Od jakiegoś czasu chętnie
sięgam po książki z serii „Na ścieżkach
nauki” wydawnictwa Prószyński i S-ka, które lubię szczególnie. Jest dla
mnie jednym z najbardziej wiarygodnych, jeśli chodzi o popularyzację nauki. Nigdy
jeszcze nie natknąłem się tam na pseudonaukowe buble. Wszystkie
tytuły z Na ścieżkach nauki, jakie
czytałem, mniej lub bardziej, ale podobały mi się. Niektóre były naprawdę
znakomite. Umiera za to mój zmysł estetyczny, kiedy oglądam kolejne okładki książek
z tego cyklu. Dzisiaj w poznańskiej Bibliotece Raczyńskich wypożyczyłem m.in. „Ewolucja i zagłada. Wielkie wymierania i ich
przyczyny” autorstwa geologa i paleontologa Tony’ego Hallama. I choć samą
lekturą jestem zainteresowany, to okładka tradycyjnie już okazała
się tak tandetna, że wywołała na mojej twarzy jedynie litościwy uśmiech.
sięgam po książki z serii „Na ścieżkach
nauki” wydawnictwa Prószyński i S-ka, które lubię szczególnie. Jest dla
mnie jednym z najbardziej wiarygodnych, jeśli chodzi o popularyzację nauki. Nigdy
jeszcze nie natknąłem się tam na pseudonaukowe buble. Wszystkie
tytuły z Na ścieżkach nauki, jakie
czytałem, mniej lub bardziej, ale podobały mi się. Niektóre były naprawdę
znakomite. Umiera za to mój zmysł estetyczny, kiedy oglądam kolejne okładki książek
z tego cyklu. Dzisiaj w poznańskiej Bibliotece Raczyńskich wypożyczyłem m.in. „Ewolucja i zagłada. Wielkie wymierania i ich
przyczyny” autorstwa geologa i paleontologa Tony’ego Hallama. I choć samą
lekturą jestem zainteresowany, to okładka tradycyjnie już okazała
się tak tandetna, że wywołała na mojej twarzy jedynie litościwy uśmiech.
Tony Hallam „Ewolucja i Zagłada.
Wielkie wymierania i ich przyczyny”
Na początek książka, która
przelała czarę goryczy i sprawiła, że postanowiłem o tym napisać. Najpierw na fanpage bloga, a potem tutaj.
Czacha obok dymiącego wulkanu w kontekście debaty na temat wielkich, masowych
wymierań w historii życia na Ziemii. Wasze komentarze na Facebooku dosyć dobrze
oddają charakter okładki. „Palenie
szkodzi”, „Czacha dymi”. Dostałem
jeszcze inną odpowiedź-skojarzenie: wygląda,
jakby wygrażał pięścią.
przelała czarę goryczy i sprawiła, że postanowiłem o tym napisać. Najpierw na fanpage bloga, a potem tutaj.
Czacha obok dymiącego wulkanu w kontekście debaty na temat wielkich, masowych
wymierań w historii życia na Ziemii. Wasze komentarze na Facebooku dosyć dobrze
oddają charakter okładki. „Palenie
szkodzi”, „Czacha dymi”. Dostałem
jeszcze inną odpowiedź-skojarzenie: wygląda,
jakby wygrażał pięścią.
www.proszynski.pl |
Richard Dawkins „Rozplatanie
tęczy”
Richard Dawkins, jak to on, w
sporej części książki powiela to, co napisał w Samolubnym genie. Niektóre rozdziały były bardzo ciekawe, inne
wtórne. Książkę oceniam pozytywnie, bo jak wspominałem, ani jednej z tej serii,
spośród przeczytanych, nie mógłbym nazwać negatywną. Ale znowu ta okładka. Nie
wiem, co to w ogóle jest?
sporej części książki powiela to, co napisał w Samolubnym genie. Niektóre rozdziały były bardzo ciekawe, inne
wtórne. Książkę oceniam pozytywnie, bo jak wspominałem, ani jednej z tej serii,
spośród przeczytanych, nie mógłbym nazwać negatywną. Ale znowu ta okładka. Nie
wiem, co to w ogóle jest?
www.proszynski.pl |
Richard Dawkins „Samolubny gen”
Nie mógłbym nie przeczytać Samolubnego genu. Wciągająca lektura,
choć dosyć spora, przez co momentami może się dłużyć. Obowiązkowa, według mnie,
dla każdego biologa. Autor pisze o ewolucji, doborze naturalnym i tym, że
podstawową jego jednostką są sekwencje DNA. To w tej książce pojawia
się pierwszy raz bardzo popularne dzisiaj słowo „mem” – jego pomysłodawcą jest
właśnie Richard Dawkins. Nie wiem natomiast co do takiej tematyki ma okładka.
