Przyjęło się wyśmiewać poradę typu „idź pobiegaj, popływaj lub chódź na rower” w odniesieniu do depresji. Powstało mnóstwo memów szydzących z takiego podejścia. Jednakże badania naukowe pokazały coś, co zmieniło pogląd na temat wpływu aktywności fizycznej na zdrowie psychiczne, w tym na nastrój i stany depresyjne.
Artykuł napisałem dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. Jeśli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.
Czy aktywność fizyczna leczy depresję?
Przede wszystkim trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Jedną jest pogorszenie nastroju, nie mające znamion klinicznej depresji, a drugą faktyczna depresja. Chociaż granica pomiędzy nimi jest poniekąd płynna, to zarazem jesteśmy w stanie odróżnić tymczasowe gorsze samopoczucie od frustrującego braku siły do zrobienia czegokolwiek. Aktywność fizyczna znacząco redukuje ryzyko zarówno pogorszenia nastroju, jak i popadnięcia w depresję [1], [2]. Ma zatem działanie prewencyjne.
A jak jest w przypadku osób, które depresję już mają? Czy ćwiczenia, ruch na świeżym powietrzu itp. mogą ją wyleczyć? Okazuje się, że tak – potoczne stwierdzenie „idź pobiegaj” wcale nie jest takie głupie, jak mogłoby się wydawać. Już w 2004 roku opublikowano analizę, z której wynika, że ćwiczenia pomagają w łagodzeniu depresji, mając de facto działanie lecznicze [3], [4]. „W porównaniu z innymi tradycyjnymi metodami leczenia depresji, ćwiczenia były równie korzystne i nie różniły się znacząco od psychoterapii, terapii farmakologicznej i innych interwencji behawioralnych” – podkreślają naukowcy przeprowadzający badania. „Przedstawione dowody sugerują, że ćwiczenia i aktywność fizyczna mają korzystny wpływ na objawy depresji, które są porównywalne z objawami leczenia przeciwdepresyjnego” – wtórują im badacze z innego zespołu specjalistów [5]. „Aktywność fizyczna jest bardzo korzystna dla poprawy objawów depresji, lęku i niepokoju w wielu populacjach dorosłych, w tym w populacji ogólnej, jak i u osób ze zdiagnozowanymi zaburzeniami zdrowia psychicznego. Aktywność fizyczna powinna być podstawą w leczeniu depresji, lęku i stresu psychicznego” – stwierdzają autorzy jeszcze innego badania [6].
Pytanie, dlaczego aktywność fizyczna leczy depresję? Istnieje kilka mechanizmów wyjaśniających ten fenomen. Po pierwsze, poprawia kontakt umysłu z ciałem, które w zdrowym organizmie powinny być nierozłączne (choć wiadomo to od bardzo dawna, to dziś przypominają nam o tym spekulacje o rzekomej „świadomości” oprogramowania AI). Kolejna rzecz to odwracanie uwagi od depresyjnych myśli, wymuszane przez ruch. Co więcej, po intensywnych ćwiczeniach czujemy mięśnie i bardziej skupiamy się na „tu i teraz” odczuwanym w naszym ciele, co zaś ułatwia zarzucenie negatywnych, lękowych czy obsesyjnych rozważań. Ćwiczenia są też okolicznością tworzenia nowych, pozytywnych skojarzeń, które siłą rzeczy osłabiają lub wypierają te wcześniejsze nieprzyjemne, będące jedną z przyczyn lub utrwalaczy depresji.
