Dzisiejszy artykuł jedynie pośrednio dotyka spraw naukowych, ale jest bardzo ważny w kontekście dyskutowania o nich. Napiszę o coraz bardziej nasilającym się moim zdaniem problemie, który uniemożliwia prowadzenie rozmów, a za to często prowadzi do niepotrzebnych kłótni. Chodzi o doszukiwanie się na siłę różnych negatywnych zjawisk tam, gdzie ich zdecydowanie nie ma, takich jak transfobia, obraza uczuć religijnych, fat-shaming czy homofobia.
Dla dokładniejszego zarysowania
problemu posłużę się kilkoma przykładami. Niedawno opublikowałem na Facebooku
mój artykuł o tym, czy para jednopłciowa mogłaby mieć wspólne, biologiczne
dziecko. Chodziło o dwie osoby tej samej płci w porządku biologicznym-genetycznym,
który należy rozróżniać od porządku społecznego i płci kulturowej czy
charakterystycznych płciowych ról społecznych. Pisałem o sytuacji, kiedy oboje z
partnerów produkują te same gamety (lub są zdolni do ich produkcji; mogliby je
produkować gdyby np. nie leki hormonalne czy usunięcie narządów rozrodczych
itd., nie wgłębiając się w skrajnie rzadkie, zawiłe sytuacje prowadzące do
niepłodności lub bezpłodności) czyli plemniki lub oocyty. Za używanie takich pojęć, jak płeć
biologiczna czy płeć genetyczna zostałem wówczas oskarżony o transfobię, czyli
dyskryminowanie osób transpłciowych. Trudno znaleźć uzasadnienie dla takiego
podejścia, bo ani transseksualistów nie obraziłem, ani nie odmawiałem im
człowieczeństwa czy prawa do leczenia poprzez korektę płci, a nawet w ogóle o pojęciu
transseksualizmu nie pisałem. Mam świadomość tego, że mówienie do osoby
zmieniającej płeć (lub po korekcie płci) według jej biologicznej-genetycznej
płci jest nie na miejscu (czyli mówienie do kobiety transseksualnej per „Pan” i
do mężczyzny transseksualnego per „Pani”) i może być krzywdzące, tyle że ja
tego nie zrobiłem i sam to potępiam. Z kolei realnym problemem dyskryminacji
osób transpłciowych – często wynikającym z niewiedzy, a nie złej woli, co też
trzeba mieć na uwadze – może być np. utrudniony dostęp do niektórych badań,
takich jak mammografia.
problemu posłużę się kilkoma przykładami. Niedawno opublikowałem na Facebooku
mój artykuł o tym, czy para jednopłciowa mogłaby mieć wspólne, biologiczne
dziecko. Chodziło o dwie osoby tej samej płci w porządku biologicznym-genetycznym,
który należy rozróżniać od porządku społecznego i płci kulturowej czy
charakterystycznych płciowych ról społecznych. Pisałem o sytuacji, kiedy oboje z
partnerów produkują te same gamety (lub są zdolni do ich produkcji; mogliby je
produkować gdyby np. nie leki hormonalne czy usunięcie narządów rozrodczych
itd., nie wgłębiając się w skrajnie rzadkie, zawiłe sytuacje prowadzące do
niepłodności lub bezpłodności) czyli plemniki lub oocyty. Za używanie takich pojęć, jak płeć
biologiczna czy płeć genetyczna zostałem wówczas oskarżony o transfobię, czyli
dyskryminowanie osób transpłciowych. Trudno znaleźć uzasadnienie dla takiego
podejścia, bo ani transseksualistów nie obraziłem, ani nie odmawiałem im
człowieczeństwa czy prawa do leczenia poprzez korektę płci, a nawet w ogóle o pojęciu
transseksualizmu nie pisałem. Mam świadomość tego, że mówienie do osoby
zmieniającej płeć (lub po korekcie płci) według jej biologicznej-genetycznej
płci jest nie na miejscu (czyli mówienie do kobiety transseksualnej per „Pan” i
do mężczyzny transseksualnego per „Pani”) i może być krzywdzące, tyle że ja
tego nie zrobiłem i sam to potępiam. Z kolei realnym problemem dyskryminacji
osób transpłciowych – często wynikającym z niewiedzy, a nie złej woli, co też
trzeba mieć na uwadze – może być np. utrudniony dostęp do niektórych badań,
takich jak mammografia.
Przeczytaj także: Czy para mężczyzn mogłaby mieć wspólne,
biologiczne dziecko?
biologiczne dziecko?
Inny, głośniejszy przykład dotyczył mojego postu na Facebooku o normalizacji nadwagi i otyłości oraz
artykułu, który kilka dni później na ten temat opublikowałem, by pogłębić i
doprecyzować temat. Napisałem w nim, że otyłość jest chorobą, a nadwaga nie jest
prawidłowym stanem organizmu i może się wiązać z problemami zdrowotnymi oraz
zwiększać ryzyko zachorowania na otyłość; że promowanie pozytywnej wizji bycia
otyłym jest szkodliwe. Przytoczyłem badania sugerujące, że dążenie do
postrzegania nadwagi i otyłości jako czegoś normalnego, prawidłowego i
właściwego (co nazywa się normalizacją) może skutkować pogłębianiem się tych
problemów w społeczeństwie. Zaznaczałem jednocześnie, że nie chodzi o
piętnowanie ludzi z nadmiarem masy tkanki tłuszczowej. Zacytowałem też badania
pokazujące, że młodzież myśląca, że ma nadwagę lub faktycznie ją mająca, częściej
rozważa próby samobójcze, co zrobiłem aby nie podsycać niechęci do ludzi z
takimi problemami oraz pokazać absurdalność zarzutów, że chodziło mi o
wzbudzenie nienawiści. Podkreślałem również, że dyskryminacja kogoś ze względu
na nadwagę i otyłość jest czymś niewłaściwym. Mimo to wylała się na mnie fala
mowy nienawiści, włącznie z groźbami pobicia oraz nazywaniem mnie faszystą
chcącym mordować otyłych. Sytuacja, choć z mniejszym nasileniem, powtórzyła się gdy popularny profil feministyczny „Dziewuchy Dziewuchom” opublikował serię dezinformujących grafik o tym, że otyłość nie powoduje innych chorób itp., co również krytycznie skomentowałem.