Jakby to była książka o zapłodnieniu in
vitro albo klonowaniu, to jeszcze, pomimo kiczu, jakoś bym zrozumiał. A tak
nie potrafię.
choć dosyć spora, przez co momentami może się dłużyć. Obowiązkowa, według mnie,
dla każdego biologa. Autor pisze o ewolucji, doborze naturalnym i tym, że
podstawową jego jednostką są sekwencje DNA. To w tej książce pojawia
się pierwszy raz bardzo popularne dzisiaj słowo „mem” – jego pomysłodawcą jest
właśnie Richard Dawkins. Nie wiem natomiast co do takiej tematyki ma okładka.
Jakby to była książka o zapłodnieniu in
vitro albo klonowaniu, to jeszcze, pomimo kiczu, jakoś bym zrozumiał. A tak
nie potrafię.
www.lubimyczytac.pl |
Peter Ward „Hipoteza Medei”
Ta okładka jest chyba jedną z
najładniejszych spośród wszystkich, jakie widziałem z serii „Na ścieżkach nauki”. Nadal jednak nie
pasuje mi do tematyki, choć tutaj jestem już w stanie odgadnąć zamysł autora
grafiki w kontekście poruszanych wątków. Hipoteza Medei jest w pewnym sensie
przeciwstawna do hipotezy Gai o samoregulującej się planecie. Smutna twarz
będąca w rzeczywistości krajobrazem znalazła we mnie nawet jakąś iskierkę
melancholii. Nadal nie jest to dobra okładka, ani nawet średnia, ale coś poczułem i nie było to
zniesmaczenie.
najładniejszych spośród wszystkich, jakie widziałem z serii „Na ścieżkach nauki”. Nadal jednak nie
pasuje mi do tematyki, choć tutaj jestem już w stanie odgadnąć zamysł autora
grafiki w kontekście poruszanych wątków. Hipoteza Medei jest w pewnym sensie
przeciwstawna do hipotezy Gai o samoregulującej się planecie. Smutna twarz
będąca w rzeczywistości krajobrazem znalazła we mnie nawet jakąś iskierkę
melancholii. Nadal nie jest to dobra okładka, ani nawet średnia, ale coś poczułem i nie było to
zniesmaczenie.
www.proszynski.pl |
Tim Spector „Jednakowo odmienni.
Dlaczego możemy zmieniać swoje geny”
Książka popularyzuje temat
epigenetyki, czyli to, o czym piszę w mojej pracy magisterskiej. Przeczytałem ją jednym
tchem, w dwa dni (to szybko, jak na mnie). Choć nie zawiera wielu konkretów i
jest raczej formą opowiastki i rozmyślań autora z wieloma przykładami w tle, to
daje jakiś obraz problemu, jakim jest dziedziczenie cech nabytych i wątpliwości
oraz pytań, jakie się z nim aktualnie wiążą. Sam autor to dyrektor jednego z
większych rejestrów bliźniąt na świecie, genetyk. Czy to jego, z racji
wykonywanego zawodu, miała przedstawiać ta okładka? To oczywiście bardzo głupie i niepoważne pytanie.
epigenetyki, czyli to, o czym piszę w mojej pracy magisterskiej. Przeczytałem ją jednym
tchem, w dwa dni (to szybko, jak na mnie). Choć nie zawiera wielu konkretów i
jest raczej formą opowiastki i rozmyślań autora z wieloma przykładami w tle, to
daje jakiś obraz problemu, jakim jest dziedziczenie cech nabytych i wątpliwości
oraz pytań, jakie się z nim aktualnie wiążą. Sam autor to dyrektor jednego z
większych rejestrów bliźniąt na świecie, genetyk. Czy to jego, z racji
wykonywanego zawodu, miała przedstawiać ta okładka? To oczywiście bardzo głupie i niepoważne pytanie.