Wielu psychoterapeutów podkreśla, że poważne wzięcie odpowiedzialności za siebie, zamiast zrzucania winy na innych i na czynniki zewnętrzne, jest niezbędne w procesie leczenia rozmaitych zaburzeń psychicznych (również w sensie mentalnego poczucia, że nawet jeśli ktoś nam wyrządził coś złego, to ostatecznie i tak my ponosimy konsekwencje w związku z tym, mimo zadośćuczynień, prawa, dobrego obyczaju itp. – tkwienie psychicznie w miejscu z uzasadnieniem „nie będę nic robić, to nie była moja wina” lub „to oni to spowodowali, czuję się ofiarą” znacząco zmniejsza szanse na wyzdrowienie). Taka postawa daje przede wszystkim poczucie wewnątrzsterowności. To płynące ze środka przekonanie, przekuwające się także w zdrową, dobrą samoocenę, podbudowują również ćwiczenia fizyczne, czego szczytowe skutki widzimy, gdy odczuwamy poprawę kondycji albo mamy lepsze zdrowie czy zgrabniejszy wygląd.
Ćwiczenia są też doskonałą okolicznością do podtrzymywania relacji z ludźmi oraz budowania nowych, ponieważ wiele rodzajów sportów uprawiać można z kimś. Bieganie, rower, pływanie, gra w badmintona, żwawe spacery, spływy kajakowe i inne są znakomitą formą spędzania czasu z innymi osobami. Prowadzą też często do sytuacji, w których dochodzi do dotyku między ludźmi, np. podczas podawania sobie czegoś, oparcia się o kogoś, podania ręki itp. A zarówno realne spotkania z ludźmi, jak i dotyk, mają nieoceniony pozytywny wpływ na stan zdrowia psychicznego [19]. Dotyk drugiego człowieka można uznać wręcz za jeden z niezbędnych czynników do zapewnienia poczucia bezpieczeństwa, a jego prewencyjny i leczniczy wpływ na stany depresyjne i lękowe jest oczywisty. Istnieją ludzie z traumami lub zaburzeniami lękowymi, dla których dotykanie czy realne spotkania mogą wzbudzać negatywne emocje. Wówczas potrzebna może być jakaś forma psychoterapii, o czym napiszę jeszcze w dalszej części artykułu.
Wreszcie, ćwiczenia fizyczne są formą terapii behawioralnej i farmakologicznej. Są zachowaniami, które kształtują potem część naszych myśli, wpływają też na emocje i dalsze wzorce zachowania. Tak bezpośrednio, jak i dalekosiężnie, choćby dzięki wspomnianemu nawiązywaniu realnych kontaktów z ludźmi. Są także korzystne stricte neurobiologicznie, gdyż prowadzą do wydzielania endorfin, osłabienia procesów zapalnych w układzie nerwowym (i nie tylko tam) oraz, podczas odpoczynku po intensywnej aktywności, ułatwiają wejście w stan fizjologicznego relaksu, dającego naturalne uczucie błogości.
Wieczna depresja
Osoby ze specyficznymi zaburzeniami osobowości mogą regularnie popadać w prawdziwą depresję kliniczną. Dzieje się tak np. u ludzi z narcystycznym zaburzeniem osobowości, dla których sytuacje przerywające fantazje o własnej wielkości mogą doprowadzić do depresji. Podobnie z osobami borderline, nie radzącymi sobie z emocjami czy katastroficznie myślącymi z powodu najdrobniejszego wytrącenia ich z równowagi. Depresja regularnie występuje także w chorobie afektywnej-dwubiegunowej, która, swoją drogą, bardzo często współwystępuje z zaburzeniem narcystycznym lub borderline (i być może – jak głosi jedna z ważniejszych hipotez – jest przez nie powodowana, szczególnie typ II zaburzenia dwubiegunowego).
Istnieją więc jednostki szczególnie podatne na depresję bądź podświadomie ją w sobie wywołujące. Niektóre z nich mogą nawet celowo ignorować rady czy namowy do wspólnej aktywności fizycznej, bo wiedzą, że gdy ich stan się poprawi, przestaną być w centrum uwagi i nie będą już aż tak martwić swojego otoczenia – z czego czerpią energię i co nadaje ich życiu sens. Z czasem coraz więcej osób odwraca się od takich ludzi, gdyż nabierają przekonania, że „nie da się” im pomóc, zaś ich obecność wpływa negatywnie na nastrój wszystkich pozostałych. Potem ludzie zaburzeni w ten sposób zaczynają łączyć się w grupy czy środowiska znajomych, często kontaktujące się tylko lub głównie przez Internet, i destrukcyjnie wpływać na każdego, kto znajdzie się w ich realnym lub wirtualnym polu widzenia. Internetowe nękanie i hejt to jedne z ulubionych zajęć takich ludzi.
Artykuł ten mogłem napisać dzięki finansowaniu od moich Patronów w serwisie Patronite. Chcesz również wesprzeć moją działalność? Dołącz tutaj.
Choć aktywność fizyczna mogłaby im pomóc, to przy tak ciężkich zaburzeniach konieczna może być psychoterapia. A ponieważ ludzie z narcystycznymi zaburzeniami bardzo niechętnie przyjmują diagnozy – zwykle myślą, że problem leży w innych ludziach lub w zewnętrznych okolicznościach, a nie w nich samych – dobrym pomysłem jest polecenie takiej osobie jednej z rodzajów terapii demedykalizujących. Przykładem może być terapia schematów, w której zamiast mówić o „zaburzeniu narcystycznym” czy „borderline” psychoterapeuta diagnozuje autodestrukcyjne wzorce myślenia, emocji i zachowania i kolejnymi krokami uświadamia je pacjentowi oraz mobilizuje go do ich porzucenia. Terapia ta łączy w sobie nurt poznawczo-behawioralny, psychodynamiczny i psychonalityczny, Gestalt i teorię przywiązania prof. Johna Bowlby’ego. Liczne badania naukowe wykazały bardzo wysoką skuteczność psychoterapii schematów w leczeniu zaburzeń lękowych, obsesyjno-kompulsyjnych, nastroju, osobowości, PTSD [7], [8], [9], [10], [11], [12].
Inne metody przeciwdziałania i leczenia depresji
Oprócz aktywności fizycznej istnieją inne „domowe” metody skutecznego leczenia depresji, zaburzeń lękowych i obsesyjno-kompulsyjnych. Przede wszystkim trzeba wysypiać się o regularnych porach, śpiąc codziennie 8-9 godzin (w przypadku ludzi starszych może być 7 godzin). Krótszy sen lub spanie o różnych godzinach zaburza rytm dobowy, a to przyczynia się do rozwoju i utrzymania depresji oraz innych zaburzeń psychicznych [13]. Choć zazwyczaj optymalne godziny snu to godz. 22-6 lub godz. 23-7, to u niektórych może to być godz. 24-8 czy nawet godz. 1-9. Powinno się pilnować, aby nie spać również zbyt długo, bo to także rozstraja nasz zegar biologiczny.
Kolejny ważny punkt to dieta, która powinna być bogata w magnez, witaminy z grupy B, kwasy tłuszczowe omega-3, a także wszystkie aminokwasy, zwłaszcza egzogenne. Istnieją też leki bez recepty oraz suplementy diety, które mają udowodnioną skuteczność wspomagania zaburzeń lękowych bądź depresyjnych, np. l-teanina [14], s-adenozylo-l-metionina [15], ekstrakt z dziurawca [16], [17], [18]. Przed ich zastosowaniem należy poradzić się lekarza lub farmaceuty, ewentualnie dietetyka.