artykułu, który kilka dni później na ten temat opublikowałem, by pogłębić i
doprecyzować temat. Napisałem w nim, że otyłość jest chorobą, a nadwaga nie jest
prawidłowym stanem organizmu i może się wiązać z problemami zdrowotnymi oraz
zwiększać ryzyko zachorowania na otyłość; że promowanie pozytywnej wizji bycia
otyłym jest szkodliwe. Przytoczyłem badania sugerujące, że dążenie do
postrzegania nadwagi i otyłości jako czegoś normalnego, prawidłowego i
właściwego (co nazywa się normalizacją) może skutkować pogłębianiem się tych
problemów w społeczeństwie. Zaznaczałem jednocześnie, że nie chodzi o
piętnowanie ludzi z nadmiarem masy tkanki tłuszczowej. Zacytowałem też badania
pokazujące, że młodzież myśląca, że ma nadwagę lub faktycznie ją mająca, częściej
rozważa próby samobójcze, co zrobiłem aby nie podsycać niechęci do ludzi z
takimi problemami oraz pokazać absurdalność zarzutów, że chodziło mi o
wzbudzenie nienawiści. Podkreślałem również, że dyskryminacja kogoś ze względu
na nadwagę i otyłość jest czymś niewłaściwym. Mimo to wylała się na mnie fala
mowy nienawiści, włącznie z groźbami pobicia oraz nazywaniem mnie faszystą
chcącym mordować otyłych. Sytuacja, choć z mniejszym nasileniem, powtórzyła się gdy popularny profil feministyczny „Dziewuchy Dziewuchom” opublikował serię dezinformujących grafik o tym, że otyłość nie powoduje innych chorób itp., co również krytycznie skomentowałem.
Jest jeszcze jeden tego rodzaju
wątek, który powtarza się na moim profilu regularnie, a dotyka kwestii uczuć
religijnych. W tym wypadku moi krytycy, przeciwnicy i hejterzy z reguły
pochodzą bardziej z „prawej” strony niż z „lewej” (jak w poprzednich
przykładach), ale zasadniczo robią z reguły to samo, tak samo i w tym samym lub
podobnym celu. Wystarczy, że wrzucę cokolwiek nawiązującego do religii – choćby
zdjęcie, infografikę czy mem, które krytykują lub obśmiewają religijną
pseudonaukę związaną np. z kreacjonizmem (negowaniem zachodzenia zjawiska
ewolucji biologicznej) albo homoseksualizmem (twierdzeniem, że homoseksualizm
to choroba i że można go leczyć) – i od razu pojawiają się zarzuty o
dyskryminację katolików, chrześcijan lub o obrazę uczuć religijnych. W przypadkach
tych również dochodzi o nadinterpretacji, a nawet dopowiedzeń, tak jak w
sprawie rzekomej transfobii i fat-shamingu. Ciekawe jest, że gdy publikowałem
wartościowe cytaty z Biblii (np. na temat miłości), tzw. „wojujący” ateiści
zarzucali mi promowanie religii i dyskryminację ateistów. Zdarzenie to także po
części wiążę z opisywanym przeze mnie w niniejszym artykule zjawiskiem.
wątek, który powtarza się na moim profilu regularnie, a dotyka kwestii uczuć
religijnych. W tym wypadku moi krytycy, przeciwnicy i hejterzy z reguły
pochodzą bardziej z „prawej” strony niż z „lewej” (jak w poprzednich
przykładach), ale zasadniczo robią z reguły to samo, tak samo i w tym samym lub
podobnym celu. Wystarczy, że wrzucę cokolwiek nawiązującego do religii – choćby
zdjęcie, infografikę czy mem, które krytykują lub obśmiewają religijną
pseudonaukę związaną np. z kreacjonizmem (negowaniem zachodzenia zjawiska
ewolucji biologicznej) albo homoseksualizmem (twierdzeniem, że homoseksualizm
to choroba i że można go leczyć) – i od razu pojawiają się zarzuty o
dyskryminację katolików, chrześcijan lub o obrazę uczuć religijnych. W przypadkach
tych również dochodzi o nadinterpretacji, a nawet dopowiedzeń, tak jak w
sprawie rzekomej transfobii i fat-shamingu. Ciekawe jest, że gdy publikowałem
wartościowe cytaty z Biblii (np. na temat miłości), tzw. „wojujący” ateiści
zarzucali mi promowanie religii i dyskryminację ateistów. Zdarzenie to także po
części wiążę z opisywanym przeze mnie w niniejszym artykule zjawiskiem.
Przeczytaj także: Nadwaga i otyłość. Czy piętnowanie osób
otyłych zmniejsza problem otyłości? Czy normalizacja nadwagi jest szkodliwa
społecznie?
otyłych zmniejsza problem otyłości? Czy normalizacja nadwagi jest szkodliwa
społecznie?
