Choć wiadomo, że łatwy i tani dostęp do jedzenia oraz niewielka aktywność fizyczna przyczyniają się w najlepiej rozwiniętych krajach do rozwoju epidemii nadwagi i otyłości, to dyskusyjna jest kwestia wpływu cen wysokokalorycznych produktów, takich jak słodycze czy słodzone napoje (do których odnosić się będzie większość niniejszego artykułu) na rozwój tych schorzeń. W dzisiejszym artykule przedstawiam wyniki badań analizujących wpływ cen słodkich napojów, zwiększonych przez podatek cukrowy, na częstość sięgania po nie. I pośrednio na nadwagę i otyłość.
Podatek cukrowy: czy cena słodyczy wpływa na masę ciała?
Pięć lat temu w czasopiśmie naukowym „BMC Public Health” wydano publikację omawiającą wpływ wzrostu cen słodzonych napojów lub wpływ spadku cen na takie produkty oraz wpływ ich dostępności ze względu na dochody, w kontekście problemu wysokiego BMI (przekładającego się na nadwagę i otyłość). Dane pochodziły głównie z USA, ale też z Meksyku, Brazylii oraz Francji. Wyniki pokazały, że akcyza na słodzone napoje w USA koreluje dodatnio z utratą masy ciała przez osoby, które objął wzrost cen lub z obniżeniem popytu na takie produkty.
Odwrotnie jest, jeśli ceny na słodzone napoje czy wysokoenergetyczne posiłki spadają lub jeśli wyższe dochody pozwalają częściej wybierać je w sklepie (powoduje to wzrost ich konsumpcji). Choć szacuje się, że zmiana cen nie przekłada się na spektakularny efekt, to takie rozwiązanie systemowe, prowadzone razem z m.in. edukacją czy wyraźnym oznaczeniem wysokokalorycznych produktów (typu chipsy, ciastka itp.), że przyczyniają się do rozwoju nadwagi i otyłości, może być przydatnym narzędziem w walce z plagą otyłości.
Cena i dostępność słodyczy a nadwaga i otyłość
Dokładniejsza i nowsza praca, bo sprzed roku, została opublikowana w czasopiśmie naukowym „Health Policy”. Skupiała się na skutkach zdrowotnych po podniesieniu podatków na słodzone napoje oraz na żywność wysokokaloryczną. Wywnioskowano w niej, że omawiana metoda może być skuteczna jako jedno z systemowych rozwiązań problemu. Autorzy podkreślają jednak, że w „momencie pisania tego tekstu większość podatków została niedawno wprowadzona (…). Jedynie Finlandia miała bardzo długą tradycję opodatkowania niezdrowej żywności.” Zwracają także uwagę na różnice w wynikach. Na przykład w Danii stwierdzono spadek spożycia tłuszczów o od 0,9% do 15%. Na Węgrzech zaobserwowano spadek sprzedaży wysokokalorycznych produktów o 27%. W Meksyku korzystna zmiana wyniosła średnio od 5,1% do 6,1%. Najbardziej zauważalna była wśród biedniejszej części społeczeństwa (od 9% do 10,2%).
Bardziej wyraźnie rysuje się efekt dodatkowego opodatkowania słodzonych napojów w Berkeley (Kalifornia, USA). Stwierdzono tam spadek ich konsumpcji aż o 21% wśród osób o niższych dochodach. Co przyrównać można do spadku o 4% w San Francisco i w Oakland (również Kalifornia), gdzie podatku nie wprowadzono. Podatek cukrowy wygląda więc na skuteczny.
Podatek cukrowy a systemowe przeciwdziałanie otyłości
Inne badanie (dotyczące tej samej miejscowości) wskazało spadek sprzedaży dodatkowo opodatkowanych słodzonych napojów o 9,6%. Podczas gdy sprzedaż tych, których zmiana nie objęła, wzrosła o 3,5%. Co ciekawe, autorzy zwracają uwagę na fakt, że dla polityków podatek cukrowy na słodkie, wysokokaloryczne i niezdrowe produkty jest sposobem na dodatkowe pieniądze dla budżetu państwa, stanu czy miasta. Argument zdrowia publicznego jest jednak nie do pominięcia. Analizowane przez autorów publikacji kraje mają wyższe wskaźniki otyłości od średniej światowej.
