Wywiad z doktor Katarzyną Szumlewicz, która jest filozofką i pedagogiem, wykładowczynią na Uniwersytecie Warszawskim, autorką publikacji naukowych z zakresu nauk społecznych, tłumaczką książek na temat emancypacji, współtworzy też podkast „Kroniki odchodzenia od rozumu”. Rozmawiamy o ideologii łołk (woke), jej założeniach, celach, jak również ludziach, którzy są jej zwolennikami.
Wywiad powstał dzięki wsparciu Patronów i Patronek bloga To Tylko Teoria. Zachęcam do dołączenia do ich grona na moim profilu w serwisie Patronite.
Czym jest ideologia łołk (woke)? Kim są jej zwolennicy?
Przyjęło się tłumaczyć to jako „wzmożeni”, choć dosłownie przetłumaczylibyśmy jako „przebudzeni”. Zwolennicy tej parareligii to zatem „wzmożeńcy”. Wszystko jest dla nich powodem do urażenia, oburzenia, poczucia się dotkniętym, także w imieniu innych, nawet jeśli ci inni nie chcą mieć ze wzmożonymi nic wspólnego. W literaturze anglojęzycznej spotkałam się też z terminem „cry-bully”. To od „cry babe”, czyli beksy, i „bully” – szkolnego prześladowcy. Są to więc płaczliwi prześladowcy, agresywne jednostki, kreujące się na „ofiary”.
Jeśli zejść na poziom koncepcyjny łołku, jest on solipsyzmem. Była taka książka „Jedyny i jego własność” Maxa Stirnera. Autor w ramach eksperymentu myślowego przyjął, że tylko on istnieje, a inni istnieją o tyle, o ile przyczyniają się do jego komfortu. U wyznawców ideologii łołk jest poniekąd odwrotnie, ale skupienie na sobie jest takie samo. Liczą się tylko uczucia jednostki, ale gdy są one nieprzyjemne. A winę za nie ponosi ktoś z zewnątrz. Najmocniej widać to w wydumanym pojęciu mikroagresji, która polega na tym, że każda nasza przykrość, o ile należymy do mniejszości lub deklarujemy się jako obrońcy praw mniejszości, stanowi czyjąś winę. Co z tego, że nieintencjonalną, co z tego, że nieistotną lub że wręcz dana przykrość tak naprawdę była czymś neutralnym. Spojrzałeś się w metrze na mężczyznę ubranego w sukienkę? To już jest mikroagresywna przemoc, jeśli poczuł się urażony. Prawdziwe ofiary nierówności – np. samotne matki bez wsparcia państwa, młode pary, których nie stać na mieszkanie, pary gejów nie mogące zawrzeć związku małżeńskiego, osoby bezdomne, w trudnej sytuacji ekonomicznej czy życiowej – są dla łołku niewidzialne lub chce on rozwiązać ich problemy tylko deklaratywnie, nic konkretnego dla nich nie robiąc.
W książce Campbella i Manninga pt. „The Rise of Victimhood Culture” („Powstanie kultury ofiar”) znajduje się spostrzeżenie, że dostrzeganie mikroagresji jest skorelowane z wysoką pozycją w hierarchii społecznej. Innymi słowy, łołkiści mówią w imieniu ofiar, ale sami nimi nie są, lecz sobie wmawiają, że są. Wyznawcy ideologii łołk to często osoby z wyższej klasy średniej lub ich młode-dorosłe dzieci. Ludzie bardzo uprzywilejowani. Ale gniewu w nich tyle, co w rewolucjonistach domagających się tego, żeby dana grupa przestała głodować lub uzyskała elementarne prawa. Jest to optyka rozpieszczonych dzieci, które uważają, że jak nie dostały ulubionego ciastka, to zostały potwornie skrzywdzone. Pedagogicznie ujmując, są to ludzie, od których nigdy niczego nie wymagano. W dzieciństwie nieraz też na zmianę lekceważono ich i hołubiono. Ten typ rodzicielstwa nazywamy helikopterowym i zwróciłabym jeszcze uwagę, że takie podejście do wychowania dzieci jest jednym z czynników zwiększających prawdopodobieństwo rozwinięcia się u nich narcystycznego zaburzenia osobowości, jak i wielu innych problemów, niebędących zaburzeniami, a związanych z tym, że nie wyznaczono im w dzieciństwie stosownych granic.
Skąd wywodzi się ideologia łołk? Jakie ma intelektualne i filozoficzne źródła?
Woke bierze się z filozofii dekonstrukcji, potocznie zwanej postmodernizmem. Jej źródła to zwłaszcza myśl Michela Foucaulta, a w niej przekonanie, że wszelkie stosunki społeczne są do cna przepojone władzą, i że nie istnieją relacje tej władzy pozbawione. Co więcej, władzy się z nich nie da wyrugować. Teoria Foucaulta jest niezwykle pesymistyczna. Woke natomiast wierzy, że władza jest w każdej relacji, ale można ją przekształcić. Innymi słowy, łołk do mocno relatywistycznej teorii dodaje kategorie dobra i prawdy, ale rozumiane inaczej, niż oświeceniowo, czyli racjonalistycznie i empirycznie. Nie jest to więc liberalizm, marksizm, feminizm czy którakolwiek z lewicowych teorii emancypacyjnych, jakie uznawały materialną prawdę. Z tradycyjnej lewicowości łołk ma tylko rewolucyjne przeświadczenie, że wszystko należy zmienić. Tu się jednak pojawia problem, że trudno dostrzegać ucisk, a zwłaszcza go przezwyciężać, nie wierząc w materię, w obiektywną rzeczywistość.