Bardzo istotne jest utrzymywanie i nawiązywanie realnych kontaktów intymnych i społecznych. Rodzina, mąż/żona/partner/partnerka, najbliżsi przyjaciele, znajomi, dalsi znajomi, small talki z ludźmi w sklepie, autobusie, na ulicy itp. – jest to niezbędne do utrzymywania dobrego nastroju, niskiego lęku i stresu oraz poczucia szczęścia. Nawet najwięksi samotnicy i introwertycy tego potrzebują, tylko w nieco mniejszym nasileniu niż przeciętnie (lub potrzebują potem dłuższego czasu w samotności) [19]. Ludzie, którzy twierdzą, że kontakty społeczne wcale im nie służą, najczęściej mają niewielki wgląd we własną psychikę, a w przeszłości doświadczyli deprywacji emocjonalnej i społecznej. Może być też tak, że z powodu jakichś problemów czy zaburzeń są nieporadni w sytuacjach społecznych i interpersonalnych i to stanowi faktyczną przyczynę, przez którą ich nie lubią. Zarazem słabe kontakty społeczne nasilają te problemy, co prowadzi do błędnego koła, typowego dla zaburzeń osobowości czy zaburzonych schematów psychologicznych.
Na zdrowie psychiczne człowieka XXI wieku składa się także higiena cyfrowa. Dla przykładu, spanie ze smartfonem w sypialni jest dla mózgu tak niezdrowe, jak nieumycie zębów przed snem dla stanu uzębienia. Trzeba więc pamiętać o nie nadużywaniu smartfonów, nie korzystaniu z nich w trakcie spotkań z ludźmi (jest to nie tylko niezdrowe dla mózgu i psychiki, ale i zwyczajnie niekulturalne), wyłączaniu wszelkich zbędnych powiadomień czy nie sięganiu po telefon po godzinie 18/19 w innych celach, niż zadzwonienie czy napisanie wiadomości tekstowej. Uzależnienie behawioralne od smartfonów i social media jest współcześnie pandemiczne, ale nie wolno też zapominać, że także używki chemiczne („starego typu”), takie jak choćby alkohol, mają bardzo negatywny wpływ na nastrój i inne aspekty zdrowotne. Picie okazjonalnie i w nieprzesadnych ilościach nie jest niebezpieczne, ale regularne i obfite już tak.
Dla walki z depresją powinno się też przezwyciężać negatywne skojarzenia, wzorce myślowe i mowę wewnętrzną. Dlatego trzeba doświadczać nowych, pozytywnych, ciekawych czy intrygujących sytuacji z udziałem osób czy miejsc, które wzbudzają w nas depresyjne myśli, aby zmienić system nawiązań myślowych z negatywnych na pozytywne bądź neutralne – by dana okoliczność nie wzbudzała myśli depresyjnych lub lękowych, lecz zwykłe albo nawet sympatyczne konotacje. Do tego ćwiczyć pamięć i koncentrację jako taką, np. poprzez czytanie książek (co jest dobrym motywatorem do zmniejszenia czasu spędzanego przed ekranem smartfona).
Istnieją też książki o naukowo udowodnionym działaniu przeciwdepresyjnym czy przeciwlękowym (bądź pomagające wyeliminować przyczyny zaburzeń depresyjnych i lękowych) – oczywiście o ile stosuje się do ich zaleceń – takie jak np. „Lęk i fobia. Praktyczny podręcznik dla osób z zaburzeniami lękowymi” Edmudna J. Bourne’a (Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego) czy „Program zmiany sposobu życia” Jeffrey’a Younga (wyd. Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego). W bardzo ciężkich przypadkach, gdy osoba z depresją nie ma motywacji nawet by wstać z łóżka, umyć się, czy wyjść z domu, i tym bardziej gdy ma myśli samobójcze, konieczne jest zastosowanie leków przeciwdepresyjnych na receptę.
Głos w dyskusji o polskiej psychiatrii dziecięcej i dla dorosłych
W ostatnich 2-3 latach często czytałem lub słuchałem w mediach o tym, że aby uratować zdrowie psychiczne Polek i Polaków oraz polskich dzieci, trzeba otwierać więcej poradni psychiatrycznych, gabinetów psychoterapeutycznych oraz szpitali i oddziałów zdrowia psychicznego. W tym roku wielkie wzburzenie na ten temat wywołał raport Martyny Wojciechowskiej i jej fundacji Unaweza.