Naciągane dopatrywanie się czegoś
negatywnego, czego nie ma, albo wręcz bezpośrednie oskarżanie o to, może mieć
różne przyczyny. Czasem jest to po prostu narzędzie – instrumentalne
wykorzystanie fałszywych zarzutów ze względu na konflikty personalne. Niektórzy
robią tak, aby ukryć w ten sposób swój brak argumentów lub zasłaniają się
poczuciem rzekomej dyskryminacji, by przykryć złe wrażenie czegoś co zrobili
lub powiedzieli, a z czego trudno im się wycofać (np. obrażenie kogoś, a potem
usprawiedliwianie sobie tego pod pretekstem rzekomego bycia ofiarą obrazy uczuć
religijnych). Dla innych charakterystyczne jest ciągłe
wmawianie sobie wbrew faktom, że jest się ofiarą kogoś lub czegoś albo poczucie
moralnej wyższości z zarzucania komuś homofobii czy obrazy uczuć
religijnych („oni to robią, a ja tego nie robię, więc jestem lepszy”). W grę
może wchodzić też zwykły fanatyzm i radykalizm, bezrefleksyjne powtarzanie po podsycających
spory „autorytetach”, szczera wiara, że takie czepianie się o wszystko na siłę
jest czymś dobrym i może zapobiec złu, regularne popadanie w błędy poznawcze, niedoświadczenie rzeczywistej dyskryminacji i brak umiejętności oceny co nią jest, a co
nie, oraz różne inne powody, zależne od konkretnej osoby i sytuacji. Część motywacji wynika z dobrych intencji, część nie, a część jest po prostu powtarzaniem za autorytetami czy grupą, do której się przynależy. Nikt nie
jest wolny od takich zaburzeń w postrzeganiu rzeczywistości, ja również, jednak
problemem jest, gdy stają się one usystematyzowanym mechanizmem zachowania i
dyskutowania przez wiele osób.
negatywnego, czego nie ma, albo wręcz bezpośrednie oskarżanie o to, może mieć
różne przyczyny. Czasem jest to po prostu narzędzie – instrumentalne
wykorzystanie fałszywych zarzutów ze względu na konflikty personalne. Niektórzy
robią tak, aby ukryć w ten sposób swój brak argumentów lub zasłaniają się
poczuciem rzekomej dyskryminacji, by przykryć złe wrażenie czegoś co zrobili
lub powiedzieli, a z czego trudno im się wycofać (np. obrażenie kogoś, a potem
usprawiedliwianie sobie tego pod pretekstem rzekomego bycia ofiarą obrazy uczuć
religijnych). Dla innych charakterystyczne jest ciągłe
wmawianie sobie wbrew faktom, że jest się ofiarą kogoś lub czegoś albo poczucie
moralnej wyższości z zarzucania komuś homofobii czy obrazy uczuć
religijnych („oni to robią, a ja tego nie robię, więc jestem lepszy”). W grę
może wchodzić też zwykły fanatyzm i radykalizm, bezrefleksyjne powtarzanie po podsycających
spory „autorytetach”, szczera wiara, że takie czepianie się o wszystko na siłę
jest czymś dobrym i może zapobiec złu, regularne popadanie w błędy poznawcze, niedoświadczenie rzeczywistej dyskryminacji i brak umiejętności oceny co nią jest, a co
nie, oraz różne inne powody, zależne od konkretnej osoby i sytuacji. Część motywacji wynika z dobrych intencji, część nie, a część jest po prostu powtarzaniem za autorytetami czy grupą, do której się przynależy. Nikt nie
jest wolny od takich zaburzeń w postrzeganiu rzeczywistości, ja również, jednak
problemem jest, gdy stają się one usystematyzowanym mechanizmem zachowania i
dyskutowania przez wiele osób.
Domyślam się, że znajdą się tacy, którzy będą bronić opisanych przeze mnie wyżej postaw. Będą usprawiedliwiać
osoby stosujące takie „argumenty” (np. że mamy większy problem z faktyczną
homofobią niż z bezpodstawnymi zarzutami o nią, co jest oczywiście zdaniem
prawdziwym), deprecjonować ich szkodliwość (np. że może i jest to niewłaściwe,
ale to w zasadzie nic takiego i przymknijmy na to oko) albo wyszukiwać ich
zalet (np. że dzięki temu niektóre osoby o faktycznych poglądach homofobicznych boją się wprost o nich mówić). Pytanie tylko, czy pozytywne skutki
takiego zachowania przeważają nad tymi bardziej oraz mniej oczywistymi,
negatywnymi efektami? Moim zdaniem to, co dobre, można osiągnąć bez niepotrzebnych i bezzasadnych oskarżeń.
osoby stosujące takie „argumenty” (np. że mamy większy problem z faktyczną
homofobią niż z bezpodstawnymi zarzutami o nią, co jest oczywiście zdaniem
prawdziwym), deprecjonować ich szkodliwość (np. że może i jest to niewłaściwe,
ale to w zasadzie nic takiego i przymknijmy na to oko) albo wyszukiwać ich
zalet (np. że dzięki temu niektóre osoby o faktycznych poglądach homofobicznych boją się wprost o nich mówić). Pytanie tylko, czy pozytywne skutki
takiego zachowania przeważają nad tymi bardziej oraz mniej oczywistymi,
negatywnymi efektami? Moim zdaniem to, co dobre, można osiągnąć bez niepotrzebnych i bezzasadnych oskarżeń.