Mamy więc u wyznawców łołku tropienie relacji władzy, które są całkowicie subiektywne: mieszczą się w słowach, spojrzeniach, domniemanych myślach i uczuciach, hierarchiach dyskursywnych. Jako utopia woke oznacza przewrót, w którym klasyczne sposoby rozumienia świata zostały wypalone do ziemi, bez żadnej alternatywy. Na przykład definicja kobiety to dla łołku „każda osoba identyfikująca się jako kobieta”. Nie jest to obiektywna definicja, tylko idem per idem albo ignorum per ignorum. Pojęcie krzywdy zaś dla wzmożeńców wynika nie z obiektywnych, empirycznych przesłanek, lecz tego, że ktoś poczuł się urażony, a raczej że deklaruje, że tak się poczuł.
Nasuwa to na myśl skojarzenia z uczuciami religijnymi.
I słusznie. Gdy ideologia woke wygrywa, na przykład na uniwersytetach czy w firmach medialnych, nie umie egzekwować władzy i stworzyć stosunków społecznych innych, niż dyktatura jedynych słusznych poglądów, z obowiązująca prawdą, która zmienić się może każdego dnia, jak u Orwella. Dlatego nazywam tę ideologię dystopią: utopią, w której nikt z nas nie chciałby żyć. Nie ma ona odpowiedzi na żadne z ważnych pytań, jakimi zajmuje się filozofia: o prawdę, o poznanie, o wspólnotę, o umieranie, o rolę czasu w naszym życiu, o bagaż międzypokoleniowy, o człowieczeństwo, wreszcie, o sensowną władzę, gdyż bez jakiejkolwiek władzy nie da się zbudować niczego stabilnego.
W imaginarium wyznawców ideologii łołk wszystko jest urażonym uczuciem, na którym nic się nie da zbudować. Można tylko obalać kolejne zakazy, również te utrzymujące społeczeństwo jako całość, chroniące zdrowie i życie jednostek. Temu ideologia łołk jest wroga. W wymiarze pedagogicznym jest ona zniesieniem rodzicielskiego zadania, które polega na władzy wyznaczania granic i definiowania świata przez dorosłych. To dlatego wzmożeńcy tak usilnie dążą do zniesienia wszelkich ograniczeń wobec dzieci i chcą „wyzwalać ich seksualność”. Ze szkodą dla dzieci.
Woke nie rozumie też równości czy wolności, na które się powołuje. Zrównanie wszystkich roszczeń nie jest równością, a kwestionowanie wszelkich autorytetów nie jest wolnością.
Widzę, że też masz wrażenie, że ideologia łołk zaczęła przypominać religię. I że antyreligijni akademicy, mając pustą niszę w tej części ludzkiej osobowości, która wymaga jakiejś formy duchowości czy głębszej emocjonalności, najłatwiej łołkowi ulegają?
Nie tylko przypomina religię, ale też religię zastępuje. Jednakże, w przeciwieństwie do religii, nie zajmuje się żadnym z ważnych dla ludzkości pytań. Jej odpowiedź na zagadkę, co stanowi w życiu sens wykraczający poza czynności fizjologiczne, jest żadna, o czym najlepiej świadczy podejście wyznawców łołk do seksu, który traktują wyłącznie jako sposób na zaspokojenie fizjologicznej potrzeby albo jako transakcję, bez sięgnięcia po aspekty emocjonalne, etyczne i społeczne. Dlatego wśród wyznawców tej ideologii tak popularne są „otwarte związki”, „poliamoria” i promiskuityzm, a z drugiej strony – fetyszyzm. Nikogo nie oceniam, ale trudno nazwać te praktyki czymś psychicznie zdrowym oraz istotnym etycznie.
W zakresie ważnych, egzystencjalnych kwestii ideologia łołk bezradnie milczy. Jej realną odpowiedzą na każde pytanie o sens jest: „ja, ja, ja”. Jest to po prostu skrajny subiektywizm i ekstremalny indywidualizm. W ideologii łołk to jej wyznawca jest Bogiem. Takim, który oprócz cieszenia się swoimi przywilejami klasowymi niewiele może, ale jednak. Tu znowu powraca metaforyczne porównanie do narcyzmu. Jest zresztą koncepcja, że ideologia woke przyciąga osoby z zaburzeniami osobowości wiązki B, w tym zwłaszcza narcystyczne.
Nawet ta słynna obraza uczuć religijnych przerodziła się w ostatnich latach w środowisku łołk w obrazę uczuć tożsamościowych.
Wiary w rzeczy niematerialne nie można podważać w systematyce ideologii łołk. A więc mężczyzna, który czuje, że jest kobietą, „jest” kobietą. Stwierdzenie zgodnie z prawdą, że nie jest, to śmiertelny grzech dla wyznawców woke.
Śmiejemy się często, że to jak w bajce o nowych szatach króla. Dorośli są konformistyczni i udają, że nagi król jest ubrany. Gdy ktoś, jak dziecko u Andersena, spojrzy na sprawę świeżo, to zobaczy, że dorośli udają, że wierzą w istnienie królewskich szat. Bajka Andersena jest jedną z metafor oświeceniowych – wyjścia z dogmatów, w które nakazano wierzyć. W tamtym czasie były to dogmaty religijne oraz przekonania o istnieniu „błękitnej krwi”, czy innej wrodzonej wyższości jednych nad drugimi. Inna metafora to rycina Goi: „Gdy rozum śpi, budzą się upiory”. Mężczyzna śpi oparty o stół, a nad nim unoszą się sowy i nietoperze, jest też ryś. Zwierzęta są zniekształcone, bo to majaki. Gdy rozum śpi, rządzić zaczynają majaki.
Powiedziałabym więc, że woke przypomina udawanie, iż król jest ubrany, oraz że jest snem rozumu, co upodabnia go do dogmatów religijnych. Nie ma jednak mocy religii. Religia coś ludziom daje, coś organizuje. Odpowiada na pytania, umożliwia poczucie wspólnoty. Ideologia łołk natomiast wspólnotowość niszczy. Człowiek to gatunek społeczny, łołk może więc pasować wysoko postawionym jednostkom narcystycznym, ale nie ogółowi ludzkości.
Te tożsamości brane pod parasol łołku są często niezwykle dziwaczne, niszowe, groteskowe lub psychopatologiczne albo socjopatologiczne.
Tu przypominają niektóre skutki religii, np. męczeństwo w imię wiary. Męczenników okaleczających się po nic, w odróżnieniu od ludzi ponoszących cierpienie dla innych. Irracjonalizm i wyparcie materii muszą prowadzić do majaków rozumu. I te się u wyznawców łołku pojawiają.
Moim ulubionym, choć nie spektakularnym przykładem, są czternastoletnie osoby „aseksualne”, zwłaszcza dziewczynki. Mamy dziecko, u którego zgodnie z normą rozwojową mogło się jeszcze nie pojawić libido. Mamy przeseksualizowaną kulturę z masą pornograficznych wizerunków, nawet Instagram pozwala na publikowanie nagości, a Twitter zawiera twardą pornografię, taką jak PornHub. Mamy wreszcie decyzję tego dziecka, tej dziewczynki, że aby mieć spokój, ale jednocześnie nie być „normatywną” czy „pruderyjną” (drugi grzech główny wyznawców woke) oświadczy ona, że jest aseksualna. Potem zaś przychodzi KPH z Ośrodkiem Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego i całkiem serio zadaje jej pytanie, czy doświadczyła mikroagresji jako „osoba aseksualna”. Czy się z tym wyoutowała, i komu? Czy doświadcza „afobii”? Czy PiS ją prześladuje? Odpowiedz brzmi „nie” – ta „orientacja aseksualna” zwyczajnie nie istnieje. Aseksualizm to po prostu naturalnie rozwojowy brak pewnych funkcji u dziecka, lub ich psychopatologiczny zanik u osoby dorosłej.
Mamy też w ramach ideologii łołk np. ruch transseksualistów twierdzących albo że płeć nie istnieje albo że można ją sobie wybrać wedle uznania, ruch osób z zaburzeniami osobowości i autystycznymi, uważający że zaburzenia psychiczne to „warianty neuroróżnorodności”, ruch emancypacji specyficznych osób niepełnosprawnych, które uważają, że za ich niepełnosprawność odpowiada nie choroba czy wypadek, tylko złe społeczeństwo, które nie dostosowując się w pełni do niepełnosprawnych „uniepełnosprawnia” ich. Do tego mamy rozmaite ruchy antropomorfizowania zwierząt, czyli przypisywania im cech ludzkich i żądania, by miały prawa człowieka – ich ulubionym zarzutem jest „gatunkowizm”.
Wszystko to są właśnie te majaki rozumu. Naczelna idea polega na tym, że ma nie być normy, stanu domyślnego, porządku, struktury. Albo inaczej, normą ma być wszystko. Jeśli więc ktoś autystyczny czy niepełnosprawny nie radzi sobie – pierwszy z interakcjami interpersonalnymi, drugi np. z chodzeniem – to wedle ideologii łołk nie jest to wina dysfunkcji tego kogoś, a społeczeństwa, które się do tej osoby nie dostosowało.
Osobiście jestem za dostosowywaniem infrastruktury dla osób niepełnosprawnych czy z zaburzeniami. W przypadku autystycznych dzieci jest to infrastruktura szkolna, która powinna prowadzić do oswojenia się z zewnętrznym światem. W przypadku osób z niepełnosprawnością ruchową są to podjazdy dla wózków, windy. Dla niewidomych są to komunikatory głosowe i dotykowe. Dla głuchych wizualne. Jednak to nie znaczy, że zgadzam się ze stwierdzeniem, iż niepełnosprawność należy nazywać odmianą normy i powodem do dumy. To powód żeby ludziom pomóc i usprawnić ich życie, a nie robić wokół nich teatr, którego nie potrzebują.
Mój przyjaciel ma autystyczne dziecko. Mówi, że nic go tak bardzo nie irytuje, jak różne dni widzialności autyzmu, jak również podczepianie się pod autystyczne spektrum ludzi idealnie zdrowych, którzy nie dostaliby orzeczenia, po prostu trochę inaczej funkcjonują, mają pewne drobne rysy autystyczne czy z innych zaburzeń, ale to wszystko.
W zasadzie z niepełnosprawności zaczęto robić tożsamość.
Niestety niepełnosprawność jako tożsamość jest przeciwko leczeniu czy polepszaniu sytuacji, bo aby coś naprawiać, trzeba powiedzieć, że jest zepsute. Ideologia łołk natomiast próbuje nam wmawiać, że uszkodzona noga lub mózg są w pełni sprawne, a osobom z takimi problemami wmawia, że ich tożsamość powinna się na tej uszkodzonej nodze czy zaburzonym mózgu opierać. Naprawdę nikogo nie obrażamy tym, że dostrzegamy, że coś w nim nie działa lub działa wadliwie. Te osoby są równe innym, ważne jak inni, a medycyna oraz infrastruktura mają im służyć. Mają prawo do ludzkiej godności.