Rzecz w tym, że dla pewnej wąskiej grupy ludzi ciężko zaburzonych psychoterapia, psychiatria i z rzadka szpitale psychiatryczne są niezbędne i należy zadbać o to, aby były w nich miejsca dla potrzebujących. Jednak w przytłaczającej liczbie przypadków, na masową skalę i systemowo, to nie dodatkowych psychiatrów, psychoterapeutów i poradni psychiatrycznych nam potrzeba, lecz wielowektorowych zmian społecznych i indywidualnych. Zmian przywracających obyczaje, w których aktywność fizyczna, realne spotkania z ludźmi, odżywianie się, regularne wysypianie, traktowanie świata wirtualnego jako dodatku do życia, a nie jego głównego elementu, są normą. Potrzeba też sensownej edukacji na temat zdrowia psychicznego (nie mylić z poradami „psychoedukatorek” z Instagrama i TikToka, które podtrzymują kult diagnoz psychiatrycznych, obsesyjnego analizowania siebie itp.). Kładzenie nacisku na liczbę psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów zamiast na systemowe zmiany środowiskowe – a dychotomia ta jest niestety ewidentna w debacie publicznej – jest jak skupianie się na gaszeniu wodą skrawka lasu przy jednoczesnym ignorowaniu wiejącego wiatru, suszy, zmiany klimatu i gotowych rozpalić pożar iskierek dookoła.
Jeżeli podoba Ci się mój artykuł, jak i szerzej moja działalność pronaukowa, dziennikarska i analityczna, zachęcam do dołączenia do grona moich Patronów. Dzięki ich wsparciu mogę utrzymywać i rozwijać tego bloga.
Literatura
[1] Choi, Karmel W. i wsp. „Assessment of bidirectional relationships between physical activity and depression among adults: a 2-sample mendelian randomization study.” JAMA psychiatry, 2019.
[2] Schuch, Felipe B. i wsp. „Physical activity and incident depression: a meta-analysis of prospective cohort studies”. American Journal of Psychiatry 2018.
[3] Craft, Lynette L., and Frank M. Perna. „The benefits of exercise for the clinically depressed”. Primary care companion to the Journal of clinical psychiatry, 2004.
[4] Kandola, Aaron i wsp. „Physical activity and depression: Towards understanding the antidepressant mechanisms of physical activity”. Neuroscience & Biobehavioral Reviews , 2019.
[5] Dinas, P. C., Yiannis Koutedakis, and A. D. Flouris. „Effects of exercise and physical activity on depression”. Irish journal of medical science 2011.
[6] Singh, Ben i wsp. „Effectiveness of physical activity interventions for improving depression, anxiety and distress: an overview of systematic reviews”. British Journal of Sports Medicine, 2023.
[7] Taylor, Christopher DJ, Penny Bee, and Gillian Haddock. „Does schema therapy change schemas and symptoms? A systematic review across mental health disorders”. Psychology and Psychotherapy: Theory, Research and Practice, 2017.
[8] Zhang, Kaiyuan i wsp. „The efficacy of schema therapy for personality disorders: a systematic review and meta-analysis”. Nordic Journal of Psychiatry, 2023.
[9] Bakos, Daniela Schneider, Alex Eduardo Gallo, and Ricardo Wainer. „Systematic review of the clinical effectiveness of schema therapy”. Contemp Behav Health Care, 2015.
[10] Arntz, Arnoud i wsp. „Effectiveness of predominantly group schema therapy and combined individual and group schema therapy for borderline personality disorder: A randomized clinical trial”. JAMA psychiatry, 2022.
[11] Körük, Serdar, and Nilüfer Özabacı. „Effectiveness of Schema Therapy on the Treatment of Depressive Disorders: A Meta-Analysis”. Current Approaches in Psychiatry/Psikiyatride Guncel Yaklasimlar, 2018.
[12] Peeters, Nancy, Boris van Passel, and Julie Krans. „The effectiveness of schema therapy for patients with anxiety disorders, OCD, or PTSD: A systematic review and research agenda”. British Journal of Clinical Psychology, 2022.
[13] Fang, Yu i wsp. „Day-to-day variability in sleep parameters and depression risk: a prospective cohort study of training physicians”. Nature, 2021.
[14] Williams, Jackson L. i wsp. „The effects of green tea amino acid L-theanine consumption on the ability to manage stress and anxiety levels: A systematic review”. Plant foods for human nutrition, 2020.
[15] Cuomo, Alessandro i wsp. „S-Adenosylmethionine (SAMe) in major depressive disorder (MDD): a clinician-oriented systematic review”. Annals of general psychiatry, 2020.
[16] Cui, Yong-hua, and Yi Zheng. „A meta-analysis on the efficacy and safety of St John’s wort extract in depression therapy in comparison with selective serotonin reuptake inhibitors in adults”. Neuropsychiatric disease and treatment, 2016.
[17] Ng, Qin Xiang, Nandini Venkatanarayanan, and Collin Yih Xian Ho. „Clinical use of Hypericum perforatum (St John’s wort) in depression: A meta-analysis”. Journal of affective disorders, 2017.
[18] Zirak, Nahid i wsp. „Hypericum perforatum in the treatment of psychiatric and neurodegenerative disorders: Current evidence and potential mechanisms of action”. Journal of cellular physiology, 2019.
[19] Ge, Lixia i wsp. „Social isolation, loneliness and their relationships with depressive symptoms: A population-based study”. PloS one, 2017.
Jestem w stanie zgodzić się z tym stwierdzeniem o ile depresja nie jest mocno zaawansowana. Sam biegam i swego czasu bieganie pomogło mi poradzić sobie z problemami w głowie. Nie byłem u lekarza także nikt mi depresji nie zdiagnozował ale miewałem dość często stany, kiedy to nagle masz zjazd nastroju do poziomu dna. Niezależnie od pory dnia (i bez powodu) potrafiło mnie ściąć, odchodziła ochota na cokolwiek, w pracy klikanie myszką sprawiało trudność na poziomie wbijania gwoździ, rano nie mogłem się zwlec z łóżka chociaż z obudzeniem się nie było problemu. Nastrój w głowie wówczas porównuję do negatywnych myśli ale myśli, których nie potrafię opisać bo nie mają one wymownego znaczenia. Mówię na to „myśli bez wydźwięku słów”, jakby twoją głowę zalała negatywna fala, której nie jesteś w stanie opisać ale dobija cię jak nic innego w życiu. I najgorsze jest to, że samo nie przechodzi albo proces ten trwa długo (nawet kilka dni)
Mając takie stany coraz częściej (ok 5lat temu) stwierdziłem i powiedziałem żonie, że muszę wyjść bo zwariuję. Na szczęście mieszkam kilometr od lasu więc poszedłem na spacer, w lesie zacząłem biec bez celu, a że to las – pozwoliłem sobie się rozkleić. I tak coraz częściej kiedy miałem zjazd nastroju. Nierzadko potrafiłem też zacząć krzyczeć żeby wyrzucić z siebie jak najwięcej. Było to mega oczyszczające, jakbyś zaczynał od nowa oddychać. To w połączeniu z coraz intensywniejszym bieganiem pozwoliło mi się „uzdrowić”. Co mam na myśli mówiąc o uzdrowieniu? – na początku drogi biegowej treningi pozwalały się uporać z negatywnymi emocjami, wyprodukować nieco endorfin, które pozwalały wracać do stanu jako takiego funkcjonowania. Kolejną fazą było przejście do regularnych treningów (oczywiście na miarę możliwości życia w rodzinie) bo najzwyczajniej w świecie spodobało mi się bieganie ale ta faza skutkowała tym, że stany zjazdu nastroju miałem coraz rzadziej. Na dzień dzisiejszy nie miewam już takich zjazdów nastroju, trenuję dla siebie bo jest to spoko hobby na każdą porę roku (a i waga spadła, zdrowie fizyczne bardzo się poprawiło). Jak mam ciężki dzień w pracy i wracam w bojowym nastroju do domu to na powitanie z żoną rzucam hasło „nie szykuj obiadu, najpierw muszę się przebiec” – i wtedy nie ma dyskusji, żona odpowiada tylko „ok, leć” (swoją drogą, cieszę się, że na taką dziewczynę trafiłem). Często słyszy się że żyjąc w rodzinie nie ma się za bardzo czasu na takie rzeczy ale po sobie widzę, że to są tylko wymówki bo taką godzinę w ciągu dnia da się spokojnie wygospodarować i po takim „oczyszczeniu głowy” spokojniej i skuteczniej ogarnia się resztę tematów, spraw codziennych ALE – żyjąc w związku/rodzinie ta strategia wymaga współpracy obu dorosłych (oboje mamy czas dla siebie kiedy zajdzie taka potrzeba i oboje jesteśmy świadomi, że nie jest to egoistyczne podejście do swojego życia a sprawa zdrowia i równowagi)
„Wielu psychoterapeutów podkreśla, że poważne wzięcie odpowiedzialności za siebie (również w sensie mentalnego poczucia, że nawet jeśli ktoś coś nam złego wyrządził, to ostatecznie to i tak my ponosimy konsekwencje w związku z tym, mimo zadośćuczynień, prawa, dobrego obyczaju itp.), zamiast zrzucania winy na innych i na czynniki zewnętrzne, jest niezbędne w procesie leczenia rozmaitych zaburzeń psychicznych.”
Dwa dni temu, 25 października, w Onecie ukazał się artykuł zatytułowany „Stoję nad wanną i płaczę, a mama wycina mi z włosów gumy do żucia. Tak wygląda przemoc wśród dzieci”. Przedstawiono w nim historię dziewczyny, dla której najgorszą rzeczą był całkowity brak reakcji dorosłych, także tych osób, których zadaniem jest właśnie pomaganie i wspieranie.
Oto fragment: „Pamiętam jedną rozmowę z pedagożką szkolną. Siedziała wtedy za biurkiem, na którym stała szklanka mielonej, śmierdzącej kawy. Do dziś nienawidzę tego zapachu. Opowiedziałam jej o wszystkim, a ona stwierdziła, że to moja wina, bo nie integruję się z klasą. Dodała, że mam zmienić podejście, to będzie dobrze.”
Pedagożka zaproponowała tej dziewczynie własnie to całe „poważne wzięcie odpowiedzialności za siebie”, które zamiast upodmiotowienia doprowadziło do uprzedmiotowienia osoby z przerastającym ją problemem. Konsekwencją było pojawienie się autodestrukcyjnych myśli, co nie dziwi, bowiem autouprzediomotowienie (wywołane siłą autorytetu) jest pierwszą z czterech faz w strukturze aktu autodestrukcyjnego.
Dobrze, że zostało podkreślone, że „wielu” terapeutów nakłania do takiej samoodpowiedzialności charakterystycznej dla kultury indywidualizmu. Na szczęście nie każdy ślepo chłonie to, co inwazyjne zalewa nas z Ameryki.
Słuchając czasami „psychoterapeutów” (w szerokim znaczeniu tego słowa) odnoszę wrażenie, że przynoszą oni więcej szkody niż pożytku. Mają swoje gotowce, które różnią się w zależności od tego gdzie i jak zdobywali wykształcenie ale gotowce nawet w przypadku chorób somatycznych mają to do siebie, że czasami działają, czasami nie. Na studiach medycznych chyba lekceważy się fakt, że ludzie są różni. Oczywiście to zróżnicowanie pewnie nie jest duże w przypadku budowy zębów ale już w przypadku układu krążenia nie ma jedynie słusznych wzorców. A ludzka psychika to już niezmierzony ocean.
Zakładając, że historia opisana na Onecie jest autentyczna (nawet im zdarza się napisać prawdę), to tamta psycholog mogła zalecić, by nawiązać do tematu artykułu, zapisanie się na jakieś zajęcia sportowe (najlepiej karate :)) ale poza szkołą. W całkowicie nowym środowisku można się odnaleźć, mając za sobą szkolne doświadczenia ze zdegenerowanymi rówieśnikami. Tyle że to byłoby chyba poniżej godności pani psycholog – ona studiowała kilka lat, a jakiś osiłek miałby mieć lepsze wyniki?
„Mają swoje gotowce”
Niestety, ale tak to często wygląda. Podstawowym problemem środowisk zajmujących się zdrowiem psychicznym jest redukowanie jednostkowej unikalności do prostych symptomów, zachowań, czy zasobów (ostatnio modny wyraz). Tego typu postępowanie jest wygodne z punktu widzenia instytucji, ponieważ uproszczony obraz człowieka daje się łatwo opisać, racjonalizować i formalizować, ale jednocześnie wypacza rzeczywistość i prowadzi do uprzedmiotowienia. Następie tak „skompresowany” człowiek trafia do szufladki diagnostycznej, gdzie kolejnym krokiem jest podstawianie mu korzystnych rozwiązań, ale głownie dla panującego systemu. W społeczeństwach zachodnich za normę uznaje się aktywność i osiąganie sukcesów – co jest legitymizowane przez tzw. teorię „ról społecznych”, która fałszywie przekształca daną ideologię (neoliberalizm) w obiektywną rzeczywistość – dlatego wszystkie problemy znikną, kiedy niedopasowana jednostka dostosuje się do tych „naturalnych” prawideł.
„Na studiach medycznych chyba lekceważy się fakt, że ludzie są różni.”
”Posługiwanie się pojęciami, proponowanymi przez obowiązujący system klasyfikacyjny jest silną sugestią, kształtującą schematy poznawcze studentów i lekarzy. Mają oni prawo oczekiwać, że właśnie takie jednostki chorobowe spotkają w swojej praktyce.
Tymczasem, w kontakcie z pacjentami niezmiernie rzadko (jeśli w ogóle kiedykolwiek) spotyka się obrazy kliniczne, wynikające z opisów zawartych w tej klasyfikacji. Niekiedy prowadzi to do konstruowania diagnoz nieodpowiadających obowiązującym kategoriom, często prowokuje do pomijania faktów niezgodnych z teoretycznymi założeniami i do bezwiednego deformowania wyobrażeń o istocie choroby, na jaką cierpi konkretny pacjent.” – prof. Jerzy Aleksandrowicz
Rada „Idź pobiegaj” jest o tyle nietrafiona, że osoba z depresją może nie mieć siły, żeby się za to zabrać. Zamiast rzucać takie rady, lepiej zaproponować np. wspólne spacery, wycieczki rowerowe itp.
Ważne też jest to, co napisałeś o poradniach i psychologach, zwłaszcza w kontekście dzieci. Czasem rodzice oczekują, że specjaliści „naprawią” im dziecko, ale to jest trudne, gdy dziecko nie ma bezpiecznych relacji w domu. Pierwszym krokiem powinny być szkolenia dla rodziców, ich własna psychoedukacja czy ewentualnie psychoterapia. Ostatnio pisała o tym m.in. Aśka Ławicka (głównie w kontekście dzieci autystycznych).
Teraz tylko proszę skłonić do aktywności fizycznej osobę ,która ma z powodu ciężkiej depresji kłopot ze wstaniem z łóżka po szklankę wody.
straszne to jest jak pod płaszczykiem bloga popularnonaukowego przemycasz prawacką ideologię w każdym możliwym światopoglądowym temacie. Też jesteś opłacany przez rosjan jak kaja godek czy ordo iuris?