Będę w tym tekście pisał o rzeczach powszechnie nieuświadomionych, z czego bierze się mnóstwo nieporozumień na temat stosowania terapii medycznych różnego rodzaju oraz brak ich zrozumienia. Jaka jest zatem droga powstania leku? Czym są badania epidemiologiczne? Czym jest silny, naukowy dowód w medycynie? Usystematyzujmy kilka ważnych kwestii.

jak tworzone są leki

Jak powstają nowe leki 

Jaką drogę przechodzi dany
związek chemiczny, zanim stanie się lekiem? Nie jest to takie proste, jakim
chcieliby to widzieć zwolennicy medycyny alternatywnej – badanie in vitro, komórki nowotworowe pokonane i
bach – można ogłosić, że odkryto nowy, wspaniały lek na raka. Firmy
farmaceutyczne nie chcą produkować z nim tabletek, bo im się nie opłaca! Tak
nas oszukują! Poważnie rzecz biorąc, w firmach takich pracuje szereg
specjalistów. Oni wiedzą, że tego typu dowód na skuteczność substancji jest bardzo słaby. W warunkach in vitro nawet sól (a nawet glifosat) może działać przeciwnowotworowo przy odpowiednim stężeniu. Zgodnie więc z takim
rozumowaniem zwolennicy alternatywnych metod leczenia powinni leczyć się solą.
I w sumie to prześmiewcze stwierdzenie pozostawałoby tylko takie gdyby nie
fakt, że znachorzy i szarlatani faktycznie kręcą biznes na wmawianiu ludziom,
że można się leczyć solą himalajską, którą często sami
sprzedają w swoich internetowych sklepach.

Badania na hodowlach komórkowych in vitro

Trzeba więc podkreślić, że
badanie in vitro nie jest jeszcze
żadnym dowodem na skuteczność, bo in vivo (w organizmie) dochodzą czynniki takie jak
wchłanianie leku, jego rozprowadzanie po organizmie, metabolizm, wpływ
czynników środowiskowych (stres, dieta, aktywność fizyczna), ekspresja różnych
genów i predyspozycje genetyczne. Badanie in vitro jest dopiero wstępem do
dalszych badań. Jeśli jakiś związek wykaże w tego typu testach wysoką, pożądaną
aktywność, to warto się nim zainteresować i sprawdzić dokładniej, ale nie można
na tej podstawie ogłaszać, że jest skutecznym lekiem ani w ogóle nazywać go lekiem.
sól himalajska na raka?

Badania na zwierzętach

Do badań przedklinicznych poza
badaniami in vitro zalicza się
badania na zwierzętach (po uzyskaniu zgody od Komisji Etycznej), zwykle
szczurach albo myszach oraz „wyższych” ewolucyjnie psach lub kotach, a w
wyjątkowych sytuacjach również na naczelnych (małpach). Podaje się im badany związek w
różnych dawkach i sprawdza czy nie jest szkodliwy (także u ciężarnych).
Weryfikuje się skuteczność – czy ta z testów in vitro przekłada się na żywy organizm in vivo. Jeśli wyniki wychodzą obiecująco, tzn. nasz potencjalny
lek nie był toksyczny dla zwierząt oraz wykazywał pożądane działanie
terapeutyczne o istotnej skuteczności, możemy przejść do badań na ludziach. Choć badania na zwierzętach budzą kontrowersje, to niestety są niezbędne dla wstępnego sprawdzenia potencjalnego leku.

Jednocześnie warto dodać, że na etapie testów in vitro i na zwierzętach sprawdza się różne pochodne danej
substancji. Wyizolowany np. z roślin związek chemiczny często okazuje się być
skuteczniejszy po modyfikacjach chemicznych czy biotechnologicznych (w
przypadku białek), niż w pierwotnej, naturalnej wersji. Stąd też wykorzystuje
się takie zmiany, by nasz potencjalny lek działał skuteczniej, jednocześnie
wywołując mniej objawów ubocznych i minimalizując ryzyko ich wystąpienia. Jest to też dobry przykład na to, że często substancje „naturalne” po poprawieniu przez człowieka są po prostu lepsze w zastosowaniu.