Warta wspomnienia jest jeszcze nowa praca z tego roku. Ona także sugeruje korzystny wpływ dodatkowych podatków na słodzone cukrem napoje na spadek ich konsumpcji. Podkreśla też, że nie działa to na wszystkie grupy konsumentów. Znaczenie ma np. dostęp terenów przygranicznych do strefy opodatkowanej. Czyli jeśli ktoś ma blisko do sklepów nieobjętych prawnym zwiększeniem cen, ma mniejsze szanse na zmniejszone spożycie kalorii ze słodzonych napojów. Oczywiście niewielkie podniesienie podatków na słodycze czy słodzone napoje (np. czekolada kosztująca dotychczas 3 złotych, kosztowałaby 4 złote; nie chodzi o absurdalnie wyolbrzymione rozwiązania, jak np. zwykła czekolada za 100 złotych) to wyłącznie jedno z systemowych rozwiązań. Nie należy zapominać przy tym o podstawie, czyli edukacji. Jej skutki zobaczymy dopiero po latach, jednak będą trwalsze i bardziej funkcjonalne.
Koszty społeczne nadwagi i otyłości
Do tego, że otyłość przyczynia się do rozwoju wielu różnych chorób – układu ruchu, układu krążenia, układu hormonalnego, chorób nowotworowych – nie trzeba nikogo przekonywać, bo jest to rzecz dobrze już ugruntowana, udokumentowana i spopularyzowana w społeczeństwie. Wciąż jednak brakuje powszechnego zrozumienia tego, jakie skutki społeczne i gospodarcze niesie problem otyłości. A jest co wyjaśniać, bo mowa o bardzo poważnym wpływie na wiele różnych dziedzin.
W USA w roku 2005 koszty leczenia, które były powiązane z otyłością, wyniosły ponad 190 miliardów dolarów. Szacowano też, że w tamtym czasie roczny koszt opieki zdrowotnej w przeliczeniu na jedną osobę jest wyższy o od 656 do 2741 dolarów u osób otyłych. W Australii w latach 2004-2005 osoby otyłe i z nadwagą otrzymały 35,6 miliarda dolarów z dotacji rządowych. Badania potwierdzają też, że otyłość prowadzi do problemów z uzyskaniem pracy. Samo zapewnienie specjalnej infrastruktury dla osoby otyłej jest kosztownym wydatkiem (problem ten dotyczy nie tylko miejsc pracy, ale też ośrodków opieki społecznej i medycznej), który nie jest efektywny. W związku z tym ci, którzy mają problem z otyłością częściej są bezrobotni.
Otyłości trzeba zapobiegać
Otyli częściej biorą też urlopy zdrowotne z powodu niepełnosprawności (a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej otyłość chorobliwą za takową uznał) i częściej składają wnioski o odszkodowania z powodu upadków, które są też dla takich osób wyższe w porównaniu do osób z prawidłowym BMI (Body Mass Index). Dla porównania, w cytowanym badaniu w przeliczeniu na 100 etatów u osób otyłych koszty odszkodowań wynosiły ponad 59 tysięcy dolarów. A u osób nieotyłych ponad 7 i pół tysiąca dolarów. Różnica jest bardzo duża.
Otyłość wiąże się też z kosztami środowiskowymi – wykorzystywanie dodatkowych surowców na infrastrukturę, opiekę, leki itd. jest niekorzystne dla naszej planety. Dla przykładu, w roku 2000 linie lotnicze musiały ponieść dodatkowe 275 milionów dolarów kosztów ze względu na nadmiarowy ciężar osób otyłych, co przekłada się też na emisję gazów cieplarnianych. Ostatecznie jednak na otyłości cierpią nie tylko członkowie całego społeczeństwa i środowisko, ale przede wszystkim chorzy. Wiemy, że otyłość znacznie zwiększa ryzyko wielu zaburzeń zdrowotnych, ale istotnie pogarsza też możliwości rekreacyjne, co ogranicza kontakty społeczne.
Powszechność problemu z otyłością jest uwarunkowana w znacznym stopniu ewolucyjnie (niedostosowaniem ludzi do współczesnej sytuacji nadmiaru łatwo dostępnych kalorii, o czym więcej pisałem tutaj). Ponieważ nasz gatunek i nasi przodkowie kształtowali się przez tysiące i miliony lat w warunkach niedoboru pożywienia, jesteśmy nastawieni na spożywanie wysokokalorycznych i słodkich produktów i gromadzenie zapasów energetycznych w tkance tłuszczowej. Jednak w przeszłości ludzie robili to by przetrwać (mieli też znacznie więcej aktywności fizycznej). Obecnie jest to często jedynie zachcianka, rozrywka, urozmaicanie życia, przed którymi ciężko nam się wzbronić ze względu na nasze instynkty. Dodatkowo, istnieją warianty różnych genów (oraz warianty stopnia ich metylacji), które zwiększają predyspozycje do występowania otyłości.
