Prowadzone przez socjologów badania pokazują od dawna, że większość Europejczyków chciałaby mieć dwójkę lub więcej dzieci. Jednocześnie jednak wielu z nich nie ma ani jednego lub na pierwszym poprzestaje. Istnieje zatem przepaść pomiędzy tym, o czym marzą młodzi ludzie na kontynencie a tym, jak jest w rzeczywistości. Luka dzietnościowa lub płodnościowa (ang. fertility gap), bo tak się ją określa, zajmuje badaczy z różnych krajów Europy.
Jest to czwarty artykuł z serii demograficznej. Cały popularnonaukowy reportaż demograficzny znajduje się tutaj.
Luka dzietnościowa (ang. fertility gap)
W roku 2008 europosłanka Françoise Castex, zajmująca się demograficzną problematyką Unii Europejskiej, zwróciła uwagę, że „w sondażach pary deklarują, iż chciałyby mieć więcej dzieci, niż mają obecnie” [1]. Bazowała na badaniach, aktualizowanych później przez Eurobarometr. Dekadę temu przeciętna obywatelka UE w wieku porozrodczym (która mogła już po fakcie, z perspektywy, odnieść się do sytuacji idealnej i rzeczywistej) chciała mieć, uśredniając, ponad 2 dzieci. W Finlandii, Belgii, Francji i Polsce liczba ta zbliżała się do 2,5. 57% badanych Europejek stwierdziło, że posiadanie dwójki dzieci byłoby dla nich w sam raz. 30% Europejek za ideał miało wizję z trójką potomstwa. Jednocześnie faktyczna liczba urodzonych dzieci była w każdym kraju mniejsza [2].
Nowsze badanie naukowe, opublikowane w 2019 roku, w którym sprawdzano deklaracje kobiet gdy miały 20-24 lata (w latach 90.) i porównywano je potem z deklaracjami w równoważnych grupach kobiet w wieku 40-42, także wskazały istotne luki dzietnościowe w wielu krajach europejskich [3], zwłaszcza w Hiszpanii, Grecji, Włoszech, Portugalii, Słowenii i w krajach bałtyckich: na Łotwie i w Estonii.
W Polsce badanie CBOS z 2019 roku wykazało, że 47% respondentów chciałoby mieć dwójkę dzieci, 28% trójkę, a 11% czworo lub więcej [4]. Na dużą lukę dzietnościową pomiędzy idealną liczbą dzieci a rzeczywiście spłodzoną, występującą w wielu krajach europejskich, wskazuje znacznie więcej badań [5].
Luka dzietnościowa ciążąca na ludności europejskiej z pewnością oznacza niespełnione aspiracje życiowe milionów osób. Niewykorzystany potencjał ogromnej części społeczeństwa. Łamanie fundamentalnego prawa do rozmnażania się. Z czego wynikają tak bezsprzecznie znaczące różnice między oczekiwaną a rzeczywistą liczbą dzieci? Dlaczego Europejczycy nie mają tyle potomstwa, ile chcieliby mieć i ile potrzeba, aby kontynent się nie wyludniał? Co doprowadziło do kryzysu demograficznego w Europie? Jakie są jego przyczyny?
Pożądana zmiana demograficzna
W ciągu mniej więcej stulecia w wielu krajach europejskich współczynnik dzietności spadł. Z kilku dzieci na kobietę w wieku rozrodczym do opisanych w pierwszej części niepokojąco niskich liczb. Tak naprawdę poniekąd jest to „naturalny” efekt paru poważnych zmian, jakie zaszły w społeczeństwach Europy (i które obecnie mają miejsce w wielu innych miejscach na świecie).
Pierwsza ich część miała charakter głównie naukowo-technologiczny. Przede wszystkim, dzięki nawozom, środkom ochrony roślin, maszynom rolniczym czy wprowadzaniu nowych odmian uprawnych jeszcze bardziej ograniczono niedożywienie, które wcześniej powszechnie osłabiało kondycję organizmu i zwiększało podatność na problemy ze zdrowiem.
Wprowadzono masowe programy szczepień, chroniące przed chorobami zakaźnymi. Upowszechniono sanitarne środki higieny, poprawiła się też jakość warunków mieszkaniowych, co jeszcze bardziej obniżało ryzyko ze strony patogenów. Ważnym aspektem było też pozbycie się z Europy malarii [6]. Paleta leków przeciwko różnorodnym chorobom – w tym antybiotyków – była natomiast coraz bogatsza.
Śmiertelność dzieci w Europie
W związku z tym śmiertelność wśród dzieci spadała. Dość powiedzieć, że jeszcze w drugiej połowie XVIII i w XIX wieku w krajach Europy umierało około 400-200 dzieci na 1000 [7]. Podobne dane pochodzą z szacunków, wskazujących na śmiertelność 30-60% dzieci przed 5 rokiem życia do XIX wieku [8]. Statystyki te poprawiały się wyraźnie pod koniec XIX wieku i później (właśnie z wcześniej wskazanych powodów), spadając do dziś poniżej jednego procenta umierających przed 5 rokiem życia dzieci w Europie.
Doprowadziło to do zmiany w patrzeniu na rodzicielstwo i staraniu się o mniejszą liczbę potomków, dlatego że ich przeżywalność była znacznie wyższa. Gdyby Jan Kochanowski żył w drugiej połowie XX wieku lub później, nie napisałby swoich trenów, bo jego córka Urszula najprawdopodobniej nie tylko nie zmarłaby w dzieciństwie, ale dożyłaby starości.
Dzietność, zmiany kulturowe i luka dzietnościowa
Druga część zasadniczych zmian, choć nie bez udziału nauki i medycyny, miała w dużej mierze charakter społeczny. Upowszechnienie hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych oraz równouprawnienie kobiet i mężczyzn w większości dziedzin życia pozwoliło jeszcze bardziej kontrolować liczbę spłodzonych i urodzonych dzieci. Podsumowując, gruntowne przemiany społeczne przyniosły wiele korzyści. Dopóki wskaźnik dzietności spadał, ale nie poniżej 2,15, wszystko było z grubsza w porządku. W rezultacie nie można było mówić o kryzysie demograficznym.
Jednakże coś zaczęło się sypać. Pod koniec XX wieku płodność wciąż obniżała się. W XXI wieku również, pominąwszy drobne wahnięcia do góry w niektórych latach, w części państw europejskich. Aż sięgnęła dzisiejszego poziomu: średnio 1,53 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym w Unii Europejskiej. Co sprawia, niezależnie od historycznych już, wspomnianych zmian w rolnictwie, medycynie, higienie i obyczajowości społecznej, że dzietność spadła tak drastycznie? Tym bardziej, że przecież, jak pokazują badania i sondaże, większość Europejek chciałaby mieć dwójkę lub więcej dzieci. O przyczynach kryzysu demograficznego w następnej części serii demograficznej.
Artykuł jest częścią serii demograficznej i napisałem go dzięki Patronom z Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty dla „To tylko teorii”, co umożliwia funkcjonowanie i rozwój bloga. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu wielu staje się realnym patronatem.
Źródła
[1] „As Europe ages – how can we tackle its demographic decline?”. European Parliament (2008).
[2] Gretchen Livingston. „Birth rates lag in Europe and the U.S., but the desire for kids does not”. Pew Research Center (2014).
[3] Eva Beaujouan, Caroline Berghammer. „The gap between lifetime fertility intentions and completed fertility in Europe and the United States: A cohort approach”. Population Research and Policy Review (2019).
[4] „Preferowane i realizowane modele życia rodzinnego”. CBOS (2019).
[5] „Ideal and actual number of children”. OECD (2016); Miki Haruta. „Fertility, Gap Between Ideal and Reality: Cross-Sectional Analysis of Fertility Decline in 17 High-Income Countries”. Oslo Metropolitan University (2020).
[6] Richard Carter et al. „Evolutionary and Historical Aspects of the Burden of Malaria”. Clinical Microbiology Reviews (2002).
[7] „The decline of infant mortality in Europe”. UNICEF (1993).
[8] Max Roser et al. „Child and Infant Mortality”. Our World in Data (2019).
To, ze ludzi nie stac na wiecej dzieci. Jedno mozna miec przypadkiem, ale nikt w kraju takim jak Polska zarabiajac najnizsza krajowa, albo nawet niech to bedzie 3500 zl na pare z dzieckiem/dziecmi, nie zdecyduje sie swiadomie na powiekszenie rodziny. Zakupy na tydzien kosztuja ok 400 zl, jesli nie zywisz sie zupkami i masz juz jedno dziecko. Wszystko jest coraz drozsze lacznie z mieszkaniami, o budowie domu moga marzyc nieliczni, a i oni naleza glownie do swiadomej czesci populcji, ktora stawia na samorozwoj i antykoncepcje.