www.proszynski.pl |
Svante Pääbo „Neandertalczyk. W poszukiwaniu
zaginionych genomów”
Bardzo ciekawa książka. Autor
opisuje w niej początki swojej antropologicznej kariery, a następnie opowiada
jak przebiegały badania i związane z nimi wzloty i upadki, nad odczytaniem
najpierw mitochondrialnego, a potem jądrowego genomu neandertalczyka. Okładka
sugeruje raczej, że jest to opowieść o ewolucji neandertalczyków, tak właśnie
na początku myślałem. W każdym razie gorszej grafiki rekonstrukcji interesującego nas
przedstawiciela znaleźć się chyba nie dało.
opisuje w niej początki swojej antropologicznej kariery, a następnie opowiada
jak przebiegały badania i związane z nimi wzloty i upadki, nad odczytaniem
najpierw mitochondrialnego, a potem jądrowego genomu neandertalczyka. Okładka
sugeruje raczej, że jest to opowieść o ewolucji neandertalczyków, tak właśnie
na początku myślałem. W każdym razie gorszej grafiki rekonstrukcji interesującego nas
przedstawiciela znaleźć się chyba nie dało.
www.proszynski.pl |
Steven J. Dick „Życie w innych
światach. Dwudziestowieczna debata nad życiem pozaziemskim”
Ta książka jest świetnym
opracowaniem na temat publicznej i naukowej debaty w XX wieku, dotyczącej życia
pozaziemskiego. Opowiada zarówno o wątkach kulturowych i
społecznych, jak i typowo badawczych. Znajdziemy tu m.in. rozdział o obcych w
książkach, gdzie Steven J. Dick trochę miejsca poświęca naszemu polskiemu
Stanisławowi Lemowi. Okładka ewidentnie jest na to samo kopyto, co przy książce
Tima Spectora czy Richarda Dawkinsa. Okropna.
opracowaniem na temat publicznej i naukowej debaty w XX wieku, dotyczącej życia
pozaziemskiego. Opowiada zarówno o wątkach kulturowych i
społecznych, jak i typowo badawczych. Znajdziemy tu m.in. rozdział o obcych w
książkach, gdzie Steven J. Dick trochę miejsca poświęca naszemu polskiemu
Stanisławowi Lemowi. Okładka ewidentnie jest na to samo kopyto, co przy książce
Tima Spectora czy Richarda Dawkinsa. Okropna.
www.proszynski.pl |
Nick Lane „Tlen. Cząsteczka,
która stworzyła świat”
To chyba najlepsza książka
spośród tych, jakie czytałem, gdybym miał oceniać tylko serię Na ścieżkach nauki. Najlepsza
merytorycznie, czasami trudna nawet dla mnie. Za to pełna błędów, literówek,
źle postawionych przecinków, braków polskich znaków. Czego tylko zapragniecie i
to prawie na każdej stronie, a czasem nawet po kilka błędów na stronę. Znalazły się też błędne tłumaczenia, np. mylenie milionów z miliardami. W żadnej
innej książce wydawnictwa Prószyński i S-ka nie widziałem czegoś takiego. Ale
tutaj chodzi mi przede wszystkim o okładkę. Jest nawiązanie do tlenu i do
oddychania. Ale te kolory i styl nadal mnie nie przekonują.
spośród tych, jakie czytałem, gdybym miał oceniać tylko serię Na ścieżkach nauki. Najlepsza
merytorycznie, czasami trudna nawet dla mnie. Za to pełna błędów, literówek,
źle postawionych przecinków, braków polskich znaków. Czego tylko zapragniecie i
to prawie na każdej stronie, a czasem nawet po kilka błędów na stronę. Znalazły się też błędne tłumaczenia, np. mylenie milionów z miliardami. W żadnej
innej książce wydawnictwa Prószyński i S-ka nie widziałem czegoś takiego. Ale
tutaj chodzi mi przede wszystkim o okładkę. Jest nawiązanie do tlenu i do
oddychania. Ale te kolory i styl nadal mnie nie przekonują.
www.proszynski.pl |
Jane Goodall „Przez dziurkę od
klucza: 30 lat obserwacji szympansów”
Autorka jest szeroko znaną na
arenie międzynarodowej prymatolożką, która przez wiele lat prowadziła badania,
opierając się o obserwacje szympansów. Najpierw robiła to sama, z czasem
powstały specjalistyczne instytuty naukowe, zbierające i analizujące dane,
prowadzące pomoc weterynaryjną dla zwierząt itp. Książkę „Przez dziurkę od klucza” zdecydowanie polecam. Obok Samolubnego genu i Tlenu, postawiłbym ten tytuł na podium. A gdyby okładka miała
zadecydować, to książka Jane Goodall miałaby definitywnie pierwsze miejsce.