Podatek cukrowy wart rozważenia
Musimy pamiętać, że jeśli w grę wchodzą fundamentalne zachowania będące odpowiedzią na nasze podstawowe potrzeby, to trudno jest je powstrzymać. Pomimo tego, że są dla nas destrukcyjne. Nawet jeśli okoliczności cywilizacyjne sprawiają, że rozprawienie się z głodem to kwestia wyjścia na kilka minut do sklepu po bułki, a nie jak w przeszłości – często wielogodzinnej pracy – to brak czasu na przystosowanie się do tej sytuacji w skali ewolucyjnej daje się nam we znaki. Dlatego ważne jest systemowe wsparcie w rozwiązaniu problemu. Bo w takich kwestiach mówienie o wolnej woli jest w znacznym stopniu motywowane jedynie myśleniem życzeniowym.
Politycy opierający się na dowodach (niezależnie od tego czy prawicowi czy lewicowi) powinni natomiast brać pod uwagę badania naukowe. Zwłaszcza te dobrze ugruntowane, i idące z nich wnioski wcielać w życie. Warto pamiętać też, że obciążenie w walce z otyłością powinno być przeniesione także na duże korporacje sprzedające słodycze czy słodzone napoje i inne produkty wysokokaloryczne, których spożycie w dominującym stopniu jest przyczyną nadwagi i otyłości, ponieważ koncerny te w bardzo dużym stopniu odpowiedzialne są za obecną epidemię otyłości.
Prowadzenie bloga naukowego wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc stworzyć profil na Patronite, gdzie w prosty sposób możecie ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą. Jednak przy wsparciu wielu z Was staje się realnym, finansowym patronatem bloga.
Literatura
Maria A. Cabrera, et al. „Evidence that a tax on sugar sweetened beverages reduces the obesity rate: a meta-analysis.” BMC public health (2013).
Niek Sieds Klazinga et al. „The taxation of EDFs and SSBs: an overview of patterns observed in the policy content and policy context of 13 case studies”. Health Policy (2017).
Cawley, John, and Chad Meyerhoefer. „The medical care costs of obesity: an instrumental variables approach.” Journal of health economics (2012).
Cawley, John, et al. „The Economics of Taxes on Sugar-Sweetened Beverages: A Review of the Effects on Prices, Sales, Cross-Border Shopping, and Consumption”. Annual review of nutrition (2019).
Colagiuri, Stephen, et al. „The cost of overweight and obesity in Australia.” Med J Aust (2010).
Bonnet, Céline, and Vincent Requillart. „Does the EU sugar policy reform increase added sugar consumption? An empirical evidence on the soft drink market.” Health Economics (2011).
Johansson, Edvard, et al. „Obesity and labour market success in Finland: the difference between having a high BMI and being fat.” Economics & Human Biology (2009).
Claro, Rafael M., et al. „Sugar-sweetened beverage taxes in Brazil.” American journal of public health (2012).
Barquera, Simon, et al. „Energy intake from beverages is increasing among Mexican adolescents and adults.” The Journal of nutrition (2008).
Puhl, Rebecca, and Kelly D. Brownell. „Bias, discrimination, and obesity.” Obesity research (2001).
Neovius, Kristian, et al. „Obesity status and sick leave: a systematic review.” Obesity reviews (2009).
Østbye, Truls, John M. Dement, and Katrina M. Krause. „Obesity and workers’ compensation: results from the Duke Health and Safety Surveillance System.” Archives of internal medicine (2007).
Dannenberg, Andrew L., Deron C. Burton, and Richard J. Jackson. „Economic and environmental costs of obesity: the impact on airlines.” American journal of preventive medicine (2004).
Eee a nie ma jeszcze szczepionki na otyłość?!!! Naprawdę dziwne… W dobie dobrodziejstwa szczepień???? Dołożymy kolejną,serio, jedna szczepionka w te czy tamtą stronę, nie ma znaczenia.A najlepsza metoda na otyłość? O wiadro mniej!
Na głupotę jak widać też jeszcze nie wyprodukowano szczepionek, a szkoda – w dobie dobrodziejstwa szczepień…
Podniesienie podatków na słodycze nie obniży problemu otyłości, tak jak podniesienie podatków na alkochole nie zmniejszyło problemu alkocholizmu i pijaństwa, a podatków na paliwa nie zmniejszyło globalnego ocieplenia.
Natomiast dla polityków to świetny oręż w walce o nasze pieniądze i z naszą wolnością!
Jeśli dobrze zrozumiałem artykuł, podniesienie podatków na słodycze obniżyło już problem otyłości – tam, gdzie je wprowadzono. Mówimy więc o czasie przeszłym, a nie przyszłym.