Badania kliniczne pierwszej fazy

W następnej kolejności
przeprowadza się wstępne badania na ludziach, czyli badania kliniczne pierwszej
fazy. Zanim o nich napiszę, muszę podkreślić kolejną ważną rzecz, mianowicie
statystykę. Aby wyniki były miarodajne i wiarygodne, badania musimy
przeprowadzić na odpowiednio dużej próbie, w każdym typie badań – in vitro, in vivo na zwierzętach i w późniejszych fazach klinicznych badań na
ludziach. Wynika to z faktu, że im większą liczbę badamy, tym
dokładniej jesteśmy w stanie sprawdzić spektrum skuteczności, skutków
ubocznych, wyłapać zjawiska, które w małej grupie nie ujawniłyby się. Wyjątkiem
od tego jest pierwsze badanie na ludziach, gdzie zwykle od kilkunastu do stu
osób zdrowych, rzadziej chorych, poddaje się testom – sprawdza się wchłanianie
potencjalnego leku z przewodu pokarmowego, jego metabolizm, rozprowadzanie po
organizmie oraz bezpieczeństwo stosowania. Trwa to krótko, nawet zaledwie kilka
dni, w przeciwieństwie do testów kolejnej fazy.
lek

Badania kliniczne drugiej fazy

Testy kliniczne drugiej fazy
wymagają już większej na ogół liczby osób badanych. W tej części całego procesu
odkrywania i testowania leku sprawdza się skuteczność na osobach chorych,
porównuje wyniki badań przy różnych dawkach, nadal sprawdza wchłanianie,
metabolizm, farmakokinetykę i skutki uboczne, które już – co wiemy po pierwszej
fazie – nie powinny być znaczne, przeważające nad korzyściami. Podczas tego
etapu eksperymentów wprowadza się także randomizowanie placebo, tzn. mniej
więcej połowa badanych (losowo wybranych) otrzyma faktyczny lek, a druga połowa substancję
obojętną. Obie grupy zostaną poinformowane, że otrzymują lek, nawet lekarz
prowadzący nie będzie wiedział, czy pacjent otrzymuje placebo.

Potrzeba randomizowanego badania
z placebo wynika stąd, że gdy pacjentowi poda się obojętną substancję, mówiąc,
że jest skutecznym lekiem, to ten prawdopodobnie lepiej się będzie po niej czuł.
Dzięki tej metodzie można sprawdzić czy badany lek działa istotnie skuteczniej
od pozytywnego nastawienia. Trzeba jednak dodać, że istnieją wskazówki
sugerujące, że efekt placebo może w ogóle nie istnieć, a od dokładności
zaprojektowania eksperymentu zależy, czy ów efekt w wynikach namierzymy czy też
nie. W tym miejscu zwracam też zawsze uwagę na problem etyczny takiego
postępowania. W końcu podawanie osobie chorej substancji obojętnej, mówiąc jej,
że to prawdziwy lek w fazie testów lub placebo, może budzić sprzeciw, zwłaszcza gdy badania
dotyczą osób z chorobami nieuleczalnymi na obecny stan wiedzy.
 

jak powstają leki

Badania kliniczne trzeciej fazy

W trzeciej fazie badań powraca
(od testów na zwierzętach i in vitro)
potrzeba zwiększenia liczby osób i tak też na tym etapie bada się często po
kilka tysięcy osób i więcej. Tu także korzysta się z randomizacji z placebo
albo porównuje się wyniki grupy otrzymującej badany lek do grupy, której podaje
się jakiś wcześniej już sprawdzony lek na daną chorobę. Trzecia faza ma służyć
potwierdzeniu skuteczności badanej substancji jako leku. Dzięki dużej liczbie
osób można osiągnąć korzyści, o których pisałem wcześniej – zaobserwować więcej
skutków ubocznych i oszacować ich częstość występowania. To, co jest tu istotne
to fakt, że nawet około 99% związków, które są „skuteczne” w badaniach in vitro, nie
wykazuje skuteczności do 3 fazy lub w 3 fazie badań klinicznych. Dlatego ważne
jest przestrzeganie restrykcyjnego systemu, by przypadkowo nie wmówić komuś, że
coś co nie leczy, jest lekiem. U znachorów i szarlatanów oraz internetowych
ekspertów od „zdrowego odżywiania” jest to normą, ale ich na ogół nie
interesują kwestie etyczne, a zarobione na sprzedaży suplementów czy książek o „leczniczych terapiach” pieniądze.
leki

Wprowadzenie leku na rynek i badania czwartej fazy

Po pozytywnym przejściu fazy
trzeciej można już wprowadzić lek na rynek, jednocześnie przeprowadzając tzw.
fazę IV, czyli dalszą rejestrację skutków ubocznych, analizę poszczególnych
przypadków itd. W dłuższej perspektywie czasu przeprowadza się też badania
epidemiologiczne, patrząc zbiorczo na całe populacje pacjentów i sprawdzając
oraz porównując jak długo dożywali albo czy wystąpiły u nich takie czy inne
skutki uboczne lub choroby.