Robienie tożsamości z niepełnosprawności jest psychologicznie niezdrowe, a „korzystają” na tym hipochondrycy. Podam przykład. Napadła raz na mnie w mediach społecznościowych niezbyt rozgarnięta postać o licznych wydumanych tożsamościach niebinarno-niepełnosprawnych, zarzucając mi, że jestem „nieinkluzywna”, bo jak mówię o wszystkich kobietach, to nie robię spisu każdej możliwej tożsamości. Na przykład powiedziałam o kobietach z Azji, ale z Afryki już nie, a zatem „domyślnie wykluczam” te z Afryki, a więc jestem „rasistką”. Proste, prawda? Tak działa umysł zawirusowany łołkiem. Napisałam jej, że robi błędy ortograficzne i gramatyczne w każdym zdaniu, co sprawia, że trudno ją zrozumieć. Wtedy okazałam się dla niej „ableistką”, gdyż ta postać ma dysleksję. Nie wiedziałam, że dysleksja to niepełnosprawność, a wymóg by pisać prawidłowo to ableizm, ale już wiem (śmieje się)! Podobnie zresztą jak nie wiedziałam, iż ludzie uważający się za elfy należą do osób transpłciowych, tak zwanych „xenogenderowych”. Teraz zaś już wiem!
Co do gatunkowizmu: no tak, znowu, z postulatu ogólnie słusznego, by dobrze traktować zwierzęta, wyłania się to absurdalne przekonanie, że zwierzęta nagle mają być normą dla ludzi. Nie, zwierzęta mają swoje normy, zależnie od gatunku i jego predyspozycji biologiczno-ekologicznych i ewolucyjnych. Zauważ, że w ogóle nie używam w tej wypowiedzi słów „lepszy” czy „gorszy”.
Dlaczego ideologia ta tak łatwo skolonizowała zachodni świat akademicki? Atmosfera na niektórych wydziałach jest tak toksyczna, a zaszczucie ze strony zwolenników łołku tak silne, że coraz więcej jest przypadków naukowców rezygnujących z tego powodu z pracy na uczelni albo wyrzucanych za obrazę uczuć jakiejś krzykliwej grupki, cenzurowane są publikacje naukowe nie z przyczyn merytorycznych, lecz tożsamościowych.
Świat akademicki na Zachodzie jest bardzo mocno przesiąknięty ideami roku 1968. To wtedy stawiano na rozmontowanie normy. Dla mnie ta filozofia była interesująca, zwłaszcza że rozmontowywała też pojęcie prawdy, czyli sama usuwała sobie grunt spod nóg. Dziś jednak ta francuska myśl z doładowaniem amerykańskim i przetworzona przez social media, nie tylko nie ucieka od pojęcia prawdy, ale ją narzuca.
Foucault mówił, że „prawda cię zniewoli” i dokładnie to się dzieje według wyznawców woke, którzy prawdę, fakty, naukę i empirię traktują jako totalitaryzm, zaś swoje odczucia i myśli, często realnie dyskryminujące wobec innych – jako swoją wyższość i rewoltę.
Dochodzi tu jeszcze jedna sprawa, mianowicie świat już wygląda inaczej. Mieszczańskie normy zostały dawno rozmontowane. Pojawiły się nowe, bardziej bezpośrednio kapitalistyczne. Akademicka lewica zatem ma pomysły, które dotyczą świata, jakiego już nie ma. Na przykład jej zdaniem prostytucja, zwana „sex-workiem”, wszystkich oburza, a wiec stanowi rewoltę przeciw autorytarnej rodzinie. W istocie, prostytucja jako bezpośrednia komodyfikacja ciała stanowi dziś normę, a nie rewoltę. Rodzina zaś została w dużej mierze zdemontowana i dziś mamy kolektywnie autorytarne media społecznościowe jako wychowawców.
To pytanie teraz jest takie, czemu woke silniej infekuje umysły humanistycznej części akademii, aniżeli ścisłej i przyrodniczej?
Woke atakuje humanistów mocniej niż ścisłowców ze względu na zalety humanistów. To humaniści zajmują się etyką. Bez nich nauki ścisłe mogłyby popaść w cynizm. Słyszymy czasem o naukowcach, którzy dla eksperymentu łamali ludziom życie. Humanistyka jako sumienie nauki nie pozwala plenić się takim postawom. Tutaj zaś mamy do czynienia z etyką niewykluczania, która poszła za daleko i postuluje cenzurę. To jak z nadmierną empatią. Lepiej posługiwać się rozumem z elementami empatii, niż dać się ponieść ślepej „empatozie”.
Jednak rozum, wbrew potocznemu myśleniu, nie jest obcy humanistyce. Nie ma tak, że humanistyka jest o uczuciach, a nauki ścisłe o rozumie. Humanistyka jest o człowieku, o etyce. Rozum to kategoria humanistyczna. Osobiście wierzę w powrót humanistyki, która zajmie się etyką. W tym momencie najważniejszy postulat humanistyczny to zakończyć autorytarne prześladowania inaczej myślących przez dominujących w zachodniej akademii wyznawców ideologii łołk. Tego nie zrobią nauki ścisłe. To kwestia nauk społecznych i humanistycznych. Sprzeciw wobec prześladowań jest kwestią wrażliwości, a wrażliwość to cecha człowieka, a nie natury czy liczb.
Czy widzisz jakiekolwiek zalety ideologii łołk? Czy jest coś, co nawet gdy ona odejdzie na śmietnik historii, tak jak np. łysenkizm – do którego jest zresztą pod pewnymi względami podobna – warto byłoby kultywować dalej?