Jeśli chodzi zaś o alkoholizm czy paliwo/zmiany klimatu, to rzeczywiście – ciekawe byłoby zobaczyć analogiczne badania w tym temacie.
Badania mówią co innego ale gość który nie potrafi napisać alkohol bez orta wie lepiej.
Czy badania mówiły cokolwiek o wybieraniu słodyczy gorszej jakości po wprowadzeniu podatków?
Walka z otyłością przez biedę. No zajebiście. xD Skąd inspiracja do takich badań? Z Afryki czy Korei Północnej? To jest właśnie ta niebezpieczna granica socjalizmu, który prowadzi państwo do traktowania obywateli jak bydło hodowlane. Przypominam, że wszyscy i tak umrzemy, nie każdy musi mieć jako priorytet żyć jak najdłużej i jak najzdrowiej. Niektórzy po prostu chcą żyć jak najprzyjemniej i jedną z dróg takiego życia może być właśnie otyłość. A koszty leczenia? No a co, czy grubi ludzie nie płacą składek na toż ubezpieczenie? Najpierw zmuszacie ich do płacenia składek, a potem chcecie wszystkiego zabronić, by obniżać koszty. xD Pewnie jak doszukacie się ekonomicznych powodów zwalczania homoseksualizmu, ateizmu czy feminizmu to też zaproponujecie gnębienie takich osób przez państwo, bo przecież wolność nie ma tu żadnego znaczenia.
Skąd wniosek, że przez biedę? Dopowiadasz sobie.
No a czym innym jest obniżanie siły nabywczej obywateli przez sztuczne zawyżanie cen produktów spożywczych? To ja bez tych durnych badań mogę w ciemno powiedzieć, że jak kogoś nie stać na jedzenie, to będzie chudszy, co to za odkrycie? Nie mieści się w moim systemie wartości takie podejście państwa do ludzi, jakie w tym tekście zostało zaprezentowane. Edukacja – tak, zakazy, podatki i inne ograniczenia wolności – nie, szczególnie jeśli za wyznacznik słuszności przedstawia się rachunek ekonomiczny, aż włos się jeży na samą myśl co jeszcze "naukowcy" mogą uznać za warte wdrożenia, bo tak im wyjdzie z obliczeń matematycznych.
Mogę też w ciemno powiedzieć, że problemem znakomitej większości grubych ludzi jest to, że nikt im nigdy nie powiedział jak skomponować zdrową i zrównoważoną dietę. Po prostu. Ja sam przez cały okres edukacji od przedszkola do końca studiów nie miałem ani jednego przedmiotu, który choćby w najmniejszej części taką wiedzę przekazał. Byłem niejadkiem toteż ta niewiedza nie doprowadziła mnie do żadnej katastrofy, niemniej dopiero z własnej inicjatywy, gdy wciągnąłem się w siłownię, poznałem tajniki komponowania diety, liczenia kalorii i makro składników. Prościzna, dziś mimo że praktycznie codziennie wizytuję w macu to wiem co zamówić i ile by zaspokoić wszystkie potrzeby organizmu oraz się przy tym nie utuczyć. Znam natomiast masę osób na tzw. "diecie" co to owszem, unikają wszystkiego stereotypowo uważanego za tuczące, jak właśnie fast foody, słodycze (choć już np. drożdżówki czy pączka za słodycze nie uważają xD) itp, ale już na obiad codziennie koryto kartofli, golona i czteropak na popicie. I im się naprawdę wydaje, że jedzą zdrowo, bo w domu i zgodnie z tradycją.
Podniesienie podatków generuje biedę bo ZAWSZE uderza w najbiedniejszych, często pośrednio, ale zawsze. Więc Caban niczego sobie nie dopowiada tylkonopiera się na doświadczeniu życiowym (choć pewnie dla "naukowców" nje jest ono żadnym argumentem).
Serio, nie widzi Pan związku? No tak, trudno to dostrzec, skoro nadal jest pan na garnuszku mamusi i nie ma Pan rodziny na utrzymaniu?
"Mogę też w ciemno powiedzieć, że problemem znakomitej większości grubych ludzi jest to, że" – skoro uważasz, że Twoje domysły są lepsze od "durnych badań" to nie wiem po co w ogóle dyskutować.