Ograniczenie opieki zdrowotnej do tak podstawowych spraw jak diagnostyka ciazowa (testy pappa dalej nie sa zalecane wszystkim ciezarnym, mimo zalecen miedzynarodowych), czy teraz niemoznosc terminacji ciazy w przypadku wad (co wiecej, sa lekarze, ktorzy publicznie wypowiadaja sie, ze nie maja obowiazku informowac kobiety o takich wadach, skoro i tak nie moze usunac ciazy). To jest Polska. Chocbym chciala wiecej dzieci, nie stac mnie na kupno domu i straty emocjonalne z powodu biskiej jakosci opieki medycznej.
Wszystko drożeje bo inflacja…a jedna z przyczyn inflacji jest 500+
Cześć, widać że artykuł się jeszcze rozwija więc może odpowiesz dalej na tą kwestię.
Mam problem z tego rodzajem artykułów i tematów. Nie za bardzo rozumiem czemu „kryzys demograficzny” w rzeczywistości jest kryzysem. Rozumiem, że stworzono taki model ekonomiczno-gospodarczy, który zakładał rozwój wykładniczy ludności, a gdy przestajemy się tak mnożyć to model przestaje działać. Tylko że to jest problem modelu, a nie problem demografii. Zamiast dostosować model do nowej rzeczywistości to coraz mocniej staramy się przeciwdziałać tej rzeczywistości. I jest coraz gorzej.
O tym, czemu nazywam go kryzysem czy zapaścią, pisałem tutaj: https://www.totylkoteoria.pl/katastrofa-demograficzna-europa-dzieci
Jeśli chodzi o model, to jakby był on mniej kapitalistyczny a bardziej socjalistyczny, problem nadal by występował, bo potrzebni są młodzi ludzie czy to do pełnienia różnych funkcji w społeczeństwie, opieki nad starszymi, rozwoju intelektualnego, ciągłości pokoleniowej i wielu innych.
W tym temacie bardziej można mówić o zmianie modelu w podejściu do czynników ograniczających rodzicielstwo – o czym będzie w następnych częściach tej serii.
Kryzys demograficzny jest kryzysem właśnie z przytoczonego powodu, że ludzie umierają ze starości i potrzeba więcej ludzi by pełnić różne funkcje w społeczeństwie. Oczywiście to zakłada a priori że chcemy żeby społeczeństwo istniało i się nie posypało i nie było regresji cywilizacyjnej.
Ale jak ten artykuł mówi kryzys jest kryzysem z dodatkowego powodu – istnieje realny brak satysfakcji tym ile ludzie mają dzieci. Chcą mieć więcej, mają mniej, czują się przez to gorzej. Cała masa kryzysów się do tego sprowadza, chciałoby się żeby było jakoś, a nie jest, więc się ktoś czuje gorzej.
Moja narzeczona, z którą właśnie przeprowadziłem rozmowę nt. naszej dzietności, przyrównała ambicje związane z przedłużeniem gatunku poprzez posiadanie dzieci do… posiadania kota. Bo ona nie chce mieć ze mną dzieci (jeszcze), ale chce kota. I skoro ja, byłbym gotowy się z nią rozstać, gdyż ona nie jest gotowa na rozmnażanie się… to ona powinna była się ze mną wcześniej rozstać, gdyż jako alergik nie wyraziłem zgody na posiadanie kota. Mimo to, wciąż ze mną jest, bo mnie kochu.
Dodatkowo, ona dyktuje mi co mam tu jeszcze napisać. Ja nie mam nawet prawa komentarza jebnąć w internecie bez jej nadzoru 🙁
Dziękuję, do widzenia.
Też jestem Rafał. Mam trójkę dzieci i w sumie pracuję nad żoną by było czwarte. Moja żona nawet nie wie, że ten komentarz piszę.
Coś się źle ustawiłeś w życiu 😉
Wygląda na to, że to Ty jesteś narzeczoną w tym związku a nie ona 😉 Odwrócenie ról w relacjach jest obecnie bardzo mocno nasilone, nad czym ubolewam – gdyż wg mnie klasyczny model (w telegraficznym skrócie oczywiście) dominującego samca jako głowy rodziny sprawdzał się najtrafniej.
No masz rację. Sprawdzał się najlepiej… pamiętam te gwałty, to znęcanie się nad kobietami, zmuszanie do ślubów. Było super, kiedy to facet rządził, a kobiety były mu podwładne! <3
Rafał, zmień tryb beta lub jak kto woli pantofel na alfa, bo inaczej kreujesz sam sobie problemy na przyszłość.
Xd po pierwszym bombelku pryska czar magicznej rodosci macierzyństwa i normalni ludzie nie pakują się w ten shit ponownie bo chcą jednak trochę pożyć