Przeczytaj także: Jak czytać więcej książek? Proste sposoby
motywujące do czytania i promujące czytelnictwo
motywujące do czytania i promujące czytelnictwo
Doszukiwanie się obrażania,
dyskryminacji itp. wbrew faktom oraz intencjom osoby krytykowanej czy
atakowanej, niezależnie już od przyczyn stosowania takiej retoryki, jest po
prostu złe dla dyskusji i antyspołeczne. Najbardziej oczywisty niekorzystny
skutek takiego zachowania to zmniejszenie rangi i siły pojęć, słów i definicji
takich jak „obraza uczuć religijnych”, „transfobia” czy „fat-shaming” (ale
także wielu innych). W efekcie,
kiedy faktycznie dochodzi do takich zjawisk, trudniej jest na nie zwrócić
uwagę, bo od bezpodstawnego „krzykactwa” wielu straciło już na nie wrażliwość i
gdy o nich słyszy lub czyta, łatwiej je lekceważy. Znamy to doskonale z
wzajemnego oskarżania się polityków o hitleryzm, przez co już prawie nikt nie
traktuje takich zarzutów na poważnie.
dyskryminacji itp. wbrew faktom oraz intencjom osoby krytykowanej czy
atakowanej, niezależnie już od przyczyn stosowania takiej retoryki, jest po
prostu złe dla dyskusji i antyspołeczne. Najbardziej oczywisty niekorzystny
skutek takiego zachowania to zmniejszenie rangi i siły pojęć, słów i definicji
takich jak „obraza uczuć religijnych”, „transfobia” czy „fat-shaming” (ale
także wielu innych). W efekcie,
kiedy faktycznie dochodzi do takich zjawisk, trudniej jest na nie zwrócić
uwagę, bo od bezpodstawnego „krzykactwa” wielu straciło już na nie wrażliwość i
gdy o nich słyszy lub czyta, łatwiej je lekceważy. Znamy to doskonale z
wzajemnego oskarżania się polityków o hitleryzm, przez co już prawie nikt nie
traktuje takich zarzutów na poważnie.
Problem widzę też w tym, że ofiarami takich ataków za rzekomą dyskryminację nie
raz padają porządni, uczciwi ludzie, którzy wcale homofobami czy katofobami nie
są. Wystarczy wyrwanie jakiegoś zdania czy gestu z kontekstu, nadinterpretacja
oraz dopowiedzenie czegoś i już wylewa się szambo na kogoś, kto w zasadzie nie zrobił
nic złego. W pełni rozumiem, że są osoby, które przez doznaną w przeszłości krzywdę
mogą być przewrażliwione i mogą dopatrywać się czegoś, czego nie ma, a co im
się kojarzy z przykrą przeszłością. Ja też mam takie doświadczenia, związane
choćby z homofobią (a prawdziwą obrazę uczuć religijnych czy nieurojony
fat-shaming też widziałem i w obu przypadkach zareagowałem w obronie obrażanych),
ale to nie jest dla mnie powód do widzenia we wszystkim homofobii i
plakietkowania kogoś z byle powodu jako „homofoba”. Byłoby to zwyczajnie
nieuczciwe. Na marginesie tematu, zdarzyło mi się być zaczepianym i nazwanym
„homofobem” za użycie słowa „homoseksualizm”, bo rozmówca preferował słowo
„homoseksualność”. Do takich absurdów potrafi doprowadzić pokrętna logika osób
doszukujących się we wszystkim dyskryminacji. Oprócz tego zachowanie takie
kojarzy mi się z angielskim powiedzeniem „Penny wise, pound foolish”, czyli skupianiem
się na nieistotnych lub mało istotnych drobiazgach i czepianiu się ich, przy
jednoczesnym ignorowaniu lub lekceważeniu spraw dużo istotniejszych albo
zwracaniu na nie mniejszej uwagi.
raz padają porządni, uczciwi ludzie, którzy wcale homofobami czy katofobami nie
są. Wystarczy wyrwanie jakiegoś zdania czy gestu z kontekstu, nadinterpretacja
oraz dopowiedzenie czegoś i już wylewa się szambo na kogoś, kto w zasadzie nie zrobił
nic złego. W pełni rozumiem, że są osoby, które przez doznaną w przeszłości krzywdę
mogą być przewrażliwione i mogą dopatrywać się czegoś, czego nie ma, a co im
się kojarzy z przykrą przeszłością. Ja też mam takie doświadczenia, związane
choćby z homofobią (a prawdziwą obrazę uczuć religijnych czy nieurojony
fat-shaming też widziałem i w obu przypadkach zareagowałem w obronie obrażanych),
ale to nie jest dla mnie powód do widzenia we wszystkim homofobii i
plakietkowania kogoś z byle powodu jako „homofoba”. Byłoby to zwyczajnie
nieuczciwe. Na marginesie tematu, zdarzyło mi się być zaczepianym i nazwanym
„homofobem” za użycie słowa „homoseksualizm”, bo rozmówca preferował słowo
„homoseksualność”. Do takich absurdów potrafi doprowadzić pokrętna logika osób
doszukujących się we wszystkim dyskryminacji. Oprócz tego zachowanie takie
kojarzy mi się z angielskim powiedzeniem „Penny wise, pound foolish”, czyli skupianiem
się na nieistotnych lub mało istotnych drobiazgach i czepianiu się ich, przy
jednoczesnym ignorowaniu lub lekceważeniu spraw dużo istotniejszych albo
zwracaniu na nie mniejszej uwagi.