Zalety woke to to, z czego ta ideologia wyszła, czyli zasada reprezentacji wykluczonych tożsamości. Dla antyfeministycznej prawicy już samo to, że bohaterka filmu nie jest idealnie piękna i młodsza od bohatera o 20 lat, jest obraźliwe. Dla ludzi tak myślących, to, że mamy parę gejów czy lesbijek, jako bohaterów pierwszoplanowych, jest obraźliwe. Pytają oni, dlaczego nagle główna postać nie jest biała. Mnie te zmiany wprowadzające osoby czarnoskóre czy homoseksualne cieszą, oczywiście gdy są artystycznie i logicznie spójne.
Osobiście lubię różnorodność. Jednak ważna jest konsekwencja. Rodzina czy plemię, w której mama jest czarna, ojciec biały, a biologiczny syn jest Azjatą – a takie formy przyjmuje inkluzywna kinematografia łołk – są absurdem. Geje, pouczający heteroseksualne kobiety jak żyć, denerwują odbiorczynie przyzwyczajone do tego, że kobiety są wiecznie pouczane. Wciskanie wszędzie osób trans i dyskusje, czy mogą je grać osoby „cis”, też nie wytrzyma próby czasu. Z fabuł na temat osób trans przetrwają te, które pokazują je nie jako aniołów i wzór dla głupich „cisów”, tylko te ukazujące materialnych ludzi, którzy mogliby istnieć naprawdę. Oczywiście to się da zrobić bez woke, robi to na przykład J. K. Rowling. W jej powieściach zawsze są ludzie z mniejszości. Wbrew oskarżeniom szalonego tłumu, Rowling jest bardzo otwartą, ciepłą osobą. Wspierała gejów i lesbijki od bardzo dawna, kiedy jeszcze wiązało się to z realnymi szykanami. Akcje palenia jej książek, organizowane przez transaktywistów za jej rzekomą „transfobię”, są kuriozalne.
Postmodernistyczne teorie łołk, które obecnie udają naukę, wylądują w koszu na śmieci, jak łysenkizm. Dosłownie widzę oczami wyobraźni, jak naukowcy przyszłości będą śmiać się z „badań”, wykazujących, że „płeć nie istnieje”, że „płci jest więcej niż dwie” lub że „płeć to spektrum”.
Nie jestem przeciw temu rodzajowi wrażliwości, który doprowadził do powstania ideologii woke. Jestem po prostu za tym, by rozwijał się w inną stronę. To tak jak z miłością rodziców. Dziecku jest ona potrzebna do prawidłowego funkcjonowania. Ale rozpieszczone dziecko nie funkcjonuje dobrze – ostatnio znakomicie dowodzi tego wybitny psycholog, prof. Jonathan Haidt, w książce pt. „Rozpieszczony umysł”. Mimo że rodzice mieli szlachetne intencje, to skutki takiego wychowania są dramatyczne. Spersonifikowana ideologia łołk to komiczny dorosły, zachowujący się jak rozpieszczone dziecko progresywnych rodziców, którzy nie umieli mówić „nie” ani stawiać granic. Moja krytyka ideologii łołk nie jest przeciw miłości, tylko przeciw rozpieszczeniu.
To Tylko Teoria istnieje i może się rozwijać dzięki wsparciu Patronów oraz Patronek na portalu Patronite. Pozwala mi ono na niezależne podejmowanie tematów, poświęcanie ogromnej ilości czasu na czytanie publikacji naukowych, książkowych i prasowych, weryfikowanie faktów, przeprowadzanie wywiadów i analiz, pisanie artykułów i ich publikowanie. Jest też konieczne dla utrzymania serwerów, domeny i zabezpieczeń przed włamaniami na stronę (a prób takich włamań niemal codziennie jest kilkaset). Pięć lub dziesięć złotych nie jest wysoką kwotą, ale gdy pochodzi od wielu osób, staje się realnym patronatem bloga.
Skoro jest filozofką, to i pedagożką chyba też.
Przypisywanie ideogii WOKE prawicy tuż bezczelność.Lewactwo widzi porażkę tej ich ideologii i próbują odwrócić kota ogonem.
Myślę, że woke definicyjnie nieszczególnie jest też lewicowy, bo jest skrajnie antywspólnotowy i indywidualistyczny. Wyznawcy woke to lewicowcy tylko z nazwy.
Zapomniała Pani wspomnieć o białych mężczyznach którzy są głównymi ofiarami tej chorej ideologii.
Ideologia woke jest też bardzo intensywnie wykorzystywana przez aktywistów trans aby atakować gejów. Obecnie z homofobią najczęściej stykam się właśnie w środowisku trans.
„Jednak to nie znaczy, że zgadzam się ze stwierdzeniem, iż niepełnosprawność należy nazywać odmianą normy i powodem do dumy.”
OK. A czy o homoseksualizme to samo sądzisz?
Jest naturalny ale nie jest powodem do dumy. Gdyby zaczął być traktowany jako norma, przestałyby się rodzić dzieci.
Homoseksualizm jest naturalny dokładnie tak samo, jak naturalna jest głuchota czy brak nogi. We wszystkich tych wypadkach może to być ułomność wrodzona, ale może też być nabyta. Co do głuchoty i braku nogi to oczywiste, ale zachowań seksualnych też się uczymy, bo bardzo wielu rzeczy uczymy się przez imitację. Do tego dochodzi imprinting wczesnych doświadczeń. Pewnie są też jakieś osobnicze predyspozycje – jak z alkoholizmem. Z kolei na ekspresję takich zachowań na oczywisty wpływ kultura, która może je tłumić lub wzmacniać. Dlatego w Polsce łatwiej zostać alkoholikiem, a w USA – gejem.