@ŁUKASZ SAKOWSKI
Przecież nie podważam wyników tych badań, tylko uważam je za taką oczywistość, że nie rozumiem sensu ich wykonywania. Znacznie wartościowsze byłyby badania mówiące o przyczynach tycia ludzi, którzy grubi wcale być nie chcą, ale i tak w ciemno mogę powiedzieć, że będzie to brak edukacji. Czemu? Dlatego, że sam przechodząc przez wszystkie szczeble edukacji z taką wiedzą się nie zetknąłem, a programy nauczania są chyba takie same dla wszystkich szkół i uczniów, stąd nie jest to kwestia osobistego doświadczenia. To jest problem systemowy, a nie, że ludzi na zbyt dużo stać i żrą bez namysłu. Co więcej, wiele otyłych osób próbuje się odchudzać, ale robi to w stereotypowy sposób, przez co nieskutecznie i błędnie. Panuje jakiś mit, że tuczy tylko "złe" jedzenie (jak to z notki), natomiast "zdrowe", polskie, domowe można pochłaniać w dowolnych ilościach.
Przecież o przyczynach również jest tutaj napisane. Łatwa dostępność wysokokalorycznych pokarmów. Rozwiązanie podatkowe właśnie to ogranicza – działa na bezpośrednią przyczynę. Edukacja swoją drogą, też jest ważna, ale nigdzie przecież nie pisałem, że nie jest.
Ja tu to tylko zostawię:
https://www.mp.pl/pacjent/dieta/aktualnosci/159045,status-spoleczny-wplywa-na-zachowania-zdrowotne
Nie zgadzam się w kwestii akcyzy na słodycze. Problem trzeba podejść z innej strony, mianowicie – składki NFZ powinny być zależne od stopnia otyłości lub jego braku tj. grubi płacą więcej, bo są większym obciążeniem dla budżetu; zdrowi – normalni, płacą mniej lub regularne stawki w związku z tym, że o siebie dbają.
Juz takie przymiarki byly. Np ludzie majacy predyspozycje genetyczne do pewnych chorob mialyby placic wiecej. Bo niby czym rozni sie otylosc od innych chorob? To nie jest tak ze otyly po prostu jest taki bo je wiecej. Jest to czesto dziedziczne oprocz genow takze poprzez m.in. flore jelitowa, na co sa tez badania.
Tak wiec czesc ludzi uwaza ze skladka powinna zalezec od masy ciala, ale od prawdopodobienstwa zachorowania na raka juz nie. I gdzie tu sprawiedlosc?
W sumie mam wątpliwość. Co do zasady serce podpowiada mi, że różnicowanie składek ubezpieczeniowych ze względu na predyspozycje do różnych chorób nie jest sprawiedliwe. W końcu jest to coś, na co w znacznej mierze pacjent nie ma wpływu.
Z drugiej strony – nikt nie widzi niczego zdrożnego w różnicowaniu składek dla innych ubezpieczeń, np. komunikacyjnych. Tu też na wiele czynników nie ma "pacjent" wpływu – na to, że w jego mieście jest wyjątkowo dużo stłuczek, na to że ma 20 lat i jest w wysokiej grupie ryzyka itd. Też można by to uznać za niesprawiedliwe.
Pytanie zatem, czy bardziej niesprawiedliwe jest dodatkowe obciążanie osób, które faktycznie generują wyższe ryzyka, czy może wyższe obciążanie osób nie generujących ryzyk w imię rekompensaty za osoby o większym ryzyku ubezpieczeniowym? Gdzie przebiega granica solidaryzmu społecznego? A może kluczem jest ubezpieczyciel (państwowy/prywatny)?
Podniesienie składki zdrowotnej dla otyłych nie jest najlepszym pomysłem, bo wcale nie spowoduje zmniejszenia ilości nowych przypadków. Profilaktyka powinna być ważniejsza niż wzrost składek u osób, które już cierpią na otyłość. Niestety walka z otyłością nie jest łatwa, wymaga pomocy wielu specjalistów. Akcyza na słodycze ma działanie profilaktyczne.
Jeśli zaś chodzi o wpływ flory jelitowej na otyłość to po pierwsze – to dieta wpływa na florę, która potem wpływa na metabolizm i ewentualną predyspozycję do odkładania tkanki tłuszczowej, nie na odwrót. Oznacza to, że zmiana nawyków żywieniowych może zmienić także florę jelitową. Po drugie nie mamy jeszcze dostatecznie dużo danych, by z całą pewnością stwierdzić, że flora jelitowa jest niezależnym czynnikiem predyspozycji do otyłości. Nawet jeśli będzie to potwierdzone, to nigdy nie będzie to jedyna przyczyna. Przykro mi, ale nadmiar kalorii spożywanej w stosunku do kalorii spalonych to główna przyczyna otyłości. Nikt mi nie wmówi, że aktualnie mamy epidemię różnego rodzaju chorób genetycznych i metabolicznych, które predysponują do nadwagi i otyłości, a które nie miały wpływ na średnią masę ciała człowieka jeszcze 100-200 lat temu.
