Recenzja książki „Time to Think. The Inside Story of the Collapse of the Tavistock Gender Service for Children” (pol. Czas pomyśleć. Historia upadku dziecięcej kliniki genderowej Tavistock), autorstwa Hannah Barnes – dziennikarki śledczej BBC. Książka ta opowiada o historii kliniki genderowej „Tavistock”, gdzie bez żadnych podstaw medycznych i etycznych zmieniano dzieciom płeć; gdzie szantażowano rodziców, że jeśli nie poprą zmiany płci, dziecko się zabije; gdzie aktywiści trans wysyłali e-maile, by pracownicy kliniki podawali blokery dojrzewania i hormony jak najszybciej; gdzie nie przeprowadzano rzetelnych diagnoz psychiatrycznych i psychoterapeutycznych. Książka „Time to Think” została uznana przez „Financial Times” za jedną z książek lata 2023. Czasopismo medyczne „The Home of General Practice and Family Medicine” także poleca tę książkę. Z kolei „The Guardian” napisał: „Takiej książki nie da się tak łatwo odrzucić”. „The Times” ocenił pracę Hannah Barnes jako „zawzięte, odważne śledztwo pokazujące, co się dzieje, gdy zadufani w sobie ideolodzy przejmują jakąś dziedzinę medycyny”.
Autorka recenzji: Jo Jurczyszyn – tłumaczka, absolwentka teologii na Uniwersytecie Oksfordzkim, krytyczna wobec denializmu płci. Redakcja: Łukasz Sakowski.
Historia ideologizacji medycyny i okaleczania dzieci
Książka Hannah Barnes była długo oczekiwana. Po ogłoszeniu likwidacji kliniki GIDS (ang. Gender Identity Development Service) niemało ludzi zastanawiało się, co tak naprawdę działo się tam przez lata, za zamkniętymi drzwiami. Było wiele niepokojących sygnałów. Na przykład pod postacią werdyktu sądowego w sprawie blokerów dojrzewania, kiedy to Keira Bell – lesbijka, której jako nastolatce zmieniono płeć, bez jej świadomej zgody – pozwała Tavistock and Portman Trust. Był też pozew do sądu pracy, jak i sygnały dochodzące od byłych pracowników: doktora Davida Bella czy Marcusa Evansa [ten ostatni miał też wystąpienie w Polsce, w Polskim Towarzystwie Psychoterapii Psychodynamicznej, we wrześniu 2022 roku; polscy transaktywiści wraz z Janiną Daily próbowali je zablokować, robiąc medialną nagonkę – przyp. red.].
Barnes opowiada historię kliniki od „schowka pod schodami”, w czasach pionierskiego przywództwa dr Domenico de Ceglie, aż po jej zmierzch pod rządami dr Polly Carmichael. To, jak wiele dzwonów alarmowych brzmiało, i jak wiele utraconych szans na naprawienie sytuacji zostało zupełnie zignorowanych, staje się oczywiste w trakcie czytania kolejnych stron książki i zapoznawania się z poczynaniami tej kliniki.
Naprawę trzeba to było zobaczyć, by uwierzyć, że w ciągu 15 lat klinika miała 5 przeglądów, z których, poza jednym, wynikało, że dowody na skuteczność blokerów dojrzewania w leczeniu dysforii płciowej są bardzo mizerne [blokery dojrzewania to środki farmakologiczne blokujące działanie hormonów płciowych – przyp red.]. Blokery stosowano u dzieci, nawet u 12-latków, pomimo wielu często występujących skutków ubocznych, takich jak: zaburzenia funkcji narządów płciowych, nieodpowiednia mineralizacja kośćca, zaburzenia wzrostu, depresja, zaburzenia lękowe, zmiany guzopodobne w mózgu. A na tych, którzy biorą je we wczesnym stadium dojrzewania i przechodzą na hormony płci przeciwnej, czeka także tymczasowa lub stała utrata płodności. Wiadomo było również, pomimo oficjalnych zapewnień, że efekty podawania blokerów dojrzewania nie są odwracalne i nie dają dodatkowego czasu „do namysłu, jakiej się jest płci”, lecz popychają w kierunku dalszej, zbędnej tranzycji.
Wydaje się, iż tak poważne skutki uboczne wymagałyby równie silnych przesłanek medycznych do ich stosowania. Niestety, badanie dokonane przez klinicystów z GIDS i University College London Hospital w 2011 roku pokazało brak polepszenia stanu pacjentów, a nawet pogorszenie się go w kilku przypadkach. Wyniki szybko zostały pogrzebane w czeluściach kliniki, by wyszły na światło dzienne dopiero w 2019 roku, gdy wiele dzieci stało się już ofiarami nieetycznego procederu zmiany płci. Dane genderowego szpitala wcześniej były trudne do uzyskania, gdyż zarządzający nim ludzie bronili się rękami i nogami przed ujawnieniem ich. Dopiero interwencja prawna prof. Michaela Biggsa z Uniwersytetu Oksfordzkiego umożliwiła zajrzenie do dokumentacji.
Niech to wybrzmi z powagą: blokery dojrzewania były przez lata przepisywane pacjentom, mimo pełnej świadomości braku ich skuteczności w leczeniu dysforii płciowej. (Na mniejszą skalę odbywa się to również w Polsce). Dla mnie był to jeden z najbardziej szokujących faktów. Co gorsze, ludzie pracujący w klinice przyjmowali za oczywiste, że dzieci przychodzą do nich właśnie po blokery, i że przepisywanie im tych specyfików jest mniejszym złem niż brak interwencji.
Sygnaliści kontra organizacje trans
Innym sygnałem, że „źle się dzieje w państwie genderowym”, żeby sparafrazować Szekspira, były głosy informatorów i sygnalistów. Twierdzili oni, iż pod przywództwem dr Polly Carmichel klinika była przepełniona ideologią, a pracowników poddawano naciskom organizacji transseksualistów i rodziców „dzieci trans”, zwłaszcza Gendered Intelligence i Mermaids. Organizacji Mermaids udowodniono potem powiązania z pedofilami, jak podał „The Times”. Wykazano także, że nielegalnie wysyłała ona nastolatkom pasy spłaszczające piersi, bez wiedzy ich rodziców, o czym poinformował „The Guardian”. Szefowa tej organizacji, Susie Green, sama zmieniła płeć swojemu synowi, gdy miał 12 lat. Po ujawnieniu tych skandali – a także wykazaniu nieprawidłowości formalnych w Mermaids – Green odeszła ze stanowiska, pozostawiając jednak organizację przesiąkniętą aktywistami o bliskich jej poglądach.
Jakiekolwiek pytania lub niepokoje dotyczące traktowania dzieci w genderowej klinice Tavistock były zamiatane pod dywan, a pracownicy podnoszący je, doświadczali ostracyzmu lub zmuszano ich do rezygnacji z posady. Rekordowa liczba 35. psychologów odeszła z kliniki zaledwie w przeciągu 3 lat. Barnes cytuje mrożące wyznanie pracowników, że jakiekolwiek głosy sprzeciwu uciszano emocjonalnie szantażującą mantrą: „Polly się przez ciebie popłakała”. Jeżeli to nie jest podstępna, cyniczna manipulacja, to nie wiem co nią jest. Cała struktura stała się tak zaburzona i histeryczna, jak ludzie na jej czele. Pracownicy widzieli coraz bardziej, że klinika została twierdzą okaleczania zagubionych dzieci, a zarazem bastionem propagowania ideologii transgenderowej przez kierownictwo. Dobro dzieci zostało złożone w ofierze na ołtarzu bożka transgenderu.
Na bok odsunięto współistniejące zaburzenia u dzieci, trudności rodzinne czy nawet traumy po molestowaniu – wszystkim wmawiano na siłę, że powinni zmienić płeć. Od momentu, kiedy na horyzoncie pojawiło się enigmatyczne, nieuchwytne i nie mające ścisłego znaczenia pojęcie „tożsamości płciowej”, wykorzystywano je, aby namawiać do zmiany płci. Nie badano przyczyn dysforii płciowej, a jedyną metodą „leczenia” miała być tranzycja. Albo zmienimy płeć Twojemu dziecku, albo uwierz nam na słowo, że się zabije. Boleśnie widać to w przypadkach opisanych przez Barnes. Choć stara się ona traktować swoich rozmówców z otwartością i szacunkiem, nietrudno nie zauważyć, że nawet historie zwieńczone subiektywnym sukcesem – rzekomym zadowoleniem ze zmiany płci – nie brzmią zbyt przekonywująco. Młodzi ludzie wydają się ciągle zagubieni, sztucznie pozytywni i osadzeni w kompletnym zaprzeczeniu swoich prawdziwych problemów.