Daleko jej do ładnej okładki, ale jest najnormalniejsza spośród wszystkich
wymienionych. Może dlatego, że jest to zdjęcie, a nie dziwaczna grafika?
arenie międzynarodowej prymatolożką, która przez wiele lat prowadziła badania,
opierając się o obserwacje szympansów. Najpierw robiła to sama, z czasem
powstały specjalistyczne instytuty naukowe, zbierające i analizujące dane,
prowadzące pomoc weterynaryjną dla zwierząt itp. Książkę „Przez dziurkę od klucza” zdecydowanie polecam. Obok Samolubnego genu i Tlenu, postawiłbym ten tytuł na podium. A gdyby okładka miała
zadecydować, to książka Jane Goodall miałaby definitywnie pierwsze miejsce.
Daleko jej do ładnej okładki, ale jest najnormalniejsza spośród wszystkich
wymienionych. Może dlatego, że jest to zdjęcie, a nie dziwaczna grafika?
www.proszynski.pl |
Wpis ten potraktujcie półżartem
półserio, bo jak wspominałem, wszystkie te pozycje warto przeczytać. Nie
przedstawiłem tutaj każdej książki Na
ścieżkach nauki, jaką czytałem. Darowałem sobie m.in. inne pozycje
Dawkinsa, bo one wszystkie są prawie o tym samym. Odpuściłem sobie też na
przykład Genetykę kultury, polskiego
biologia, Mariusza Biedrzyckiego. Ciekawy jestem za to Waszych skojarzeń.
Prawdę powiedziawszy, to postanowiłem napisać tę notkę dopiero, gdy czytałem
Wasze komentarze na fanpage.
półserio, bo jak wspominałem, wszystkie te pozycje warto przeczytać. Nie
przedstawiłem tutaj każdej książki Na
ścieżkach nauki, jaką czytałem. Darowałem sobie m.in. inne pozycje
Dawkinsa, bo one wszystkie są prawie o tym samym. Odpuściłem sobie też na
przykład Genetykę kultury, polskiego
biologia, Mariusza Biedrzyckiego. Ciekawy jestem za to Waszych skojarzeń.
Prawdę powiedziawszy, to postanowiłem napisać tę notkę dopiero, gdy czytałem
Wasze komentarze na fanpage.
Na koniec dodam, że omawiane
książki z tej serii pojawiają się co najmniej od lat 90. XX wieku, a najnowsza
pozycja „Neandertalczyk. W poszukiwaniu
zaginionych genomów” jest z końca 2015. roku. Ten okładkowy problem to nie
kwestia kilku lat, lecz więcej, niż dekady. Właściwie to już nawet dwóch. Jest
trochę strasznie, trochę śmiesznie, nie zaprzeczę, ale zdecydowanie wolę okładki
ładne, interesujące i zastanawiające. Niedawno wyszła książka „Zakonnice odchodzą po cichu”. Nie
czytałem jej, ale za samą okładkę i w odniesieniu do tematu ma ode mnie duży
plus. Tak wygląda dobry pomysł.
książki z tej serii pojawiają się co najmniej od lat 90. XX wieku, a najnowsza
pozycja „Neandertalczyk. W poszukiwaniu
zaginionych genomów” jest z końca 2015. roku. Ten okładkowy problem to nie
kwestia kilku lat, lecz więcej, niż dekady. Właściwie to już nawet dwóch. Jest
trochę strasznie, trochę śmiesznie, nie zaprzeczę, ale zdecydowanie wolę okładki
ładne, interesujące i zastanawiające. Niedawno wyszła książka „Zakonnice odchodzą po cichu”. Nie
czytałem jej, ale za samą okładkę i w odniesieniu do tematu ma ode mnie duży
plus. Tak wygląda dobry pomysł.
Chcesz wesprzeć rozwój mojego bloga? Możesz to zrobić zostając jego patronem tutaj.
nie znam serii, ale chętnie bym sięgnęła. na początek po "Samolubny gen"
Warto :-).