Więc w takim znaczeniu, owszem, homoseksualizm jest naturalny: to znaczy jest zdarzającym się w naturze błędem rozwojowym, konkretnie – zaburzeniem preferencji seksualnych. Ale na pewno nie jest żadną równorzędną „orientacją”.
Gdyby zaczął być traktowany jak norma, absotlunie nic by się nie zmieniło, ponieważ homoseksualizm nie jest wyborem i nagle każdy nie zostałby gejem. Dla rodzenia się dzieci większym zagrożeniem jest fakt, że heteroseksualni ludzie są po prostu coraz mniej zainteresowani posiadaniem ich
Kiedy po raz pierwszy opublikowano „Manifest komunistyczny” wielu zwracało uwagę na przesadę jednoczynnikowego tłumaczenia historii przez walke klas. Nikt nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że to krążące po Europie „widmo komnunizmu” zabije dzisiątki milionów ludzi i w wielu krajach na długo zahamuje rozwój, skazując całe społeczeństwa na nędzę i głód. W tym świetnym wywiadzie brakuje pokazania tego, że w filozofii woke klasy zastąpiły rasy, że ta filozofia jest dziwacznym rasistowskim antyrasizmem, To jest filozofia roszczeniowa, wzywająca do zastapienia indywidualonego wysiłku, zbiorową walką, prób zrozumienia złożonych zjawisk za pomocą upraszczającego wszystko katechizmu, zastąpienia dyskusji wrzaskiem. Nie wiemy jak daleko to zajdzie, ale ważny jest każdy głos pokazujący rozmiary zagrożenia ze strony tej nowej fali rewolucyjnego romantyzmu, gdzie dobre intencje są pokusą i wezwaniem do sięgnia po noże. Lewicowy fantayzm nie jest mniej groźny od prawicowego fanatyzmu. Próbując zachować rozsądek obrywamy z jednej i drugiej strony, jest to jednak jedyny racjonalny i moralny wybór.
Rewolucyjny entuzjazm jest podobny, ale jednak marksizm jest czy też był bardzo skupiony na materii i pracy, a woke jest idealistyczny, materia się nie liczy. Wiem że często jest to porównywane, ale to tak jak powiedzieć, że jakiś pomysł na świat bez własnosci, ale z hierarchią, jest typowym pomysłem prawicy. Być może woke to w ogóle jakaś nowa jakość, psikus rozumu i jest on poza kategoriami lewicowości i prawicowości.
„… woke jest idealistyczny, materia się nie liczy”. Liczy się jak najbardziej jeżeli ma postać dotacji od Sorosa i innych dobroczyńców ludzkości. Z grube miliony można udawać idealizm.
Pieniądz to nie materia, przynajmniej zdaniem marksistów 😉
Czym jest prawda?
Dobre, tradycyjne pytanie!
Taka sobie odpowiedź: Alfred Tarski, „POJĘCIE PRAWDY W JĘZYKACH NAUK DEDUKCYJNYCH”, Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Warszawa, 1933. (Text in Polish in the Digital Library WFISUW-IFISPAN-PTF).
Przywołałem tę publikację (ma przekłady EN, DE, FR) bo mało co tak dobitnie obnaża ułomność intelektualną politycznych aktywistów kształconych na 'humanistycznych’ (czytaj: dyrdymalistycznych) uczelniach. Ci osobnicy nie mają zdolności intelektualnych do zrozumienia tej publikacji, a jednocześnie przytłaczająca większość decydentów politycznych to absolwenci dyrdymalistycznych studiów wyższych. Nawet dyscypliny zajmujące się durną ekstrapolacją danych obserwacyjnych: ekonomia, socjologia i podobne nie posługują się obserwablami i muszą być kwalifikowane do dyrdymałów, mimo że wyniki są okazjonalnie użyteczne.
Artykuł w piśmie ekonomicznym bez trudu rozumie maturzysta, a zatem żadne studia nie są potrzebne, bo maturzysta może od razu przystąpić do „badań” w takiej dziedzinie.
Trzeba odrzucić wszystko co jest nieprawdą i to co zostaje jest prawdą. Określenie co jest nieprawdą jest najczęściej łatwe.
To ani naukowe ani specjalnie mądre. Jest cała klasa wyrażeń języka, którym albo nie można przypisać wartości logicznej, albo nie wiadomo jaką im przypisać.
Ciężar dowodu spoczywa na stwierdzającym jakiś stan rzeczy, a nie na przeczącym mu. Motyw jest prosty: konkretny stan rzeczy ma miarę infinitezymalnie bliską zeru w przestrzeni stanów, zaprzeczenie ma miarę infinitezymalnie bliską jeden (w znormalizowanej mierze). Dowód zaprzeczenia wymaga sprawdzenia continuum stanów, dowód stwierdzenia tylko jednego. Oczywiście można budować stany złożone, takie że ich miara jest większa od 1/2. Wtedy istotnie możemy domagać się dowodu od przeczącego,
Pańska logika jest wykorzystywana powszechnie przez kreacjonistów: udowodnij że nie było tak jak w Genesis, albo 'udowodnij że bóg nie istnieje’.