Następnym razem zanim uwierzycie
w informację, że „odkryto nowy lek na raka”, „ten naturalny produkt zabija raka
w dwa tygodnie!” itp., sprawdźcie czy aby na pewno przeszedł szereg badań,
które udowodniły jego skuteczność. Na ogół niestety tego typu sensacje dotyczą
badań wstępnych lub pojawiają się na blogach i portalach dotyczących medycyny
alternatywnej i mają na celu nagonić chorych, zdesperowanych ludzi do kupowania
danego produktu (w przyblogowym czy przyportalowym sklepie), jak np. amigdaliny czy soku z noni.
Oczywiście to, że jakiś produkt
nie został przebadany lub wstępnie go odrzucono bez dokładniejszych badań nie
oznacza, że jest on na pewno nieskuteczny – tego po prostu nie wiemy i możemy
co najwyżej teoretycznie dedukować. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to
argument za tym, że coś jest skuteczne – a z takowym też się niejednokrotnie
spotkałem, że „skoro nie zrobiono dokładnych badań to nie wiadomo czy to faktycznie
nie działa, więc dlaczego to negujesz?!” – argumentacja całkowicie na opak i
wbrew logice. Najpierw trzeba udowodnić skuteczność, a nie na braku badań
opierać swoje przekonania, że coś działa, bo „jeszcze” tego nie obalono.
amigdalina

Skuteczność leków

Znajomość całej tej procedury (którą w całości lub dużej części przechodzi większość leków),
przynajmniej w ogólnych zarysach, rzuca też światło na powszechny zarzut, że
firmy farmaceutyczne kryją leki przed światem albo że nie badają naturalnych
substancji, bo im się nie opłaca itd. Koszt przeprowadzenia takich badań jest
ogromny, trwają one zwykle kilka i więcej lat. Często, jak widzieliśmy, różne
związki chemiczne okazują się być nieskuteczne i to dlatego nie są wprowadzane
na rynek jako leki, a nie stąd, że firma farmaceutyczna chce skuteczny lek
ukryć przed ludzkością. Ponadto leki roślinne, bez wprowadzanych modyfikacji
chemicznych mających zwiększać ich skuteczność i zmniejszać ryzyko skutków ubocznych,
też są powszechnie produkowane. Nie jest tak, że jak coś jest „naturalnego”, to
nikt nie jest tym zainteresowany (poza znachorami rzecz jasna), bo nie idzie
na tym zarobić (a szarlatani potrafią). Od razu mogę przytoczyć choćby
sylimarynę czy escynę albo bilobalid i ginkgolidy oraz inne leki wydawane bez
recepty. Natomiast to, że jakiś lek nie jest bezpośrednio pochodzenia
naturalnego, wcale nie znaczy, że jest gorszy, bo nie to decyduje o jego
biologicznej aktywności.
Wszystko jest (lub powinno być,
zależnie od kraju) sprawdzane przez adekwatne instytucje państwowe,
kontrolujące i wydające poszczególne zgody. Nie można powiedzieć, że firmy
farmaceutyczne nie próbują w różnych sytuacjach obchodzić przepisów itd., ale
cała teoria spiskowa, według której istnieją leki na wszelkie choroby, tylko są
skrywane przez koncerny farmaceutyczne, nie trzyma się w ogóle kupy i mam
nadzieję, że tekst ten i znajomość procedur badania potencjalnych leków
dodatkowo to rozjaśniają. Przede wszystkim jednak napisałem go z nadzieją, że po przeczytaniu mniej osób nabierze się na sensacyjne nagłówki o odkryciu nowych leków.
Prowadzenie bloga naukowego wymaga ponoszenia kosztów. Merytoryczne przygotowanie do napisania artykułu to często godziny czytania podręczników i publikacji. Zdecydowałem się więc stworzyć profil na Patronite, gdzie w prosty sposób możecie ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki temu może on funkcjonować i będzie lepiej się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą, ale przy wsparciu wielu z Was staje się realnym, finansowym patronatem bloga, dzięki któremu mogę poświęcać więcej czasu na pisanie artykułów.

 

Najnowsze wpisy

`

17 komentarzy do “Jak powstają leki?