Okładki bardzo kojarzą mi się z tymi, które w swojej biblioteczce ma mój tata. Ale jednak coś w tym jest, że są one w jakiś sposób do siebie wszystkie podobne
Zapytaj, może ma właśnie z tej serii ;-).
Dzięki za odwiedziny, ciekawy blog, będziemy do Ciebie zaglądać:)
Okładka "Neandertalczyka…" może nie jest jakaś wybitna, ale mi się nawet podoba.
IMHO najgorsza jest "Ewolucja…" Giertycha, kiedyś ją tu na blogu widziałem.
Na pocieszenie w beletrystyce też jest pełno chłamu.
Zastanawiałem się czy napisać, że te okładki gonią te, jakie wydaje Fronda, ale uznałem, że to byłoby jednak zbyt krzywdzące.
Mam kilka tych samych książek innych wydawnictw i spróbuję problem wyjaśnić. Często bywam w księgarni i zauważyłem ogólny trend do tego, by okładka krzyczała na potencjalnego czytelnika. Książki popularno-naukowe dość długo temu trendowi się opierały. Rzecz w tym, że ich tematyka nie jest tak popularna jak np. fantasy, a te mimo okropnych, czasami zakrawające na szmirę okładek, rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Widocznie wydawnictwo Prószyński i S-ka w tym upatruje szansę na popularyzację tego gatunku, a przede wszystkim na większe zyski?
Fakt, niektóre z nich są trochę krzykliwe.
Co z Ciebie ze biolog, że nie rozpoznałeś na "Rozplataniu tęczy" zbliżenia na kielich kwiatu z jego słupkiem i pręcikami? ;D
A tak na serio, to myślę, że w wielu miejscach się czepiasz. Nie mówię, że te okładki są ładne, ale co jest złego w tej podobiźnie neandertalczyka? Co jest dziwnego w okładce "Samolubnego genu", skoro jest to książka o genetyce (helisa) i doborze naturalnym (płód)? Mogłabym jeszcze chwilę tak wymieniać… 😛
Ależ ja to widzę, po prostu forma czy styl, kontekst do tematu książki mnie nie przekonują. Większość jest robiona na jedno kopyto, z zasadą "jak najdziwniej, jak najbardziej tandetnie". Jakby co, to czaszkę też rozpoznałem ;-).
No to może zawiodła mnie moja umiejętność czytania ze zrozumieniem, bo ja odniosłam się do "Nie wiem, co to w ogóle jest?", "Nie wiem natomiast co do takiej tematyki ma okładka. (…) A tak nie potrafię [zrozumieć]" czy "gorszej grafiki rekonstrukcji interesującego nas przedstawiciela znaleźć się chyba nie dało." Dla mnie ewidentnie jest to zarzut ze strony innej niż "ale to brzydkie/krzykliwe/tandetne". A z tym oczywiście bym się zgodziła 🙂
Chyba bardziej pasowało by "Co to w ogóle ma być?", ale uznałem, że brzmi tak jakoś za bardzo nieprzyjemnie ;-). Książka "Rozplatanie tęczy" jest o różnych zjawiskach w przyrodzie i wyjaśnianiu ich. Autor przekonuje, że to, że wiemy jak coś działa, to wcale nie odbiera temu "magii". Pomysł potencjalnie mógł być okej, ale wykonanie straszne.
"Rozplatanie teczy" jesli dobrze pamietam ma rozdzial o tym ze pszczoly widza kwiaty w inny sposob, na co ma wplyw inne spektrum czestotliwosci swiatla ktore do nich dociera.
Takze okladka, tak sadze, przedstawia zdjecie tego jak pszczola widzi kwiat.
Nawet jeśli taki był zamysł autora, to wykonanie jest dalekie od ciekawego czy ładnego…
To juz tylko subiektywna ocena, ja dostrzeglem (domniemane przeze mnie) zamierzenie autora okladki wiec wydalo mi sie to ciekawa aluzja.
W jakimś tam stopniu każda taka ocena jest subiektywna i nie wątpię, że znalazłby się ktoś, kto i okładkę Samolubnego genu czy Ewolucja i zagłada z czachą, mocno by zachwalał. 🙂
książka naukowa i błędy…
Chodzi w tym wypadku o literówki itp., które zawsze się znajdą. Problem w tym, że w tej jednej książce było ich naprawdę mnóstwo.