Homofobia wśród transaktywistów
Na koniec, jest oczywistym, że homofobia brała czynny udział w nacisku na stosowanie blokerów dojrzewania. Badania już wcześniej pokazywały, że większość dzieci z dysforią płciową wyrasta z niej po okresie dojrzewania, a sporo z nich okazuje się homoseksualnymi dorosłymi. Wyszło więc na jaw, że niektórzy rodzice „dzieci trans”, widząc, że ich dzieci zapowiadają się na gejów lub lesbijki, popychali je w kierunku zmiany płci. „Lepiej mieć heteroseksualną córkę po zmianie płci, niż syna geja”, lub „heteroseksualnego syna po tranzycji, niż córkę lesbijkę” – myślało wielu homofobicznych rodziców. Motyw ten wyraźnie widać także wśród polskich rodziców „dzieci trans”, zwłaszcza tych entuzjastycznie nastawionych do zmiany płci, występujących w mediach jako orędownicy tego procederu.
Klinika genderowa Tavistock była bardziej niż zadowolona w spełnianiu życzeń homofobicznych rodziców i skonfundowanych młodych ludzi. W placówce żartowano nawet, że wkrótce nie będzie już żadnych homoseksualistów – „no gay kids left”. Trudno o lepszy dowód na to, że motywem części transaktywistów jest nienawiść do gejów i lesbijek. W Iranie zmiana płci u gejów, jeśli udowodni im się homoseksualizm, jest wręcz obowiązkowa. W świecie zachodnim homofobiczni fanatycy znaleźli na to inny sposób.
Nie da się oskarżyć Hannah Barnes o bycie stronniczą, katastroficzną czy starającą się nam sprzedać jakąś narrację. Dziennikarka śledcza BBC jedynie skrupulatnie opisała to, co wyprawiało się w klinice. Z drugiej strony, choć cenię ją za obiektywizm w przedstawianiu faktów, wydaje się, że ciągle jest ona zwolenniczką wiary w „tożsamość płciową” jako konceptu medycznego, a nie zaledwie wymysłu Roberta Stollera, propagowanego później przez niesławnego Johna Moneya. Wydaje mi się, że książka zyskałaby na wydźwięku, gdyby lepiej nakreśliła historię tego pojęcia, odzierając je z naukowego przebrania.
„Czy my przypadkiem nie wyrządzamy krzywdy dzieciom?”, pyta dr Anna Hutchinson w pierwszym rozdziale książki. Znam odpowiedź na to pytanie po przeczytaniu ostatniej strony „Time to Think”. Państwu też polecam ją poznać.
„To Tylko Teoria” istnieje i może się rozwijać dzięki wsparciu Patronów oraz Patronek na portalu Patronite. Pięć lub dziesięć złotych nie jest wysoką kwotą, ale gdy pochodzi od wielu osób, staje się realnym patronatem bloga. Zapraszam do dołączania do grona moich Patronów.
Na część zatytułowaną „Homofobia wśród transaktywistów” ci drudzy mogą odpowiedzieć analogicznym tekstem pt. „Transfobia wśród homoaktywistów” i mogę sobie wyobrazić równi „sensowne” argumenty. A konflikt jest pozorny, bo nieprzypadkowo do ruchu LGB dołączono literkę T. Wszystkim tym aktywistom chodzi o podważenie istniejącego „patriarchalnego” porządku i o pieniądze. Inna sprawa, że jeżeli zaczną rządzić muzułmanie, a taki może być uboczny skutek, to oni pierwsi pójdą pod nóż. Tyle że są zbyt głupi i zbyt zadufani, żeby to zrozumieć. A większość homo i bi-seksualistów ma z ruchem LGBT tyle wspólnego ile robotnicy z partią robotniczą w PRL-u czy kobiety z feministkami: nie są to zbiory rozłączne ale wspólna część nie jest duża. Zaś liczba osób mających rzeczywiste kłopoty z identyfikacją płci jest na tyle mała, że tymi przypadkami z powodzeniem mogliby zająć się po cichu psychiatrzy. Ale cyniczne hieny zwietrzyły geszeft i stymulują popyt. Jak widzę, metodami, które nawet mnie zaskoczyły, choć wielkich złudzeń (dyplomatycznie pisząc) odnośnie ich moralności nie miałem. Niestety spora część ludzi, wydawałoby się, potrafiących myśleć łyka tę propagandę.