Mój dobry człowieku, jeżeli piszę, że należy odrzucić wszystko co jest nieprawdą, to mam na myśli konstrukty, którym można przypisać wartość logiczną, a nie na przykład wyrażenie „srutu tutu, pęczek drutu”. Poza tym formułki wyuczone podczas zajęć z logiki niekoniecznie muszą przystawać do codzienności. Myślałem, że jest oczywiste, że jeżeli szukamy zaprzeczeń np. do jakiegoś stwierdzenia, to najpierw używamy wiedzy wyniesionej z podstawówki, a jeżeli ta nie wystarcza, to dopiero wtedy szukamy dalej. Fizyka newtonowska w otaczającym nas świecie najczęściej wystarcza w zupełności i nie musimy się obawiać, że znajdziemy się nagle w środku czarnej dziury, w której obowiązują inne prawa fizyki. Czyli najpierw musimy przeprowadzić wstępna selekcje tego co odrzucamy, jak w poniższym przykładzie. Jeżeli ktoś twierdzi, że nie istnieje liczba rzeczywista x będąca rozwiązaniem równania x^2 +1 = 0, to nikt nie sprawdza go podstawiając wszystkie liczby rzeczywiste tylko tę o najmniejszej wartości absolutnej i wyciąga wniosek, że dla każdej większej również nie istnieje rozwiązanie. Można oczywiście przeprowadzić (tutaj prostszy) dowód analityczny ale nie zawsze jest on możliwy.
To co napisałem, to nie jest żadna „moja logika” tylko elementarz, który można zgubić, studiując filozofię czy matematykę. Co prawda czasami rzeczywiście domagałem się od rozmówcy, żeby udowodnił, że Bóg nie istnieje ale tylko wtedy gdy najpierw sam tak twierdził. Może domyśla się Pan jaką najczęściej otrzymywałem odpowiedź.
A teraz jeszcze parę słów na temat zdania, które raczył Pan sformułować gdzie indziej: „Artykuł w piśmie ekonomicznym bez trudu rozumie maturzysta”. Tak nawiasem, to jest to przykład zdania, któremu nie można przypisać żadnej wartości logicznej, chyba że jest to niezbyt fortunne sformułowanie stwierdzenia, że istnieje co najmniej jeden maturzysta, który bez trudu rozumie co najmniej jeden artykuł w jakimś piśmie ekonomicznym”. Natomiast gdybym nie czepiał się takich szczegółów, to bez trudu mógłbym wykazać, że jest to zdanie nieprawdziwe. A jest nieprawdziwe, ponieważ pisze Pan o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Na życzenie mogę uzasadnić to stwierdzenie. Wniosek z tego nieprawdziwego zdania też jest dyrdymalistyczny czyli o wartości infinitezymalnie bliskiej zeru.
Ignotum per ignotum chyba? 🙂
Tak, mój błąd, dziękuję za uwagę.
Aczkolwiek ignorum per ignorum też w tym kontekście pasuje.
Ktoś mógłby pomyśleć, że feminizm za bardzo wszedł. Tak dobrze wszedł, że nawet kobiety straciły nad nim kontrolę 😉 Rewolucja zaczęła się, kiedy histeria przestała być uznawana za objaw typowo kobiecy… Odrzucamy to czego nie rozumiemy, a nie rozumiemy dopóki nie poczujemy. Jeśli ktoś kto ma cechy fizyczne męskie, czuję się kobietą, to ja nie widzę w tym nic złego, ani dziwnego, jedynie definicję kobiety, która jest nieaktualna.
A jaka jest aktualna, histeria? Trzeba też powiedzieć, że jest to stan, w jaki łatwiej wprawiają się mężczyźni. Tylko tradycyjnie sięgali przy nim po kieliszek lub wzniecali bójkę.
Dlaczego woke zapisujesz jako „łołk”? Aż oczy bolą.
„To nie kryzys, to rezultat” powiedział kiedyś Stefan Kisielewski, komentując kolejne boje gospodarki socjalistycznej z problemami, które sama stwarza. Ideologia „woke” to tylko logiczna konsekwencja tego co zaczęło się dużo wcześniej i o czym tak ciepło mówi Autor: marksizmu, feminizmu i innych „teorii emancypacyjnych”. Podobno „uznawały one materialną prawdę”. Tymczasem u marksistów czy feministek prawdą jest to co służy walce klas lub płci. Materialną prawdą to może zajmować się, z przeproszeniem, prawica. A czym jest prawica można przeczytać powyżej: dla niej „już samo to, że bohaterka filmu nie jest idealnie piękna i młodsza od bohatera o 20 lat, jest obraźliwe”. Prawica pyta „dlaczego nagle główna postać nie jest biała”. Autorze, czyżbyś pozazdrościł „wokeistom” tego, że to oni wyparli starą polityczną poprawność? Byłeś Dantonem, a pojawił się Robespierre? Ot przykrość ale sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało – idee maja swoje konsekwencje. Na szczęście czasy mamy nieco łagodniejsze i nie będzie materialnej gilotyny ani rzezi Wandei. Politycznie poprawni mają jedną poważną zaletę: straszne z nich pierdoły.
A jaką Autor proponuje strategię na przyszłość: „Nie jestem przeciw temu rodzajowi wrażliwości, który doprowadził do powstania ideologii woke. Jestem po prostu za tym, by rozwijał się w inną stronę”. Proponuję zorganizować marsz na wzór marszów przeciwko przemocy. Albo strajk na wzór strajków klimatycznych. Tylko tak żeby „wokeiści” się nie dowiedzieli, bo może być im przykro.
Jest sporo drobniejszych kwiatków w tym tekście ale mnie rozśmieszył szczególnie jeden: „humaniści sumieniem nauki”. Joachim Goebbels był humanistą i dlatego wiedział jak postępować z ludźmi. Osip Mandelsztam wyraził to dosadniej: „dostaliśmy się w łapy humanistów”.
Oczywiście Józef Goebbels, a nie nie Joachim. Trudno to nazwać freudowską pomyłką, bo nie znam żadnego Joachima i w w związku z tym nie mam w podświadomości złych odczuć pod adresem osób o tym imieniu.