Kłania się przysłowie "nie oceniaj książki po okładce", w wydaniu dosłownym. Wygląda to jak jakaś nieudana odmiana sztuki nowoczesnej, zwłaszcza przy "Samolubnym genie" moim zdaniem. Najważniejsza jednak jest treść, która – z tego, co mówisz – broni się.
Owszem, broni. Nawet jakby te okładki były jeszcze gorsze, to książki bym kupował lub wypożyczał. Ale nie oszukujmy się, że okładka też ma znaczenie dla odbiorcy, a przez to powinna je mieć także dla wydawcy.
Dlatego przyznałam, że te okładki są nietrafione. Jednak z własnego punktu widzenia, choć chodzi raczej o beletrystykę, mogę powiedzieć, że czytałam sporo ciekawych pozycji o niezachęcającej szacie graficznej 🙂
No to się zgadzamy :-).
Myślę, że taką treść o zakonnicach zdecydowanie łatwiej jest zawrzeć jednym symbolem na okładce niż naukowe wywody. Ale autorzy okładek przynajmniej bardzo się starali 😉
Być może się starali, nie wiem, ale mi na myśl dosyć szybko przyszło kilka prostych, nie wiem czy dobrych, ale na pewno lepszych pomysłów. Wystarczyłoby po prostu jakieś ładne zdjęcie pasujące tematycznie dać i już byłoby lepiej ;-).
Tony Hallam „Ewolucja i Zagłada. Wielkie wymierania i ich przyczyny”
Mam tę książkę – bardzo mi się podobała 🙂 Mogę ją polecić każdemu, kto interesuje się tym tematem.
Richard Dawkins „Rozplatanie tęczy”
Nie wiem, co to w ogóle jest?
Jakiś kwiatek chyba. Swoją drogą przyznaję się bez bicia, że nie czytałem jeszcze ani jednej książki Dawkinsa. Kiedyś próbowałem "Ślepego zegarmistrza", ale był dosyć nudny. Trzeba to będzie kiedyś nadrobić.
A jeśli chodzi o ilustrację, to zgadzam się: spora część (większość?) z nich jest po prostu kiczowata. I nie wiem, jak mogło to przejść. Wydaje mi się, że kwestia okładek w publikacjach popularnonaukowych jest traktowana po macoszemu – ludziom za to odpowiedzialnym prawdopodobnie "popularnonaukowe" kojaży się po prostu z "fantastyczno-naukowe" i podobnie jest przez nich traktowane od strony "technicznej".
Swoją drogą, kiedyś w jakimś sklepie online znalazłem książki religijne w dziale popularnonaukowym. To też wiele mówi o podejściu ludzi którzy zajmują się książkami od strony marketingu/sprzedaży itp.
W niektórych Matrasach książki religijne są na dziale popularnonaukowych…
Mam nadzieję, że pamiętacie iż religioznawstwo to też nauka 🙂 Jeśli to było Pismo Święte albo książki służące pogłębianiu wiary to rozumiem Wasze zdziwienie, ale coś czuję, że to raczej nie ten przypadek… 😉
Już nie pamiętam w sumie, ale możliwe, że Twoja uwaga jest tutaj słuszna :-P. Jak będę w tym konkretnym Matrasie, to sprawdzę. Bo w innych w jakich byłem, był osobny dział dla nauki, a osobny dla religii. I dokładnie te same książki były tam właśnie w dziale "religia".
Byłem tam dzisiaj i jest jeszcze bardziej pokręcone: książki popularnonaukowe są w dziale "Religia" ;-).
Nie Aniu – to nie były książki o tematyce religioznawczej.
Sam troszkę interesuję się mitologiami i religią od strony naukowej i potrafię rozróżnić książkę religijną od tej, która po prostu mówi o religii. Mogę cię więc zapewnić, że to były książki religijne, a nie naukowe.
Próbowałem teraz znaleźć w sklepach, które czasem odwiedzam, owe książki, ale nie znalazłem – widocznie ktoś zrobił u nich porządek w działach (bo działy religijne też są, nawet osobno działy religioznawcze czasem). Albo pomyliły mi się sklepy.
Oczywiście znalazłem też (teraz) w działach popularnonaukowych książki pseudonaukowe (Macieja Giertycha przykładowo), ale aż takiego obeznania z tematyką książek raczej nie można od sprzedawców wymagać 😉
Moje wątpliwości budzą za to w tej chwili inne książki, które teraz znalazłem, a które jak dla mnie są właściwie na granicy popularyzowania nauki – gdyż co prawda nie są sensu stricte religijne (jak mi się wydaje po przeczytaniu opisów), ale religią są mocno przesiąknięte. Oceńcie sami (znalezione w jednym sklepie w dziale popularno-naukowym):
http://www.gandalf.com.pl/b/zdumiewajace-prawdy/
http://www.gandalf.com.pl/b/12-tajemnic-chrzescijanstwa-ktore/
http://www.gandalf.com.pl/b/szkice-z-biblijnego-zwierzynca/
http://www.gandalf.com.pl/b/stworzenie-od-nicosci/
Co o nich sądzicie?
Jak to się mówi "Grafik płakał jak projektował". Może mają jakiegoś grafika od dekady, żal zwolnić, więc dają mu mniej popularne tytuły?
Co do przedstawienia tych pozycji to fajny sposób i myślę, że nawet osoby nie zainteresowane tego typu literaturom mogą się zdziwić i poczuć zachęconym do lektury.
Grafika zawsze można wysłać na jakieś szkolenia, choć generalnie pisząc tekst nie myślałem raczej w tych kategoriach, o jakich wspominasz.
Głupio to zabrzmi, ale jaram się tomiskami, które przekazują nową wiedzę. Biologia też mnie pociąga 🙂 Ale okładki rzeczywiście są trochę niesmaczne i tandetne.
Ciekawe zestawienie. Pierwszą okładkę przemilczę bo faktycznie lepiej nie komentować;) Mam sporo zaległości w książkach naukowych. Ostatnio przeczytałam chyba " Krótką historię czasu" i to tyle. Życia brakuje na te wszystkie ciekawe książki.
Krótka historia czasu, choć jest uważana za kultową, to dla mnie akurat była taka sobie ;-).
Haha, niezłe, ta pierwsza zwłaszcza:P Za to z chęcią siegnęłabym po kilka wymienionych:)
No cóż, może to wszystko wychodzi spod jednej ręki grafika, który wiedzy naukowej nie ma i buduje te dziwne twory na swoich wyobrażeniach? A może to taka sztuka i nie wypada pytać artysty, co miał na myśli? 🙂
Ciekawa seria i nawet czytałem "Samolubny gen". Nic mi nie przeszkadza, warto zajrzeć. Pozdrawiam
Łojezu, jakie tragiczne te okładki… Tematyka każdej z tych książek wydaje się ciekawa, a tu taki psikus :/
Ostatnio miałam okazję oglądać nieudane okładki na książkach fantastycznych. Nie znam przedstawionej przez Ciebie serii, od razu się przyznaję, ale wydawnictwo Prószyński i S-ka w moim mniemaniu raczej zasługuje na aprobatę. 😉 Przychodzi mi jeszcze na myśl zadawane często w szkole na języku polskim pytanie: Co autor miał na myśli? Sparafrazuję i zapytam: Co grafik miał na myśli? Tytuł ,,Rozplatanie tęczy", a na okładce niezidentyfikowany obiekt…
To też podkreślam, że książki same w sobie, jak i wydawnictwo są jak najbardziej ok, tylko grafiki z tej serii są tragiczne.
Okładki wymiatają! 🙂 Aczkolwiek nie tylko te. Coraz więcej okładek polskich książek wygląda tak, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy raczej płakać nad upadkiem ostatnich szczątków estetyki przynajmniej wśród wydawców (ale także wśród klientów, jak się słucha ich rozmów i komentarzy na targach).
Ale seria jest ciekawa. Mam niektóre z tych książek. Szkoda, że oprawiono je w coś, przez co nawet te mądre i naukowe wyglądają jak rewelacje z kompletnego brukowca.
Smutno, że odeszły te czasy, gdy książki miały na okładce tytuł i nazwisko autora czytelnymi literami. I nic więcej… ;-(
Ja bym dodał jeszcze wszystkie okładki Harry'ego Pottera:
http://debatstuk.blog.pl/files/2015/03/harry3.jpg
Książki o Harrym Potterze raczej nie należą do popularnonaukowych. 😛
Starsze wydanie "Samolubnego Genu" miało inną okładkę. Grafika z podwójną helisą DNA. Po prostu.