A chudzi powinni dostawac pieniadze od NFZ-u. Tak samo jak nie palacy. Bodziec ekonomiczny gora!
Nawet jeśli walka z otyłością przez podatki jest skuteczna, to na pewno nie jest etycznie słuszna. Nie można ludziom odbierać prawa do obżerania się ponad miarę tylko dlatego, że nam się to nie podoba.
Oczywiście linie lotnicze powinny mieć prawo do odpowiedniej wyceny biletów. Pasażer wchodzi na wagę razem z bagażem i — jeśli limit przekracza — płaci więcej.
Tu nie chodzi o to czy się podoba czy nie, ale jakie są tego koszty. I ja etycznie bym tego projektu nie oceniał w taki sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyniki.
Poniższy fragment absolutnie jest polityczny:
"Warto pamiętać, że obciążenie powinno być przeniesione także na duże korporacje […]"
Bo to czy "powinno" czy też "nie powinno" nie wynika z badań naukowych a z poglądu. Naukowe jest jedynie udowodnienie, że konkretny skutek -> konkretna przyczyna. Rozstrzelanie wszystkich ludzi z BMI wyższym niż 30 również ograniczy odsetek ludzi otyłych (potrzeba na to dowodu naukowego?), i wcale nie oznacza to, że "powinno" się tak zrobić.
Nawiązując do komentarzy,jakoby podatki na słodzone napoje powodowały czyjąś biedę, to nie uważam, żeby te produkty były niezbędne w diecie czlowieka. Dorabianie do tego jakichś socjalistycznych tresci jest w ogóle bez sensu. Uważam jednak, że politycy będą próbować opodatkowywać co raz to nowe produkty, argumentując to dobrem społeczeństwa. Działania polityków nie były jednak przedmiotem artykułu.
Jeśli chodzi o edukację w dziedzinie zdrowego odżywiania, zgadzam sie. Należy edukowac. Część społeczeństwa jest jednak odporna na wszelkiego rodzaju edukację i wzrost ceny może zmusić ich do ograniczenia spożycia wysoko słodzonych napojów.
Postaram sie wesprzec troche autora bloga i grafike, ktora wywolala wiele kontrowersji na facebooku.
1. Nie wiem czemu kuce tak uczepily sie tego podatku. Przeciez sami w podobny sposob argumentuja korzysci z legalizacji marihuany czy innych naroktykow, mowiac, ze z zyskow z akcyzy bedzie mozna leczyc uzaleznionych. Tutaj jest tak samo – zyski z podatku jakim oblozone beda slodycze, beda mogly isc na leczenie osob z otyloscia i powodowanymi przez nia chorobami.
2. Otylosc czy nadwaga czasem sa wynikiem, chorob, czasem stylu zycia i diety, ALE w tym drugim przypadku – nie zawsze zamierzonym. Producenci sypia cukier wszedzie gdzie sie da, do keczupow, sosow, czy innych produktow, faszeruja zywnosc roznym syfem, tluszczami i innymi badziewiami, ktore potem przekladaja sie na problemy z waga, co nie zawsze jest swiadomym wyborem konsumenta. Dlatego, tutaj tez sa potrzebne rozwiazania systemowe, dotyczace kontroli zywnosci.
3. Podatek na konkretne produkty (w tym przypadku slodycze) jest niepomiernie bardziej etyczny od postulowanych tutaj przez komentujacych oplat za pasazera z nadwaga albo wyzszych skladek zdrowotnych, bo nie dyskryminuje jednostki, tylko przyczyne choroby.
4. Nadwaga czy "plus size" to jedno, ale choroby jak cukrzyca lub miazdzyca to cos zupelnie innego. Ktos moze nie zdawac sobie sprawy, ze kiepska dieta ma przelozenie nie tylko na wyglad (ktory mozna zmienic), ale tez na choroby, ktore zostaja do konca zycia. Dlatego potrzebne jest zarowno uswiadamianie poprzez edukacje i kampanie spoleczne, tak samo jak rozwiazania systemowe, ktore beda chronic osoby do ktorych ta wiedza nie dotrze.