Przeczytaj także: 16 mitów i półprawd na temat homoseksualizmu
Ważne jest też, że wtrącenie się
do dyskusji osób, których celem jest bezpodstawne lub naciągane zarzucanie
komuś dyskryminacji, zwykle kończy się tzw. „gównoburzą”. Na przykład gdy
publikuję artykuł lub post krytykujący religijny kreacjonizm, spora część
debaty wywędrowuje z tematyki popularnonaukowo-biologicznej do konfliktu między
osobami twierdzącymi „to obraża moje uczucia religijne” i osobami, które
uważają „to nie obraża niczyich uczuć religijnych”. Oprócz tego mam wrażenie,
że gdy chcemy przekonać kogoś do społecznej tolerancji, to wyzywanie go i
oskarżanie będzie raczej nieskuteczne. Zapewne wręcz go zniechęci, a inne
osoby, sprzyjające promowaniu tolerancji, nie chcąc być kojarzonymi z kłótniami
i „antydyskryminacyjnym awanturnictwem” (bo chodzi nie o zwykłe zwrócenie uwagi
na problem, tylko przypuszczanie ataków i oskarżeń oraz wywoływanie awantur),
będą bardziej powściągliwe w racjonalnym, nieradykalnym wyrażaniu pozytywnych
poglądów. Nie chodzi o to, by nie nazywać rzeczy po imieniu. Zupełnie
przeciwnie, piszę właśnie o tym, by coś co jest homofobią albo obrazą uczuć
religijnych tak właśnie nazywać, ale nie nadużywać i nie naciągać tych pojęć. Zależy mi też na zwróceniu uwagi na to, że to że ktoś ostentacyjnie daje do zrozumienia, że jest lub że określa się jako antyseksista czy antyrasista, o niczym nie musi świadczyć. W środowisku akademickim osoby walczące o prawa kobiet, a z pogardą odnoszące się do mężczyzn czy osób homoseksualnych albo antyrasiści, którzy jednocześnie bez szacunku traktują osoby pochodzące z niższych i mniej zamożnych warstw społecznych, są niestety dosyć liczne.
do dyskusji osób, których celem jest bezpodstawne lub naciągane zarzucanie
komuś dyskryminacji, zwykle kończy się tzw. „gównoburzą”. Na przykład gdy
publikuję artykuł lub post krytykujący religijny kreacjonizm, spora część
debaty wywędrowuje z tematyki popularnonaukowo-biologicznej do konfliktu między
osobami twierdzącymi „to obraża moje uczucia religijne” i osobami, które
uważają „to nie obraża niczyich uczuć religijnych”. Oprócz tego mam wrażenie,
że gdy chcemy przekonać kogoś do społecznej tolerancji, to wyzywanie go i
oskarżanie będzie raczej nieskuteczne. Zapewne wręcz go zniechęci, a inne
osoby, sprzyjające promowaniu tolerancji, nie chcąc być kojarzonymi z kłótniami
i „antydyskryminacyjnym awanturnictwem” (bo chodzi nie o zwykłe zwrócenie uwagi
na problem, tylko przypuszczanie ataków i oskarżeń oraz wywoływanie awantur),
będą bardziej powściągliwe w racjonalnym, nieradykalnym wyrażaniu pozytywnych
poglądów. Nie chodzi o to, by nie nazywać rzeczy po imieniu. Zupełnie
przeciwnie, piszę właśnie o tym, by coś co jest homofobią albo obrazą uczuć
religijnych tak właśnie nazywać, ale nie nadużywać i nie naciągać tych pojęć. Zależy mi też na zwróceniu uwagi na to, że to że ktoś ostentacyjnie daje do zrozumienia, że jest lub że określa się jako antyseksista czy antyrasista, o niczym nie musi świadczyć. W środowisku akademickim osoby walczące o prawa kobiet, a z pogardą odnoszące się do mężczyzn czy osób homoseksualnych albo antyrasiści, którzy jednocześnie bez szacunku traktują osoby pochodzące z niższych i mniej zamożnych warstw społecznych, są niestety dosyć liczne.
Takie nieuzasadnione wykluczanie kogoś z dyskusji, bo nie stosuje
podobnie absurdalnych i przejaskrawionych, groteskowych standardów, często
totalnie oderwanych od rzeczywistości, a także wmawianie mu złej woli, jest
niczym innym jak nietolerancją wobec osób, które nikomu nie robiąc krzywdy, mają inne zdanie. Które mogą być słabiej
wykształcone i nie znają mądrych i wyszukanych słów takich jak fat-shaming albo
po prostu mają odmienne doświadczenia i oskarżanie o dyskryminację z byle powodu uznają
za niedorzeczne. Nawet jeśli chce się zwrócić uwagę na realne, niewydumane
problemy dyskryminacji (kto obserwuje i śledzi moje artykuły i posty w mediach społecznościowych ten wie, że sam niejednokrotnie do nich nawiązuję) to takie wywyższanie się osób „antydyskryminacyjnych”
będzie po prostu kontrskuteczne. Należy też pamiętać, że zdanie wyrażane przez świat nauki ze swej natury jest chłodne, nawet pomimo starań naukowców by było jak najmniej stygmatyzujące czy dołujące. Nauka i fakty nie obrażają i nie dyskryminują, one po prostu są i trzeba je akceptować, uczciwie się do nich odnosić i merytorycznie je komentować.
