossary/reproduction-rate; https://stat.gov.pl/metainformacje/slownik-pojec/pojecia-stosowane-w-statystyce-publicznej/871,pojecie.html (dostęp: 05.08.2021).
[14] EU births: decline continues, but not from foreign-born women. Eurostat (2021).
[15] Fertility Statistics. Eurostat (2021).
[16] Monika Kaczyńska. „W Poznaniu przybywa dzieci. Mieszkanki stolicy Wielkopolski idą pod prąd trendów i powiększają rodziny”. Głos Wielkopolski (2021).
[17] „Population. Size and structure and vital statistics in Poland by territorial division in 2020”. Statistics Poland (2020).
[18] „Ursula von der Leyen: Demographic Decline is an Opportunity”. Berggruen Institute on Youtube (2013).
>>Ursula von der Leyen kilka lat przed objęciem szefostwa Komisji Europejskiej, bo w roku 2013, gdy była niemiecką federalną Minister Pracy i Spraw Socjalnych, mówiła w Paryżu, że dla niej „zmiana demograficzna to nie katastrofa, lecz wspaniała okazja do doświadczania życia przez starszych ludzi”<<
I to jest dopiero katastrofa… Że ludzie pokroju tej pani mają coś do powiedzenia w polityce.
Skoro współczynnik dzietności dla zastępowalności pokoleń musi wynosić 2,15 to znaczy, że w UE aż 7,5% dzieci nie dozywa wieku rozrodczego?
To, że dane zaczynają się od roku 2000, jest czytelną sugestią, że mamy do czynienia z manipulacją.
Szlak Ursuli 🙂
To przygotuj odpowiednie tabelki. Najlepiej zaczynające się od 1 r. n.e., żeby ktoś nie powiedział, że wybrany przez ciebie rok jest czytelną sugestią, że mamy do czynienia z manipulacją.
Szlak mmm777 🙂
Zmiana modelu dzietności i tyle. Ile słoni się rodzi w ciągu roku? A ile jaj produkuje tasiemiec? To zupełnie różne strategie życia i rozrodczości. Dużo nie znaczy dobrze. A cóż złego byłoby w tym, ze będzie Europejczyków mniej, nawet o połowę? Po prostu będzie większa szansa na dobrą jakość życia. Mówienie o kryzysie demograficznym to dla mnie nieuzasadniona ideologia. I niezrozumienie zarówno procesów demograficznych jak i ekologicznych strategii życia.
Liczba sama w sobie to jedno, ale ważna jest też struktura wieku. Jeśli redukcja o połowę będzie wyglądała tak, że 20-30% to emeryci z tej połowy, która została, to tu naprawdę nie da się mówić inaczej, jak o kryzysie demograficznym w sensie społecznym, gospodarczym czy strukturalnym (o szczegółach skutków kryzysu demograficznego będę publikował osobną część). Podobnie, kiedy spadek populacji jest w sensie pokoleniowym szybki, jak ma to miejsce w ostatnich dekadach w Europie.
Nas zniszczyło własne dziecko.
Jesteśmy ludźmi spokojnymi i wykształconymi bez nałogów ale wystrczy mieć „potomka terrorystę” i można być bitym, pomawianym, opluwanym i nękanym, LATAMI a jak się człowiek postawi to alimenty na dorosłe dziecko = *%#)!& PRAWO !!!
Matka i ojciec tyrali 30 lat na dwa etaty a to tylko kosmetyki ubranka i starzy goście a teraz rodzice mają płacić kosmiczne alimenty =PATO KRAJ !!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dzięki niebiosom, mniej żyć będzie musiało ryzykować egzystencją w tym świecie.