Moim zdaniem zwiększanie podatków na słodycze było by nieetyczne ponieważ dlaczego zdrowa osoba, która od czasu do czasu zje batonik ma płacić więcej za czyjeś złe nawyki żywieniowe. Po drugie przypomina mi się dowcip jak Jasio słyszy w TV że wzrośnie akcyza na alkohol. Biegnie do taty i pyta "Tato akcyza wzrośnie czy będzięsz teraz mniej pił?" A ojciec "Nie synu to znaczy że będziesz mniej jadł". Mam na myśli to że jeżeli ktoś lubi się objadać to wyższa cena go nie zrazi poprostu zrezygnuje z czego innego. Po trzecie sama żywność w Polsce jest bardzo droga w sklepie kupi się kilka rzeczy na śniadanie coś na obiad i już nie ma dniówki co jest absurdalne. Więc dokładanie kolejnych podatków nawet w szczytnym celu było by przesadą. Lepiej jest ludzi edukować o prawidłowym żywieniu.
Podatki nie są dobrym rozwiązaniem, bo uderzają w najbiedniejszych. Kto i tak ma kasę ten nawet tak bardzo nie odczuje wzrostu cen. A biedni będą musieli zrezygnować z kolejnej rzeczy w swoim życiu. Albo będą szukać tańszych i przez to gorszych jakościowo produktów, przez co ich stan zdrowia zamiast się poprawiać to sie będzie pogarszać. Zamiast zwiększać cenę np. wysokocukrowych napojów powinno się zmniejszać cenę rzeczy zdrowszych. A zamiast podnosić cenę czekolady to robić jakieś regulacje, by koncerny nie mogły sprzedawać produktów, gdzie cukier jest sztucznie dodawany mimo że nie jest potrzebny (np. w keczupie), bo jak ktoś kupuje czekoladę to i tak wie, że tam jest cukier i chce tego, a wiele osób zapycha się nieswiadomie cukrem nawet bez jedzenia słodyczy. A autor bloga jednak powinien się trzymać bardziej nauki, a mniej polityki, bo naprawdę to nie jest dobre podejście.
O to, to. Niby nie ma różnicy, czy szklanka jest do połowy pełna, czy pusta, ale jednak znacznie lepiej i etyczniej wygląda choćby taki program 500+ na każe dziecko, niż 500- dla bezdzietnych w postaci bykowego. Państwo może promować pewne pozytywne postawy i dyskusja może się toczyć na temat tego co jest na dany moment potrzebne i pozytywne (akurat uważam, że promowanie dzietności w obliczu galopującej automatyzacji to bardzo zły pomysł, ale chodzi tylko o przykład). Państwo nie powinno natomiast karcić nikogo za ewentualne szkodzenie samemu sobie, bo to państwo jest dla ludzi, a nie ludzie dla państwa, nie życzę sobie być traktowany jak trzoda chlewna ani uszczęśliwiany na siłę.
Natomiast co do cukru to przede wszystkim należy edukować. Polacy wciąż żyją mitami z połowy ubiegłego wieku i jest to zasługa propagandy PRL ("Matko, nie żałuj dziecku cukru", "Cukier krzepi!", "Cukier wzmacnia kości", "Cukier to najskuteczniejszy środek odżywczy" i inne hasła z plakatów z tamtego okresu mające ukryć biedę i niedobór innych potraw). Panuje powszechne przekonanie, że tłuste = niezdrowe, nikt natomiast nie sprawdza w tabeli składników odżywczych węglowodanów, w tym przede wszystkim cukrów prostych. Masa osób żyje też mitem zdrowych owoców i wyciskanych z nich soków, najlepiej wolnoobrotową wyciskarką, podczas gdy ich nadmiar, a w szczególności spożycie dużej ilości soku na raz może być równie szkodliwe w skutkach co cukierki i cola, a nawet gorsze. Marketing bezlitośnie wykorzystuje tę niewiedzę i wciska ludziom truciznę reklamując ją wręcz jako lekarstwo, jak te różne przecukrzone serki homogenizowane, płatki-fit itp. Niektóre z tych działań ocierają się o oszustwo i odpowiednie instytucje powinny się temu przyjrzeć, np. tak jak to było z Actimelem (też sam cukier swoją drogą).
Przytaczane metastudy jest na szczęście dostępne w internecie i można je przeczytać i odkryć, że… autor chyba przeczytał tylko abstrakt.
Więcej tutaj, przechodzimy przez wszystkie badania z cytatami: https://www.facebook.com/wokoolski/photos/a.316555198705234/746594979034585/
Powodzenia w walce z antyszczepionkowcami. I w uważnym czytaniu cytowanych badań!
Dziękuję za komentarz, to co uznałem za słusznie skrytykowane już poprawiłem. 🙂
W sensie z czym konkretnie się Pan nie zgadza? Że badań o wpływie na otyłość jest tylko 5 a nie 9? I że tylko 2 potwierdzają wpływ pozytywny, 2 stwierdzają brak efektu a 1 wpływ negatywny?