  1. Ja wiem, ale niektórym naprawdę ciężko wytłumaczyć :/ bardzo profesjonalny blog, chylę czoła! Agata

  2. W ksiazkach: Najwazniejsza.Ksiazka.Jaka.Kiedykolwiek.Przeczytasz.Zdrowie & The.Luciferian.Doctrine.pdf/ #2.2 jest to zlamane

  3. Mam dwie uwagi.

    "Trzeba jednak dodać, że istnieją wskazówki sugerujące, że efekt placebo może w ogóle nie istnieć, a od dokładności zaprojektowania eksperymentu zależy, czy ów efekt w wynikach namierzymy czy też nie." – czy mogę prosić o wytłumaczenie? Nie chwytam sensu tego zdania 😉

    "W tym miejscu zwracam też zawsze uwagę na problem etyczny takiego postępowania. W końcu podawanie osobie chorej substancji obojętnej, mówiąc jej, że to prawdziwy lek w fazie testów, może budzić sprzeciw, zwłaszcza gdy badania dotyczą osób z nieuleczalnymi na obecny stan wiedzy chorobami." – Z tego co wiem, w badaniach z podwójnie ślepą próbą nie mówi się wszystkim pacjentom, że dostają lek… Wszystkim pacjentom mówi się, że dostają lek lub placebo, bez wmawiania nieprawdy połowie z nich.

    PS.: Lata temu ktoś powiedział mi, że idealnym dowodem na słabość dowodu in vitro jest fakt, że walnięcie cegłą w szalke Petriego też niszczy komórki rakowe 😉 Wciąż mnie to bawi. 🙂

    1. Pierwsze: im dokładniej zaprojektowane badanie, tym mniejszy efekt placebo
      Drugie: faktycznie trochę to uprościłem, zaraz zmienię.
      😉

    2. Efekt placebo bywa źle rozumiany – nie jest to raczej uruchamianie procesu wyleczenia przez psychikę, jak to próbuje się przedstawiać. Najczęściej efekty placebo dotyczą odczuć subiektywnych, czyli wcześniej głowa bolała na 4 w skali 0-5 a po wzięciu dwóch czerwonych tabletek bolała na 2, albo przed codziennym wypijaniem naparu z turzycy badany miał silny lęk, a po miał słabszy. W innych przypadkach za tajemniczy, wynikający z nastawienia efekt zdrowienia po placebo, brano wyzdrowienia wynikające ze statystyki, bo w danej chorobie się zdarzają. Dlatego w wielu przypadkach zamiast "badania z grupą placebo" powinno się mówić raczej o "badaniu z próbą zerową", mającym na celu porównanie biorących substancję czynną z jej nie zażywającymi.

      W tym więc sensie, efekt placebo, rozumiany jako polepszenie wywołane tylko sugestią, raczej nie istnieje.

      Inna kwestia że w niektórych starych badaniach w których obserwowano wyraźny efekt placebo, pigułka nie była tak nieaktywna jak zakładano (jeśli badano wpływ blokerów pompy protonowej na nadkwasotę i jako placebo użyto tabletki z węglanu wapnia, to badani w tej grupie też odczuli niewielką poprawę z powodu zobojętniania kwasów).

  4. Tu można znaleźć wiadomości na temat placebo. Mam w papierze, ale na pewno można znaleźć gdzieś w necie.
    FARMAKOTERAPIA W PSYCHIATRII I NEUROLOGII, 2000, 2, 107-113
    Maria Siwiak-Kobayashi
    Psychologiczne mechanizmy efektu placebo

  5. Mam jedną uwagę. W przypadku badania klinicznego nie etycznym jest pozostawienie ciężko chorej osoby bez leczenia, czyli podanie jej placebo. Zamiast placebo grupa kontrolna może otrzymać natomiast standardowy, dobrze poznany lek. W praktyce medycznej właśnie w porównaniu do znanego już leku określa się skuteczność oraz częstość występowania skutków ubocznych nowej substancji.

  6. Bardzo potrzebny artykuł. Mam jedną uwagę, szczególnie do niektórych komentarzy: efekt placebo rozumiany jako realny wpływ nastawienia psychicznego na przebieg choroby (a nie tylko na subiektywne samopoczucie) istnieje i w przypadku niektórych chorób bywa dość wyraźny. Artykułów naukowych na ten temat trochę jest. W Polsce zajmuje się tym np. dr Przemysław Bąbel, tutaj przykładowy artykuł: http://www.kul.pl/files/714/nowy_folder/PP_2.49.2006_art.2.pdf

  7. I właśnie dlatego zaczęłam czytać To tylko teoria, dla właśnie takich artykułów, są fakty, są wyjaśnienia…
    może trochę krótki i nie umywa się do artykułu o możliwości posiadania potomstwa przez dwie kobiety, ale jednak 3 razy Tak 😉
    Od tych kreacjonistycznych artykułów, o ziębie czy jak on tam ma… ohhh… dość.
    Już tyle razy obaliłeś te wszystkie pseudonaukowe teorie… wróć do starych dobrych artykułów! Proszę!

  8. mam pytanie, czy badanie na zwierzętach w warunkach laboratoryjnych nie nazywamy in vivo a nie in vitro?

    1. In vivo oznacza na całym, żywym organizmie. Więc in vivo może być i na myszy i na człowieku i na roślinie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *