Dorosłem w świecie, w którym powszechne były kampanie reklamowe nakłaniające do wspierania akcji sadzenia drzew. Wielu producentów wykorzystywało ten motyw w sposób marketingowy: kupujesz u nas, wspierasz zazielenianie świata. Oczywiście firmy kierują się chęcią zysku, nie dobrem ludzi czy planety. Zauważyły jednak, że mogą robić coś, co wydaje się być korzystne (lub w jakiś minimalny, nieistotny sposób takie jest), i zyskiwać na tym wizerunkowo albo skuteczniej sprzedawać produkty.
Biznes a środowisko
Pomysł, że firmy zrobią robotę za instytucje państwowe i organizacje zaufania publicznego, że same z siebie dobrze wykonają określone zadania, uregulują się, naprawią świat – jest tyleż naiwny, co pragmatyczny. Jedni naprawdę naiwnie wierzą, że to coś da, a inni naiwność tę pragmatycznie wykorzystują, żeby zarobić.
Nie chcę przez to powiedzieć, że jakiekolwiek akcje proprzyrodnicze nie mają nigdy sensu, ale nie da się ukryć, że wiele z nich to nic ponad greenwashing, chwyt reklamowy lub sygnalizowanie cnoty. W dzisiejszym tekście chcę się skupić na bardzo konkretnym punkcie takich działań. Mianowicie, reklamy i kampanie tego typu przekonują, że dobrze jest >coś< robić. Tymczasem w przyrodzie bardzo często jak w medycynie czy w życiu: niejednokrotnie lepiej nic nie robić i poczekać, dbając jedynie o to, co już mamy.
Jeśli mamy do wydania określoną sumę pieniędzy, i zastanawiamy się w jaki sposób spożytkować ją tak, aby pomóc środowisku, warto rozważyć nie tyle zrobienie czegoś nowego, co raczej wyłożenie na zachowanie tego, co jest. Co mam przez to na myśli? Istnieje wiele nieużytków, lasów, torfowisk, łąk itp., na wykarczowanie których współcześni deweloperzy tylko czekają. Jeśli tylko otrzymają pozwolenie, będą budować. Zagrożeń jest znacznie więcej. Dlaczego więc zamiast sadzić nowe drzewa nie zapłacimy za to, by ochroniono przed zniszczeniem te, które już są?
Niestety akcje sadzenia drzew, stawiania domków dla owadów itp. wyglądają marketingowo znacznie lepiej dla firmy, niż objęcie patronatem jakiegoś torfowiska, nieużytku, łąki, lasu. Z biznesowego punktu widzenia firmie bardziej opłaca się coś, co z perspektywy środowiskowej nie ma sensu wcale albo jest go niewiele. Oddawanie realizacji wyższych celów firmom to dodatkowo generowanie konfliktów interesów i proszenie się o kłopoty. Tak jak władza sądownicza nie powinna się mieszać z wykonawczą i ustawodawczą, tak instytucje mające na celu realizację zadań społecznych i przyrodniczych nie powinny się wymieniać z biznesem, bo wyłącznie kwestią czasu jest, że urodzą się z tego rozmaite patologie, takie jak greenwashing, kumoterstwo czy korupcja.
Sekwestracja węgla a wiek lasu
Istnieje ważny powód, dla którego lepiej jest „inwestować” w przyrodę zastaną niż w „tworzenie” nowej. Mianowicie: sama idea ochrony przyrody i środowiska. Wyhodowanie nowego lasu to mnóstwo pracy. Sadzonki, przewożenie ich, organizacja pracy itd. Wszystko to emituje na każdym etapie dodatkowe odpady czy emisję kolejnych cząsteczek dwutlenku węgla. Ktoś by powiedział: ale zaraz, przecież te drzewa będą potem CO2 pochłaniać, więc w czym problem?
Rzecz w tym, że zanim taki nowy las czy torfowisko zaczną sekwestrować węgiel, albo zanim łąka będzie skutecznie zatrzymywać wodę, a miejski nieużytek stanowić siedlisko bioróżnorodności, musi minąć trochę czasu. W przypadku drzew i lasów jest to okres idący nie w miesiące i lata, lecz w dekady, ponieważ rośliny na różnych etapach rozwoju pochłaniają inne ilości dwutlenku węgla. Ale ustabilizowanie się lokalnego, bioróżnorodnego ekosystemu na łące to też nie jest takie hop-siup.
Jak podała niegdyś Australian Greenhouse Office, drzewa najskuteczniej sekwestrują węgiel, gdy liczą sobie od 10 do 20-30 lat. Według tych danych hektar lasu mającego 30 lat może absorbować między 200 a 520 ton CO2. Jeśli leśnicy nie zetną wtedy drzew, intensywność sekwestracji dwutlenku węgla zaczyna spadać, by ustabilizować się między 80. a 100. rokiem życia, co oznacza, że drzewa wówczas pochłaniają mniej więcej tyle, ile oddają do środowiska. Dane te mogą się oczywiście różnić, w zależności od rodzaju lasu, składających się na niego gatunków roślin czy strefy klimatycznej i rzeźby terenu. W strefach europejskiej i północnoamerykańskiej absorbcja węgla przez lasy umiarkowane jest intensywniejsza później, gdy drzewa mają około 70-100 lat. Niestety „większość drzewostanów osiąga dojrzałość ekonomiczną przed dojrzałością biologiczną”, co oznacza, że nim drzewa zaczną pochłaniać optymalne ilości CO2, już wcześniej stają się wystarczająco dojrzałe, by je ściąć i wykonać z nich rozmaite produkty.
Gromadzenie CO2 ma znaczenie
Zarazem fakt, że po pewnym czasie rośliny sekwestrują coraz mniej w stosunku do tego, co emitują, nie znaczy, że stare drzewa są nieprzydatne, ponieważ gromadzą ogromne ilości węgla zmagazynowanego przez te dekady lub wieki swojego życia, który bez nich wróciłby stosunkowo prędko do atmosfery. „Najskuteczniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest umożliwienie dalszego wzrostu już zasadzonym i rosnącym drzewom, aby osiągnęły swój pełny potencjał ekologiczny, magazynowały dwutlenek węgla” – powiedział prof. William Moomaw, noblista z Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatu. Proszę spojrzeć na poniższy wykres, pokazujący nadziemną biomasę lasu na różnych etapach jego rozwoju.
Konkretne dane przedstawili naukowcy badający chińską okolicę miejscowości Lushan. Pokazali oni związek między wiekiem drzew a gęstością węgla (w tonach na hektar). W tamtejszym typie lasu i klimatu – gdzie obecne były głównie sosna Massona, sosna Elliotta, stroigła chińska, kryptomeria japońska, metasekwoja chińska, cyprys chiński, cynamonowiec kamforowy, dęby, topole, paulownie – obecność węgla zaczyna maleć po około 60 roku.
Poniżej jest jeszcze wykres z danych dla bukowo-klonowego lasu z USA, także świadczący o wzroście gromadzonego węgla w roślinach wraz z wiekiem.
Zobaczmy jeszcze wyniki badań dla surinamskiego lasu tropikalnego, dla cedrzyka wonnego, jatoby i Goupia glabra, zaprezentowane poniżej. Co ciekawe, w tym przypadku przyrost masy węglowej w drugiej połowie życia drzew bardzo przyspiesza.
Nowe drzewa, nowe lasy
Rzecz jasna nowych drzew i lasów również nam potrzeba, aby skutecznie wyłapywać węgiel z atmosfery, więc sadzenie ich nie jest z gruntu złe. Ale te komercyjne, marketingowe, jest tak często nieprzemyślane, bez udziału biologów, ekologów czy leśników oraz ogarniających to w szerszym kontekście instytucji publicznych, że przypomina o swoim głównie komercyjnym charakterze. I, tak czy inaczej, nawet dobrze zorganizowane, jest mniej istotne od dbania o istniejące roślinne poszycie terenu.
Zasadzanie nowych drzew „nie zrobi dużej różnicy w ciągu najbliższych dwóch lub trzech dekad, ponieważ małe drzewa po prostu nie magazynują dużo węgla. Umożliwienie wzrostu istniejącym lasom naturalnym ma zasadnicze znaczenie dla osiągnięcia każdego wyznaczonego przez nas celu klimatycznego” – dodał w cytowanym wcześniej wywiadzie prof. Moomaw. „Naukowcy z brytyjskiego Uniwersytetu w Sheffield, we współpracy z uniwersytetami w Leeds i Cambridge, wykorzystali modele komputerowe symulujące lądy, oceany i atmosferę, aby zbadać wpływ zalesiania na przyszłe scenariusze klimatyczne” – informuje z kolei Polska Agencja Prasowa. „Wyniki ich badania wykazały, że chociaż zalesianie zwiększa absorpcję dwutlenku węgla z atmosfery, to jednocześnie zmienia jej skład i zaciemnia powierzchnię lądów, co zmniejsza ich potencjał w zakresie przeciwdziałania zmianom klimatycznym” – podaje PAP.
Zauważmy, że coroczne emisje kilkudziesięciu miliardów ton CO2 do atmosfery są po części równoważone przez roślinną (i inną) sekwestrację, która 2-3 krotnie zmniejsza ilość kumulowanego węgla, czyli obniża saldo emisji CO2. Jednak w sytuacji, gdy lasy są masowo wycinane – szczególnie te największe i gromadzące ogromne ilości węgla, czyli lasy deszczowe w Ameryce Południowej, środkowej i Zachodniej Afryce oraz Azji Południowo-Wschodniej – ten drogocenny efekt maleje.
Gdyby zalesienie wymienionych regionów było takie, jak na początku XX wieku, być może nawet nie musielibyśmy tak drastycznie ograniczać zużycia paliw kopalnych, bo drzewa czyściłyby powietrze z tego, co byśmy spalali. Ten fakt chyba najlepiej uzmysławia, jak ważne są lasy w Brazylii czy Argentynie, Nigerii, Kamerunie, Ghanie, Demokratycznej Republice Konga, Indiach, Chinach, Malezji, Indonezji czy Papui Nowej Gwinei. Wiele krajów z tych drogocennych przyrodniczo regionów praktykuje w ostatnich latach bardzo intensywne wylesianie i urbanizację na wzór XIX-wiecznej Europy, Kanady czy USA.
Niemniej lasy w państwach zachodnich czy syberyjska i kanadyjska tajga też mają ogromne znaczenie. Istnieją nawet badania sugerujące, że lasy umiarkowane mogą gromadzić tyle samo lub więcej węgla, co lasy deszczowe. Tak wskazały na przykład wyniki australijskich naukowców, według których lasy klimatu umiarkowanego, chłodnego i wilgotnego magazynują ok. 625 ton węgla na hektar; lasy rosnące w klimacie umiarkowanym ciepłym – 500 ton węgla na hektar; lasy klimatu umiarkowanego suchego i chłodnego mogą zawierać 280 ton węgla na hektar; lasy deszczowe 250 ton węgla na hektar; a lasy borealne (tajga) około 100 ton węgla na hektar.
W tym miejscu trzeba jednak odróżnić kwestię magazynowania od pochłaniania węgla. Można ją częściowo zuniwersalizować, obrazując saldo wkładu lasu w obrót węglem, które uwzględnia emisję i sekwestrację. I tu najlepiej wypadają lasy deszczowe, choć zarazem istnieją też rejony, w których ich fragmenty przyczyniają się do globalnego ocieplenia bardziej, niż przed nim chronią, co obrazuje kolor fioletowy na poniższej mapie, pochodzącej z opublikowanego w 2021 roku w „Nature” badania.
Łąki i zielone nieużytki a globalne ocieplenie
A co z łąkami czy nieużytkami zielonymi? W przypadku tworzących je roślin magazynowanie węgla odbywa się głównie pod ziemią – w korzeniach, grzybach i bakteriach związanych z systemami korzeniowymi, jak również w glebie. Stoi za tym oczywisty powód, mianowicie łąk nie tworzą rośliny wykształcające formy drzewne. W każdym razie tego typu siedliska też gromadzą węgiel wiązany z atmosfery.
Magazynowanie tego pierwiastka, według jednego z badań, może wynosić „0,68 tony węgla na hektar na rok w wierzchniej warstwie gleby (0 do 30 cm) i 0,62 tony węgla na hektar na rok w podglebiu (30 do 100 cm)”. Badacze konkludują, że „w skali globalnej średnie teoretyczne, realistyczne i osiągalne możliwości sekwestracji węgla organicznego w glebie, wraz z renaturyzacją użytków zielonych, szacuje się odpowiednio na 10,2, 6,8 i 3,4 miliarda ton ekwiwalentu CO 2 rocznie”. Co więcej, wypas zwierząt na takich terenach intensyfikuje odkładanie węgla w warstwie podziemnej. Dbanie o łąki i podobne siedliska jest zatem dobre nie tylko dla utrzymywania bioróżnorodności i retencji wody, ale i dla klimatu.
W niektórych warunkach klimatycznych i geograficznych łąki mogą okazać się nawet korzystniejsze pod kątem gromadzenia węgla, niż lasy. Tak może być na przykład w niektórych rejonach Kalifornii, o czym poinformowało czasopismo naukowe „Environmental Research Letters”. Wynika to z faktu, że pożary są tam stosunkowo częste, a wówczas bezpieczniej jest gromadzić węgiel w glebie, niż wyrastających ponad nią, łatwopalnych pniach drzew. Problem nie dotyczy tylko ciepłej Kalifornii, lecz choćby znajdującej się na północy Kanady: w 2023 roku kanadyjskie pożary terenów zalesionych stanowiły ponad 25% wyemitowanego do atmosfery węgla w skali świata. W Polsce w latach 2011-2020 odnotowywano średnio 7400 pożarów rocznie, choć dzięki wysokiej skuteczności w zawiadamianiu i gaszeniu średnia spalona powierzchnia rocznie wynosiła u nas już tylko 3600 hektarów i raptem 0,5 hektara w przeliczeniu na jeden pożar. Różnica między drzewami i łąkami w kontekście pochłaniania CO2 jest więc taka, że choć drzewa gromadzą więcej węgla, to w miejscach podatnych na susze i pożary są mniej stabilne od łąk.
Jeśli zatem firmy chcą bądź muszą wydawać pieniądze na działania prośrodowiskowe i proprzyrodnicze, niech sadzenie nowych lasów zostawią specjalistom. Swoje pieniądze i dobre chęci zdecydowanie lepiej zainwestują, jeżeli wyłożą je w dbanie o lasy, łąki, torfowiska czy nieużytki, które już istnieją.
Artykuł napisałem w ramach współpracy z BeeWild.
W tym tekście za aksjomat przyjmuje się, iż zmniejszenie ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest korzystne. Pytanie tylko dla kogo. Dla roślin na pewno nie, bo te bez dwutlenku węgla zginą, a wielu specjalistów twierdzi, że obecny poziom CO2 jest znacznie poniżej roślinnego optimum. Przyjmuje się też, że wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest odpowiedzialny za wzrost temperatur, a nawet powodzie czy tornada. Pomijając już fakt, że nawet ten wzrost temperatur nie jest oczywisty (a już na pewno liczba klęsk żywiołowych nie jest większa niż kilkadziesiąt lat temu, a wręcz przeciwnie), to raczej uważa się, że jeżeli zależność między zmianami temperatury i zawartością CO2 w atmosferze istnieje to jest odwrotnie niż wmawia się maluczkim: to wzrost temperatur spowodował wzrost zawartości dwutlenku węgla. A temperatury zależą przede wszystkim od dwóch czynników: od aktywności Słońca i od chmur. Ale jeżeli wydaje się gigantyczne pieniądze na walkę z klimatem, to za niewielki ułamek tej sumy znajdzie się legion uczonych, którzy potwierdzą to co trzeba i zgnoją tych, którzy uważają inaczej. Tak jak twierdzących, że są tylko dwie płcie.
Dokładnie, niech żyje reżim naftowy na który wydaje się więcej pieniędzy niż na „walkę z klimatem”(?). Chyba chodzi o zmiany klimatyczne. Cały komentarz to jakiś smutny atak albo bait. Brzmi Pan jakby był pan jedyny który się obudził z Matrixa. Inni są tymi maluczkimi którym się wmawia. Roztacza Pan aurę wiedzy tajemnej – proszę zwrócić uwagę że sposób w jaki się Pan wypowiada jest charakterystyczny dla teorii spiskowych. Jak ktoś się nie zgadza z Pana tezą to są to opłaceni uczeni? xD No jeżeli mamy nie słuchać naukowców bo są opłaceni to kogo mamy słuchać? Zmiany klimatu są wywołane działalnością ludzką. Naukowcy nie mają co do tego wątpliwości. Skutki tych zmian już teraz są widoczne. Prztyczki o maluczkich i argumenty ad personam (z którego gramatycznie nie wynika nic bo nie wiadomo do której grupy zalicza Pan ludzi twierdzących że są tylko dwie płcie) są nie na miejscu.
Maluczkim jest ten kto czerpię „wiedzę” tylko z jednego źródła – w tym przypadku od naukowców twierdzących to samo co Pan/i: „Zmiany klimatu są wywołane działalnością ludzką. Naukowcy nie mają co do tego wątpliwości”. Naukowiec, który nie ma wątpliwości jest najwyżej pracownikiem na etacie naukowym, bo nauka nie mogłaby się rozwijać bez wątpliwości. Mogę podać wiele przykładów autorytetów naukowych, którzy kwestionują powszechną narrację na temat zmian klimatycznych ale nie sądzę, żeby to Pana/Panią interesowało skoro najważniejszy jest brak wątpliwości z jedynie słusznych źródeł. Tak się zresztą dziwnie składa, że najczęściej tzw. „negacjoniści” to emerytowani klimatolodzy (u nas np. prof. Tadeusz Kowalczak”), którym obecnie rządzący pieniędzmi mogą skoczyć (copyright by Pan Majster). Niektórzy przy okazji ujawniają ciekawe i niewygodne dla ideologów walki z klimatem fakty z działalności uniwersytetów i instytutów.
PS. Zabawne jest, że na podstawie paru słów zarzuca mi Pan/i różne rzeczy, sam/a robiąc dokładnie to samo. W razie potrzeby mogę rozwinąć ale niechętnie, bo nudzi mnie to niezmiernie. Apeluję o trochę oryginalności.