Czytał Pan te badania w ogóle?
Kiedy kolejny artykuł? Za rzadko pojawiają się nowe.
Zasada ogólna: podnoszenie cen nie rozwiązuje problemów, lecz je tworzy. Zwłaszcza w Polsce, gdzie wszystko jest za drogie w stosunku do płac – o czym można się przekonać, jadąc za granicę. W Niemczech zarobki są czterokrotnie wyższe, a ceny dwukrotnie, a czasem nawet zbliżone do "polskich".
Pozdrawiam.
Zdrowe jedzenie jest drogie, śmieciowe jest tanie. 100 lat temu bogacz miał wielki brzuch, dziś tłuszczyk wylewający się spod ubrania to oznaka niedostatku.
Ale podniesienie cen na tzw. śmieciowe jedzenie, definiowane jako słodzone napoje, chipsy, fast food) nie spowoduje że osoby niezamożne przestawią się na warzywa, owoce, ryby, chudy nabiał, kasze itp.
Bo może nie kupią chipsów, batonów i coli, ale podstawę wyżywienia będą stanowić proste węglowodany, tanie mięso i tani nabiał.
Biały chleb, produkty z białej maki, biały ryż itp są sporo tańsze do produktów pełnoziarnistych, brązowy ryz to w ogóle jakieś szaleństwo, 3 razy droższy od białego. Dla mnie to nie jest znacząca różnica, wydać 5 zł czy 15, ale dla wielu rodzin to rozrzutność.
Maka pszenna razowa 1 kg kosztuje ok 4 zł, biała maka oczyszczona ok 1,50. Z czego zrobimy naleśniki? Do tego nie świeże owoce, bo drogie, nie szpinak z fetą albo kozim serem, bo to już rozpusta, ale homogenizowany serek waniliowy albo dżem z tych najtańszych (50g owoców na 100g produktu, cukier, pektyna). Pierogi, kluski, tani makaron, sosy zaciągane mąką, to tego tanie wędliny "wysokowydajne", produkty seropodobne, jogurty i serki owocowe (bywają TAŃSZE niż naturalne). Półki są tym zalane i ta niewidoczna większość społeczeństwa, której nie stać na awokado a ostatnio nawet na kapustę i brokuła, żywi się tym na co dzień.
W sobotę zrobiłam zakupy na rynku na cały tydzień (bo, w odróżnieniu od wolnych ptaków, w ciągu tygodnia skazana jestem na supermarkety i ich nadwiędłą ofertę). Kupiłam tak, żeby zjeść ze trzy razy dziennie jakieś warzywa, trochę owoców, kg ogórków na małosolne. Zapłaciłam 120zł na dwie osoby. Tylko lokalne, sezonowe produkty. Sporo, ale jeszcze mnie stać. Wielu nie stać na takie frykasy jak czereśnie czy fasolka szparagowa.
Podatki na chipsy i colę niczego nie rozwiążą.
Rozwiązaniem są podatki na używane do produkcji składniki, które w efekcie podniosą cenę produktu lub w przypadku producentów chcących konkurować na rynku spowodują wprowadzenie alternatyw lub zmniejszenie ilości. Syrop glukozowo-fruktozowy – używany w zasadzie wszędzie – powinien być opodatkowany bardzo wysoko. Zmniejszenie w produktach zawartości takiego dodatku wpłynie na zdrowie a nie koniecznie podniesie cenę końcową, jeżeli producenci zastąpią taki syrop czymś mniej szkodliwym. Olej palmowy – kolejny na liście i wiele innych, szkodliwych w nadmiarze. To są rozwiązania systemowe i takie mają szansę się powieźć.
Z jakiej aksjologii wywodzisz wniosek, że koszty społeczne trzeba niwelować i wprowadzać systemowe rozwiązania? Gdzie tu nauka? To już ideologia, traktujesz człowieka jak politycy czyli trybik w maszynie, który ma sprawnie działać, bo to tego jest? Nie liczą się jego osobiste wybory tylko ma być użyteczny, a nie przynosić koszty społeczeństwu? Ludzie otyli też płaca podatki i ubezpieczenia, nie są utrzymywani przez innych. Tak to jest problem, ale to jest problem tych ludzi a nie państwa. A zasłanianie się w tym miejscu nauką jest obrzydliwe.
Otyłość czy alkoholizm to nie jest problem cen słodyczy czy alkoholu, to choroba w głównej mierze psychiczna, którą należy leczyć. Podatki nie są lekiem na wszystko.