Troche pan literalnie rozumie te odpowiedzi, w dodatku moje przypisuje Sakowskiemu. Mam krytyczne podejście do dzisiejszych humanistów, w ogóle oderwani od realiów humaniści to zmora każdych czasow. Jednak to humaniści wytwarzają dyskursy o prawdzie, pięknie, dobru, społeczeństwie. Dlatego powinni stać na ziemi. Mam w swoim opisie w mediach społecznościowych „humanistka dobra z matmy”. Oczywiście należy te moją deklaracje sprawdzać i nie trzeba się z nią zgadzać. W spektrum politycznym jestem faktycznie raczej lewicowa, a że nie mam dwudziestu lat, to proszę sobie wyobrazić, ile razy słyszałam, że lewica nie ma racji bytu, bo ma na koncie zbrodnie. Tak jakby poza lewicą świat był doskonałym miejscem bez rasizmu, wyzysku i innych takich rzeczy. Jeśli więc chce pan obalić za jednym zamachem coś tak dużego jak lewica czy humanistyka to proszę używać subtelniejszych narzędzi, a także brać pod uwagę, że ja ich używam i że jestem w tych sprawach dość mocno zniuansowany, dlatego że się nad nimi ciągle zastanawiam. Pozdrawiam, K.Sz.
Za przypisanie Pani poglądów p. Sakowskiemu przepraszam obie strony. Inna sprawa, że z kolei Pani przypisuje mi to czego nie twierdziłem. Nie miałem zamiaru niczego obalać tylko zwróciłem uwagę na to, że ideologia „woke” jest logiczną konsekwencją innych, wcześniejszych lewicowych pomysłów, do których ma Pani dość życzliwy stosunek. I że ktoś zatrudniony na etacie humanisty nie musi być „sumieniem nauki”, bo bywa, że wręcz przeciwnie. Wreszcie nie napisałem, że bez lewicy świat byłby idealny – jak na osobę oczekującą ode mnie „niuansowania” poleciała Pani dość grubo, że tak się młodzieżowo wyrażę.
Świetny wywiad. Odejście od rozumu w ideologii łołk kłuje w oczy. Mam nadzieję, że otrząśniemy się jako społeczeństwo szybciej niż później.
Albo przeciwstawimy, bo innym wątkiem jest, że ideologia woke jest też propagowana odgórnie z jednej strony przez duże korporacje, wykorzystujące ją do marketingu i do niszczenia klasycznej lewicy antymonopolowej, a z drugiej przez trolle kremlowskie i pekińskie.
Co jest złego w tzw. dniach widoczności? Czy to autyzmu, niepełnosprawności, rożnego rodzaju mniejszości, aktywności sportowych, zawodowych czy cokolwiek innego?
Wiem, że powyższe jest jedynkę tylko częścią wypowiedzi, może nawet niewiele znaczącą. Ale chciałbym zrozumieć całość… a to nie bardzo jest wytłumaczone, lub sens tej wypowiedzi umknął mi.
Proszę o pomoc.
Myślę, że chodzi o to, że te dni widoczności autyzmu itp. mają wymiar czysto symboliczny, nie poprawiają sytuacji osób z autyzmem itp., które mają poważne problemy. Nie dostrzega się choćby tego, że takim osobom może być bardzo trudno znaleźć czy utrzymać pracę, a nie wszystkie mogą liczyć na pomoc rodziców.
Dokładnie tak, jak pisze Joanna. Dni widoczności pozwalają poczuć się lepiej wyznawcom woke, którzy je obchodzą, ale nijak nie pomagają realnie osobom z autyzmem czy systemowym zmianom, wręcz pudrują fakt, że niewiele się w tym temacie robi, a w efekcie utrudniają korzystne zmiany. Innymi słowy, takie coś służy głównie poprawie samopoczucia ludzi, którzy tak naprawdę mają kwestię autyzmu gdzieś.
A czy nie są po to, by zwrócić uwagę opinii publicznej na jakiś problem i edukować w tym temacie? Czy zwrócenie uwagi na problem nie jest przypadkiem pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, aby wzbudzić zainteresowanie chociażby państwa? Prosty przykład- protesty klimatyczne. Czy rządzący, widząc zainteresowanie tematem nie zaczęli wprowadzać realnych zmian, chociażby z pobudek czysto pragmatycznych- zbicia kapitału politycznego? Są też oczywiście osoby
które solidaryzują się z mniejszościami, żeby po prostu poczuć się lepiej. Świat na prawdę nie jest czarno- biały.
Nie no! To jest duże uproszczenie tematu. Autorka wypowiedzi jak i przeprowadzający wywiad wychodzą z konkretną tezą i podciągają pod nią wydarzenia takie jak dni widoczności.
Wg mnie dobrze zrobić cokolwiek niż nic.
Dla mnie dni widoczności mogą zrobić dużo. No. pomóc rodzicom kolegów mojego dziecka z klasy dlaczego czasami zachowuje się tak a nie inaczej i nie być stereotypowo ocenianym.
Niestety, tak jak to często bywa w udowadnianiu swojej racji, ocenia się pewne rzeczy tylko z jednej perspektywy, nie widząc (lub wręcz świadomie pomijając) całe spektrum efektów czy też intencji. Również w tym wywiadzie tego nie uniknięto.
Zastanawia mnie tylko ile jeszcze takich erystycznych zabiegów zostało tutaj zastosowanych, których nie udało mi się wyłapać.
Nie dajmy się zwieść, to kolejna odsłona marksizmu, i tak jak poprzednia dąży do przejęcia władzy i opresji.