podobnie absurdalnych i przejaskrawionych, groteskowych standardów, często
totalnie oderwanych od rzeczywistości, a także wmawianie mu złej woli, jest
niczym innym jak nietolerancją wobec osób, które nikomu nie robiąc krzywdy, mają inne zdanie. Które mogą być słabiej
wykształcone i nie znają mądrych i wyszukanych słów takich jak fat-shaming albo
po prostu mają odmienne doświadczenia i oskarżanie o dyskryminację z byle powodu uznają
za niedorzeczne. Nawet jeśli chce się zwrócić uwagę na realne, niewydumane
problemy dyskryminacji (kto obserwuje i śledzi moje artykuły i posty w mediach społecznościowych ten wie, że sam niejednokrotnie do nich nawiązuję) to takie wywyższanie się osób „antydyskryminacyjnych”
będzie po prostu kontrskuteczne. Należy też pamiętać, że zdanie wyrażane przez świat nauki ze swej natury jest chłodne, nawet pomimo starań naukowców by było jak najmniej stygmatyzujące czy dołujące. Nauka i fakty nie obrażają i nie dyskryminują, one po prostu są i trzeba je akceptować, uczciwie się do nich odnosić i merytorycznie je komentować.
Przeczytaj także: Kobiety biolodzy – najwybitniejsze biolożki
Prowadzenie bloga naukowego
wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to
często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc
stworzyć profil na Patronite,
gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki
temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć
złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu
wielu staje się realnym, finansowym patronatem bloga, dzięki któremu mogę
poświęcać więcej czasu na pisanie artykułów.
wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to
często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc
stworzyć profil na Patronite,
gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki
temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć
złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu
wielu staje się realnym, finansowym patronatem bloga, dzięki któremu mogę
poświęcać więcej czasu na pisanie artykułów.
Oj tak, tak. Przykład z FB. Często oznaczałem przez "Lubię to" posty publikowane przez stronę Nowy Obywatel, bo uważałem że zwracają uwagę na bardzo ważne tematy. Czasem próbowałem o nich rozmawiać, jak wtedy, kiedy twierdzili że nie ma inflacji. Próbowałem z tym twierdzeniem polemizować z zachowaniem zasad kultury dyskusji i podając konkretne liczby z mojego portfela (robię zakupy, płacę rachunki, widzę co widzę). Dostałem za to bana, bo najwyraźniej – zgodnie z mechanizmami, które opisujesz – uznali mnie za jakiegoś przeciwnika. W efekcie FB nie wyświetla mi już postów Nowego Obywatela. Nie mogę więc ich "lubić" ani tym bardziej udostępniać. Szkoda dla mnie, bo je ceniłem, ale też szkoda dla nich, bo odcięli sobie jedno ze źródeł zwiększających dostępność. Czy ktokolwiek na tym zyskał w jakikolwiek sposób? No chyba nie. Bez sensu.
W moim odczuciu tego typu (jak opisane w tekście) reakcje są nie do uniknięcia. Ich przyczyna nie są (przynajmniej w większości przypadków; nie kwestionują wyjątków sterowania emocjami dla doraźnych celów) żadne "złe intencje", ale fakt "wyprzedzania" przez autorów popularnych w społeczeństwie poglądów, czyli jakiś rodzaj "społecznej inercji", której uniknąć się nie da i która niekoniecznie i nie zawsze jest zła. To taki analogon "naukowego sceptycyzmu", który tez bywa szkodliwy czy nieprzyjemny. Taki jest los wszystkich wychodzących przed szereg, a walka z tym zjawiskiem przynosi więcej szkód niż pożytków. Brak jest być może jakiegoś sensownego "interfejsu" miedzy nauka a społecznie akceptowanym szeroko rozumianym światopoglądem.
Jeśli chodzi o "biologiczną" kobietę czy "biologicznego" mężczyznę chodzi tu tylko i wyłącznie o dobór słów. Przymiotnik "biologiczny" był i jest bardzo często używany przez jawnie transfobicznie osoby w celu zaprzeczenia kobiecości czy męskości danej osoby. Tu można kłócić się o znaczenie w ogóle tego słowa. Co oznacza "biologiczny" według danej osoby. Chromosomy? Układ rozrodczy? Budowę mózgu? Z braku wiedzy użyłeś po prostu słowa o bardzo złej sławie, na które bardzo duża część osób, zarówno cis i trans jest uczulona.
Ale to, że transfobiczne osoby używają określenia płci biologicznej nie oznacza, że każdy kto go używa jest transfobiczny. Osoby transfobiczne zapewne jedzą też ziemniaki, oddychają powietrzem i używają słowa "gej", ale to że ktoś robi to samo nie znaczy, że jest transfobem.
Może najpierw zdefiniuj słowo "transfobia", bo tak nim rzucasz na lewo i prawo jakby pasowało do wszystkiego.
W języku angielskim, w którym toczy się przeważająca część dyskursu wokół tożsamości płciowej jest rozróżnienie na "biologically male/female", "[a person] assigned male/female at birth" ("AMAB/AFAB") oraz "man/woman" – ostatnie z tych pojęć odnoszą się do płci kulturowej/psychologicznej. Powiedzenie "biological man/woman" w tamtym kontekście jasno implikuje uznawanie biologicznej płci za jedyną podstawę społecznej/tożsamości płciowej – ktoś, kto użyje takiego sformułowania zrobi to właśnie w tym celu. Oczywiście są radykałowie, którzy sprzeciwiać się będą nazywaniu np. transpłciowego mężczyzny "biologically female", ale zdecydowana większość osób transpłciowych nie ma z tym problemu. W języku polskim nie przyjęło się jednak określać ludzi jako "samca/samicę", co byłoby bezpośrednim odpowiednikiem angielskich słów na określenie płci biologicznej – przydałoby się tu jakieś inne sformułowanie, mniej rażące dla polskich uszu, ale pozbawione tych konotacji, jakie ma "biologiczna kobieta/biologiczny mężczyzna". Co więcej, użyte przez ciebie słowo "transseksualista" przyczynia się do pomieszania płci biologicznej i kulturowej – ostatecznie nikt z czysto biologicznego punktu widzenia nie zmienia płci np. z męskiej na żeńską, tylko co najwyżej osiąga stan jakiejś indukowanej interseksualności – tyle jest na razie technicznie osiągalne. Określenie "transpłciowy" odnosi się do społecznego funkcjonowania takiej osoby. Twoje wypowiedzi z pewnością nie były transfobiczne – bo o tym decyduje intencja. Nie znaczy to jednak, że nie były językowo niefortunne – i to w momencie, gdy dyskurs polskojęzyczny jest jeszcze w powijakach.
Witamy w internecie. Oskarżenia o transfobię, homofobię, rasizm, antysemityzm i fat shaming są popularne, ponieważ rzucić jest je łatwo i nie grożą żadne konsekwencje, gdy takie oskarżenia są fałszywe. Strasznie mnie korci, by napisać więcej (z pozycji prawaka co rusz oskarżanego o wszystko, co się tylko da), ale podejrzewam, że nie uznałby Pan takiego komentarza za wartościowego i wnoszącego cokolwiek do dyskusji. Życzę więc tylko uporu i odwagi w przedstawianiu własnej pozycji i mam nadzieję, że nie spotkamy się kiedyś w jednej celi.
Zapamiętajmy:
Wszystko co się rusza jest rasizmem i nazizmem 😉
"Nie jestem rasistą, ALE…"
Ta formuła jest często nadużywana.
Specjalistami w oskarżeniach są osoby co obierają jajka ze skorupki od szerszej strony
Ludzie lubią szukać problemu tam, gdzie go nie ma, oraz lubią interpretować rzeczy na swoją korzyść. Mało ludzi rozumie, że otyłość to choroba, którą trzeba leczyć. Jak ktoś podaje im logiczne fakty na temat otyłości, często można zostać zrozumianym na opak, i zwyzywanym. Z jednej strony to dobrze że coraz więcej osób nie hejtuje osób z nadwagą, jednak nie dopuszczają do siebie myśli że to jest choroba. Dodatkowo, wiele młodych osób które są szczupłe spotykają się z hejsem ze strony aktywistów ruchu body positive, są porównywane do patyków, że w sumie to lepiej jak kobieta ma trochę ciała, że mają anoreksję lub bulimię. Wydaje mi się, że pogadamy z jednej skrajności w drugą, a każda skrajność jest zła.
Thats the point; w ogóle tego nie uwzględniłeś, ani interpłciowości. Abstrachując od obraźliwościlub ej braku; jesli zamierzasz napisać o jakimś zagadnieniu, opisuj je w całości. To trochę tak jakbym walnął artykuł o przemianach fazowych i nie uwzglednił mieszanin eutektycznych
Drogi Autorze.
Po pierwsze, NIE ignoruj badań nad transpłciowością, która jest faktem biologicznym. Tutaj masz jeden z artykułów przemawiających za tym, że jest to zjawisko biologiczne: https://www.dobrystan.pl/artykuly/aktywnosc-mozgowa-osob-transplciowych—–dowod-na-biologiczne-podloze-transplciowosci
Tutaj jeszcze o badaniu wykonanym w Brazylii: https://revistagalileu.globo.com/Ciencia/noticia/2018/03/pesquisa-da-usp-sugere-diferenca-no-cerebro-de-pessoas-trans.html
Po drugie. Nie ma czegoś takiego jak „płeć biologiczna” i słusznie uznawane jest to za transfobiczne, ale o tym napiszę dalej. To, co nazywacie „płcią biologiczną” to genitalia, a płeć to nie są genitalia. Płeć to złożony konstrukt i, uwaga, elementy nie muszą idealnie się zgrywać wg tego, co tam sobie kiedyś ktoś założył.
Po trzecie. To osoby transpłciowe są targetem danego zachowania czy określenia, więc to my mówimy, jak to odczuwamy. Transfobii, homofobii, bifobii, interfobii (uprzedzeń względem osób interpłciowych) i asfobii (uprzedzeń względem osób aseksualnych) NIE da się zobiektywizować, ponieważ każda osoba dotknięta czymś odczuwa to inaczej. Ale tak. Mówienie o „płci biologicznej” JEST transfobiczne, ponieważ tym sposobem podważasz tożsamość płciową osoby – a to, że ktoś się identyfikuje inaczej, niż płeć mu przypisana przy urodzeniu, jest faktem czysto biologicznym.
Na dokładkę, stanowisko PTS: http://pts-seksuologia.pl/sites/strona/83/stanowisko-pts-ws-sytuacji-spolecznej-zdrowotnej-i-prawnej-osob-transplciowych
Tutaj o powodzie wymazania transpłciowości z ICD-11: https://oko.press/swiatowa-organizacja-zdrowia-who-transplciowosc-to-nie-zaburzenie-psychiczne-zycie-bez-stygmatyzacji
Zanim ktoś się wypowie na temat transfobii, niech porozmawia z osobami transpłciowymi i fundacjami działającymi na naszą rzecz, bo to my mamy tutaj wiedzę i przede wszystkim – doświadczenie.
Mam nadzieję, że zrozumiesz komentarz i zastanowisz się nad tym, co żeś wysmarował – podobnie jak reszta myślących, że im wolno nazywać coś, czego nie doświadczają i najpewniej nie doświadczą. Wrzucanie tak zwanego „fat-shamingu” obok transfobii i homofobii to brak wiedzy w temacie.
Dlaczego z góry zakładasz, że nie znam żadnych osób transpłciowych? Tak czy inaczej, nie neguję istnienia transpłciowości. Twierdzę natomiast, że nie ma obiektywnych metod diagnozy transseksualizmu. Co do płci. Płeć biologiczna to nie tylko genitalia. Ona ma rozmaite poziomy, od genowych, przez chromosomowe, gonad i rodzaju produkowanych komórek płciowych, przez fizjologiczne, anatomiczne i hormonalne, po behawioralne, psychologiczne i społeczne. Negowanie faktu istnienia płci biologicznej jest takim samym naukowym denializmem jak twierdzenie, że Ziemia jest płaska, homoseksualizm to choroba, a ewolucja biologiczna nie istnieje, bo zostaliśmy stworzeni w kilka dni przez siły wyższe.
Dla mnie jest rzeczą oczywistą że autor posługując sie pojęciem "płeć biologiczna" miał na myśli pierwszorzędowe cechy płciowe, czyli narządy rozrodcze, które pozwalają na produkcje określonych gamet, co również sam podkreślił. Sama transpłciowość też jest cechą biologiczną, która się wykształca już w życiu płodowym. Obie rzeczy nie zaprzeczają się wzajemnie. Nie wiem w czym w ogóle problem. Akurat ten blog ma mało wspólnego z homofobią, transfobią i innymi ksenofobiami w porównaniu do innych miejsc w mediach społecznościowych więc tym bardziej dziwią mnie te pretensje.
Warto dawać konkrety, bo samo pojęcie „płci biologicznej” bardzo często służy negowaniu płci osób trans, poprzez uproszczenie wszystkiego do genitaliów i chromosomów płci (tylko pytanie: kiedy sami badali swój kariotyp, że tak odważnie wychodzą tym argumentem).
Tak samo, transfobiczne jest użyte przez Ciebie w tekście sformułowanie „zmianiania płci”. Jedyne poprawne terminy to „korekta płci” i „tranzycja”. Mówienie o „zmianie płci” jest transfobiczne, ponieważ zakłada się w ten sposób, jakby osoba trans „wcześniej była innej płci”, a tak nie jest.
Niepojęte jest dla mnie to, że pomimo faktu, że ten artykuł został ewidentnie napisany w celu zapewnienia/uświadomienia przewrażliwionych jednostek, że w poprzednich artykułach celem autora nie było urażenie nikogo (bo nauka nie jest od urażania uczuć, gdyby ktoś jeszcze tego nie zrozumiał), tym razem pojawiły się osoby urażone "przeprosinami" w postaci tego wpisu.
Może gdyby dzieci zamiast religii uczyły się w szkołach wnioskowania i podstaw logiki, byłaby możliwa jakaś merytoryczna dyskusja na forum społecznym; bo obrażanie się o sformułowanie "płeć biologiczna" w kontekście całego artykułu (a także tego poprzedniego) nie różni się niczym od obrazy uczuć religijnych (czyt. jest absurdem w kontekście dyskusji na tematy związane z nauką). Do tego, jak widać, dochodzą jeszcze uprzedzenia utrudniające ludziom czytanie ze zrozumieniem.
Dlatego doceniam upór i cierpliwość autora w próbie popularyzacji nauki w tym ciemnogrodzie. Ja po takich reakcjach uznałabym, że odi profanum vulgus et arceo i arrivederci – wróciłabym do świata nauki, gdzie (jeszcze) nie trzeba przepraszać za każde słowo.
Z wyrazami szacunku,
A.
Dziwi mnie, że ktokolwiek mógł dostrzec w tych artykułach próbę dyskryminacji. I piszę to jako osoba nieheteronormatywna. Tam, gdzie wkradają się emocje, tam na drugi plan odsuwa się racjonalność.
Jako osoba transseksualna, siedząca od lat w środowisku stwierdzam, że toczenie piany o nazywanie kogoś np: "biologiczną kobietą" jest typowym przykładem nowomodnego czepiactwa i szukania dziury w całym, byle tylko móc kogoś pouczać i oskarżać o rasizm bądź fobię.
Pierwszy raz w życiu spotkałam się z podobną opinią. Pojęcia takie jak "biologiczna kobieta" i "biologiczny mężczyzna" są powszechnie używane przez same osoby transseksualne, co łatwo sprawdzić np. na dwóch popularnych forach poświęconych tematowi:
https://www.google.pl/search?hl=pl&num=20&q=%22biologiczne%20kobiety%22%20site:transpomoc.pl&cad=h
https://www.google.pl/search?hl=pl&num=20&q=%22biologiczne%20kobiety%22%20site:forum.transfuzja.org&cad=h
Tak więc naprawdę nie mam pojęcia, komu te pojęcia przeszkadzają (skoro nie nam). Pewną wskazówkę dostarcza tutaj jednak łamana polszczyzna / pongliszczyzna autora zarzutu. Cóż… w pewnym wieku sama też chciałam kontestować i naprawiać cały świat 😉